środa, 30 grudnia 2009

Pierwsze ruchy transferowe. Migracje snajperów!


Styczniowe mercato powinno zostać przygotowane już w grudniu. Dobrze poukładane, rozsądne kluby "zaklepują" sobie piłkarzy tak, by ci byli do ich dyspozycji od początku stycznia. Tak, by stawili się gotowi wspomóc nowych kolegów od razu, a nie gdzieś w połowie lutego, gdy topnieją już śniegi (jeśli w ogóle spadną...). Kilka ciekawych ruchów na giełdzie transferowej już więc za nami. Oto najważniejsze z nich.

1) Luca Toni. Odkąd tylko sięgam wstecz pamięcią (od odejścia niedomagającego już wówczas Batigola?), giallorossi szukali klasycznej "9", klasycznego środkowego napastnika. Tak przynajmniej się mówiło. Wielu obserwatorów zastanawiało się, na ile szczere były te łowy, na ile gotowa była Roma na próbę połączenia coraz bardziej statycznego Tottiego z typowym środkowym napastnikiem. Baptista, Nonda, czy Vucinić nie byli takimi piłkarzami. Luca Toni jest. Mistrz świata walczy o wyjazd do RPA. Bayern pozbył się go bez żalu, gdyż ma w składzie napastników tego kalibru co Olić (kapitalna forma!), Gomez czy Klose. W Rzymie Luca powinien "odpalić". Nie ma nic do stracenia, jeśli szybko nadrobi zaległości treningowe, to strzeli 8-10 bramek i poleci do Afryki, bynajmniej nie na wakacje. A Roma stanie się pewniakiem do 3-4 miejsca.

2) Goran Pandev. "Fenomenalny" zmysł taktyczny Claudio Lotito pozbawił jego klub najlepszego piłkarza. Za darmo. Pandev wygrał sądowy proces z Lazio i stał się wolnym graczem. Kontrakt z Interem to powrót Gorana do Mediolanu. Kiedyś Inter łatwo oddał go do Rzymu (w wymianie za Stankovica), teraz niejako naprawił ten błąd. Na Puchar Afryki wylatuje Eto'o, więc Macedończyk może zostań rzucony w ogień walki szybciej, niż się spodziewa. Transfer ten na pewno zdywersyfikuje ofensywę Interu, bo Pandev lubi pobawić się piłką, pokiwać, rozegrać, ale w polu karnym często zachowuje się jak rasowy snajper. Świetnie będzie rozumiał się zarówno z Milito, jak i z Balotellim. No i z Eto'o, gdy ten wróci z wojaży. O to jestem spokojny. Buona fortuna, Goran.

3) Lotito, który w podobny sposób jak Pandeva, może stracić i Cristiana Ledesmę, wypożyczył tymczasem (z opcją wykupu) Sergio Floccariego z Genoi. Jest to bardzo dobry, silny, napastnik, z niezłym zmysłem do kończenia akcji (lepszy na pewno niż Maxi Lopez, którego też wiązano z przenosinami na Olimpico). Jego przyjście może oznaczać odejście kogoś z dwójki Rocchi-Cruz. Ten pierwszy ma ofertę z Zenitu, ten drugi jakoś nie zaaklimatyzował się w stolicy. Może też odejść Foggia, którego niezbyt ceni mister Ballardini. Ale to nie atak jest największym problemem Lazio, bo co mogą zrobić snajperzy, gdy linia pomocy istnieje głównie na papierze? To tam tkwią bolączki rzymian, dlatego też ich kibice modlą się o zdrowie dla Matuzalema.

4) Enrico Preziosi, szef Genoi, poprzesuwał pionki w ten sposób, że dziurę ( a raczej dziurkę) po Floccarim załatał wypożyczonym z Interu Davidem Suazo. Honduranin bardzo szybko biega, ale poza tym ma braki techniczne i niestety taktyczne (trochę przypomina pod tym względem legionistę Chiynamę). Dlatego nie zrobił kariery w Mediolanie. W szybko grającej Genoi ma szansę zrobić coś dobrego, choć nie jestem do końca pewny, czy będą mu odpowiadać schematy gry trenera Gasperiniego.

5) David Beckham. Przyjście Anglika było pewne już od dawna, ale warto je odnotować. Po pierwsze dlatego, że pomocnik ten to duża osobowość i skarb marketingowy. A po drugie, to wciąż bardzo dobry piłkarz. Rok temu wniósł coś pozytywnego do gry rossoneri. Wysoko cenię i zawsze ceniłem jego talent i sądzę, że także teraz wzmocni Milan. Trzymam za niego kciuki. Jestem ciekawy postawy kolejnego nowego nabytku rossoneri, ghanijskiego napastnika Dominica Adiyiaha (przyszedł z Fredrikstad). Oceny jego umiejętności są skrajne, od entuzjastycznych do negatywnych. Możliwe, że pójdzie on gdzieś na wypożyczenie (Livorno?). Wtedy na pewno będziemy mogli bliżej mu się przyjrzeć.

6) Felipe. Brazylijski stoper Felipe za około 8 mln euro (tyle zapłacą za całość jego karty) przeszedł z Udinese do Fiorentiny. Piłkarz ten długo, chyba zbyt długo grał na Stadio Friuli, przestał się tam rozwijać, dokuczały mu też kontuzje. Teraz ma nowy bodziec i większe możliwości. Stać go na regularne występy na poziomie europejskim, życzę mu tego, to bardzo dobry, elegancko grający środkowy obrońca. Zaczął już nawet treningi z nowymi kolegami, mimo, że dopiero 1.01 oficjalnie stanie się piłkarzem viola. Tak działają profesjonalni działacze, tacy jak Pantaleo Corvino.

To dopiero pierwsze, przełamane w tym zimowym okienku lody. Spodziewam się jeszcze kilku ciekawych piłkarzy zmieniających kluby (Dossena? D'Agostino? Cigarini? Ledesma? Foggia? . Będziemy o tych ruchach informować na bieżąco. Ale nie spodziewajmy się cudów. Prawdziwe polowania zawsze odbywają się w lecie, teraz czeka nas tylko łatanie dziur.


foto: euro-league.pl

środa, 23 grudnia 2009

Buon Natale



WESOŁYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA
DLA CZYTELNIKÓW I ICH BLISKICH
ABYŚCIE TE PIĘKNE DNI SPĘDZILI
W CIEPLE, SPOKOJU I RADOŚCI


Mattia

poniedziałek, 21 grudnia 2009

17 kolejka. Mroźna klęska Juventusu


Atak zimy dość solidnie okroił 17. kolejkę Serie A. Rozegrano tylko 6 spotkań, choć biorąc pod uwagę ich poziom, można stwierdzić, że było ich jednak za dużo. Takiego zdania są na pewno kibice i piłkarze Juventusu. Ci pierwsi obrzucili autokar swojej drużyny już przed pojedynkiem z Catanią, a protest kontynuowali w trakcie i po meczu. Ci drudzy wydatnie przyczynili się do całego zamieszania, ulegając 1-2 czerwonej latarni z Catanii. Juventus przegrał 5 z ostatnich 6 spotkań i większość z tych porażek wyglądała równie blado, jak ta wczorajsza. W pierwszej połowie Stara Dama grała tragicznie, praktycznie nie stwarzając zagrożenia pod bramką przyjezdnych. Brakowało szybkości, pomysłu, werwy. Już po pół godzinie gry Ferrara zdjął z murawy Felipe Melo, który tracił mnóstwo piłek i wyglądał jak człowiek, który nie ma ochoty praktycznie na nic, w każdym razie na pewno nie na grę w piłkę.

Po zmianie stron mieliśmy reakcję Juve, do której przyczynił się też wprowadzony za Melo Salihamidzić, autor bramki (dobra asysta Diego). Juventus cisnął, mógł zdobyć gola na 2-1, ale w samej końcówce dał się zaskoczyć z kontry i poległ. Poległ w sposób bolesny i kompromitujący, bądź co bądź z dotychczasowym outsiderem. Będą to bardzo smutne święta dla wszystkich ludzi związanych ze Starą Damą. Częściowe wytłumaczenie to kontuzje, ale suma błędów obejmuje więcej elementów. Nie sprawdzają się letnie transfery, pomyłki popełnia Ferrara, który nie potrafi wykorzystać potencjału, jaki ma w tym składzie, rozczarowują piłkarze, którzy mieli być ostojami projektu. Nie widać też chyba pomysłu na wyjście z impasu. Ani ze strony zarządu, ani trenera, ani drużyny. Sezon można jeszcze uratować, choćby wygrywając Ligę Europejską, ale do tego trzeba szybkich decyzji. Kto wie, czy nie radykalnych.


Radykalnych cięć nie będzie w Interze. Będą oczywiście spokojne święta, bo nerazzuri zdecydowanie dominują w Serie A. Mecz z Lazio (1-0), rozgrywany na fatalnej murawie i przy dużym mrozie, był smutnym zakończeniem futbolowego roku kalendarzowego w Italii. Inter szybko zdobył gola (swoją drogą, dostać w 15 minucie kontrę po własnym rzucie rożnym grając na San Siro - genialne!), a potem kontrolował mecz, niespecjalnie nawet starając się o drugiego gola. Lazio niby próbowało coś zrobić, ale jedyne na co było ich stać to anemiczne uderzenia Rocchiego i Cruza, czy też bardzo niecelne bomby Kolarova. W Interze spokojnie, u biancocelesti dość nerwowo. Lazio z wczoraj, z Del Nero, Baronio, Meghnim, Makinwą i Firmanim na boisku, to zespół ryzykujący spadek do Serie B. Na szczęście dla kibiców rzymian, w nowym roku do gry wrócą Zarate, Foggia, Matuzalem czy Brocchi. Spadku uda się więc uniknąć. I to chyba tyle pozytywów. Można jeszcze wspomnieć o dość solidnej grze w defensywie zespołu Ballardiniego. Co z tego jednak, skoro atak strzela najmniej bramek w lidze?

Zupełnie inne nastroje panują w drugiej połowie Rzymu. Lazio miało w sierpniu na koncie Superpuchar Włoch i komplet oczek w Serie A, Roma zaczęła od dwóch porażek. Od tego momentu giallorossi pozbierali się do kupy i zaczęli grać na miarę możliwości. Duża w tym zasługa Claudio Ranierego, który nie omieszkał wczoraj wrzucić kamyczek do turyńskiego ogródka, mówiąc, że gdyby on trenował Juve, to po takiej serii porażek byłby zwolniony. Na pewno częściowo ma rację. Roma zakończyła rok zwycięstwem nad Parmą (2-0), sukcesem absolutnie zasłużonym. W pierwszej połowie goście dotrzymywali jeszcze kroku rywalowi, w drugiej gospodarze, uskrzydleni golem Burdisso, dominowała na murawie. Parma zawiodła, nie przypominała drużyny, którą chwaliliśmy na naszych łamach tak często. Duża w tym oczywiście zasługa giallorossi, nie pozwolili oni rywalowi rozwinąć skrzydeł. Ta solidność staję się powoli znakiem firmowym Romy, drużyny, która znana była do niedawna m.in. z dziurawej jak ser szwajcarski defensywy. 4. miejsce w lidze, awans do 1/16 finału Ligi Europejskiej (a biorąc pod uwagę losowanie - otwarta droga do ćwierćfinału). Kto w sierpniu postawiłby jakiekolwiek pieniądze na tak komfortową sytuację Romy?

Palermo odradza się pod pieczą Delio Rossiego. Wygrana ze Sieną (1-0) była trochę szczęśliwa, bo goście mieli w drugiej połowie 3-4 okazje, ale piłka albo trafiała w słupek albo świetnie bronił Sirigu. Do przerwy dominowali gospodarze, prowadzeni przez kapitalnie rozgrywającego piłki Fabio Liveraniego. Rossi i Liverani znakomicie współpracowali w Lazio. Zapowiada się powtórka z rozrywki? Urazu doznał Miccoli i to na pewno martwi wszystkich w klubie, bo to najbardziej niekonwencjonalnie grający zawodnik Palermo. Goście pokazali, że powoli podnoszą głowę i powalczą o utrzymanie. W najbliższych dniach dojdzie do zmiany właściciela klubu z Toskanii. Massimo Mezzaroma kupi akcje spółki od Giovanni Lombardi Stronatiego. Siena przejdzie z rąk... jednego sympatyka Romy w ręce drugiego. Czy przyniesie to szczęście?

Kolejne dwa kluby, gdzie zmiana trenera dała rezultaty, to Napoli i Livorno. Ci pierwsi pokonali 2-0 bezbarwne wczoraj Chievo i podobnie jak Palermo walczą o europejskie puchary. Napoli nie przegrało od 10 kolejek, odkąd na ich ławce zasiadł Walter Mazzarri. Partenopei szybko zdobyli gola (Hamsik), a potem kontrolowali mecz i w końcówce podwyższyli po kontrataku (Quagliarella). Proste, cyniczne, skuteczne. Livorno natomiast dość niespodziewanie ograło pikującą w dół Sampdorię (3-1), dzięki czemu spędzi Święta z dala od strefy spadkowej. Zdobycie 3 goli w jednym meczu to wielki wyczyn z ich strony, udało im się to po raz pierwszym w tym sezonie. Sampdoria nie przypomina w niczym rewelacyjnego zespołu z początku rozgrywek. To kolejny klub, gdzie wigilijne potrawy będą smakować dość średnio.


foto: bleacherreport.com, tuttosport.com

piątek, 18 grudnia 2009

17. kolejka. Małe typowanie


Bologna - Atalanta. Pojedynek wyrównanych ekip, ich zalety i wady, zarówno jeśli chodzi o sprawy kadrowe, jak i aktualną dyspozycję, wzajemnie się anulują. Wypada więc zasugerować tu remis. Jeśli ktoś wygra, to jedną bramką. Ale zakładam, że dla gospodarzy podział punktów nie będzie dramatem, a przyjezdni będą z niego wręcz zadowoleni. Typ: x

Fiorentina - Milan. Linia obrony gości w składzie Zambrotta-Kaladze (Favalli)-Nesta-Antonini jakoś nie budzi mojego zaufania. Nie sądzę aby akurat ten kwartet stanowił monolit, z różnych względów. Obie ekipy mają Ligę Mistrzów chwilowo za sobą, mogą przerzucić wojska na front ligowy. Wraca Mutu, dobrze ostatnio wygląda Santana (i oczywiście Vargas), Gilardino gwarantuje bramki. Stawiam na wygraną gospodarzy, po bardzo ładnym, płynnym i otwartym meczu. Typ: 1(x)

Genoa - Bari. Gospodarze odpadli z pucharów. Mieli mocną grupę (Lille, Valencia), ale mogli zrobić więcej, szczególnie szkoda 2. połowy wczorajszego meczu z Hiszpanami, gdzie mieli inicjatywę i okazje. Urazy Palladino i Milanetto mogą być dotkliwe. O ile pierwszego, od biedy, zastąpią Sculli i Palacio, o tyle Milanetto nie ma godnego zmiennika, równie mądrze jak on regulującego tempo gry. Stawiam na gospodarzy, bo jestem przekonany, że są lepszą ekipą. Ale jestem bardzo ciekawy, jak poradzą sobie z zastąpieniem kontuzjowanych ( o których wyżej) i zawieszonych (Bocchetti). Typ: 1

Roma - Parma. Walka o 4 miejsce zaczyna się na dobre, "króliczkiem", którego trzeba w tej chwili gonić jest właśnie Parma. Roma będzie chciała za wszelką cenę wygrać. I wygra. Ranieri wyciska z tego zespołu dużo, naprawdę chwała mu za to. Szansy dla gości upatruję w kontrach, bo obrona Romy lubi po juniorsku zastawić pułapke ofsajdową. Sądzę jednak, że przewaga piłkarska gospodarzy zatriumfuje, tym bardziej, że wracają mający "dobre nogi" Pizarro i Menez. Typ: 1

Juventus - Catania. Żarty się skończyły. Albo ta drużyna złapie się za... bary i zacznie wygrywać, albo będzie to kolejny dla Juve nieudany sezon. Nic tu nie dadzą żadne zaklęcia, zwalanie winy na złe transfery itp. Jedyną odpowiedzią mogą być zwycięstwa. Jego brak z Catanią będzie koszmarem. I ogromną sensacją. Typ: 1

Livorno - Sampdoria. Gospodarze nie dość, że nie strzelają bramek, to jeszcze wypadają im kolejni napastnicy. Do dyspozycji pozostał tylko Danilevicius. Zdarza im się jednak wygrywać 1-0, więc jakiś patent na zdobywanie punktów mają. Padnie tu z pewnością mało goli, bo i Samp ostatnio straciła wigor w ofensywie. Niewykluczony bezbramkowy remis. Sądzę jednak, że albo Cassano albo Pazzini zapewnią gościom trzy oczka. Typ: (x)2

Napoli - Chievo. Goście lubią w tym sezonie zaskakiwać, są dobrze zorganizowani z tyłu i wyprowadzają niezłe kontrataki. Tak też na pewno zagrają na San Paolo. Czujnie z tyłu i nastawieni na podkąsywanie wroga. Napoli musi przebić jakoś ich defensywę, co pod nieobecność Lavezziego będzie trudniejsze. Ale powinno się udać. Typ: 1

Palermo - Siena. Papierowym faworytem, szczególnie po świetnym meczu na San Siro, są sycylijczycy. Ale pamiętajmy, że goście wygrali dwa spotkania z rzędu. Ciekawe, czy Palermo przekuje entuzjazm po meczu z Milanem na ciągłość gry i wyników? Jeśli tak, to powalczy w tym sezonie o 6-7 miejsce. I wygra ze Sieną. Typ: 1

Udinese - Cagliari. Gospodarze nadal bez ofensywnego tercetu Pepe-Sanchez-Di Natale. W dużej mierze przez to ich gra wygląda ostatnio bezbarwnie, pozbawiona jest zwyczajowego dynamizmu. Cagliari jest w stanie wygrać na Stadio Friuli, ale jest też w stanie przegrać na własne życzenie, jak 2 tygodnie temu w Palermo. Jest to trochę nieobliczalna drużyna. Nie mam pomysłu na ten mecz, więc asekuracyjnie - typ: x.

Inter - Lazio. Tu sprawa jest raczej jasna. Lazio myślami jest już chyba przy Świętach, zawieszony na ten mecz Zarate zdążył już wylecieć do Argentyny. Zastąpić go ma odsuwany ostatnio od składu Foggia, ale to nie tez rozmiar kapelusza. Lazio będzie groźne przy stanie 0-0, po stracie gola ta drużyna w tym sezonie szybko się rozkleja. Typ: 1


foto: acmilan.com

LM: Mourinho powrót do przeszłości


Jose Mourinho powróci na Stamford Bridge, a David Beckham (od stycznia znów w Milanie) na swoje Old Trafford. Losowania europejskich pucharów mają to do siebie, że lubią skojarzyć nam pary gwarantujące tego typu smaczki. Są one solą tych rozgrywek.

Za wcześnie jest oceniać szanse i przeprowadzać analizy. Do lutego sporo czasu. Niewiadomą na dziś jest forma wszystkich zainteresowanych zespołów, mogą się zdarzyć kontuzje, mogą być jakieś zmiany kadrowe. Ciężko powiedzieć jaką rolę w drużynie rossoneri odgrywać będzie David Beckham. Wiemy natomiast kto będzie "frontmanem" Interu, kto weźmie na siebie ciężar tego dwumeczu i kto będzie podgrzewał przed nim atmosferę.

Jose Mourinho miał dać Abramowiczowi zwycięstwo w Champions League. Nie udało się, choć zawsze brakowało niewiele. Po domowym remisie 1-1 z Rosenborgiem, Portugalczyk odszedł z Chelsea. Dwumecz ze swoim byłym pracodawcą będzie dla Mourinho i jego projektu w Mediolanie testem prawdy. Cały czas mamy z jego strony dużo wymówek, dużo blefowania. Carlo Ancelotti i "The Blues" powiedzą po prostu "sprawdzam". I albo król będzie nagi, albo szturmem utoruje sobie drogę do dalszej fazy rozgrywek. A śmiem twierdzić, że jeśli Inter przejdzie Chelsea, to jest w stanie dojść naprawdę daleko, może nawet do finału. Kadrą ma znakomitą. No chyba, że w ćwierćfinale trafi na Barcelonę, jedyną ekipę absolutnie poza swoim zasięgiem.

Fajnym dwumeczem będzie starcie Fiorentiny z Bayernem. Obie ekipy grają piłką i w piłkę. Obawiam się, że viola mogą nie udźwignąć ciężaru gatunkowego 1/8 finału Champions League. Przewaga doświadczenia po stronie Bayernu może okazać się decydująca. Nie boję się o Milan, który nigdy nie dawał plamy w Lidze Mistrzów, ale MU to naprawdę najwyższa półka, nawet bez Ronaldo. Będzie trzeba dużo szczęścia. I takiego magicznego wieczoru, jak w półfinale LM w 2007 roku (3-0 dla mediolańczyków). W Lidze Europejskiej Juventus trafił na Ajax, a Roma na Panathinaikos. Godni rywale, ale absolutnie do ogrania i jestem pewny, że tu Włosi przejdą dalej.

Już możemy rozpocząć odliczanie do piłkarskiej wiosny...


foto: telegraph.co.uk

wtorek, 15 grudnia 2009

Siedmiu wspaniałych. Trenerscy stranieri.

Są absolutnie kluczowymi elementami drużyny piłkarskiej. Wysyłają swoich piłkarzy w bój, ustawiają, sterują ich ruchami. Swoją charyzmą wpływają na budowanie charakteru zespołu i jego cementowanie. To właśnie od wyboru osoby trenera rozpoczyna się z reguły konstruowanie projektu, decyzja ta wskazuje w jakim kierunku będzie iść tworzenie zwycięskiej ekipy. Włosi są przywiązani do rodzimych szkoleniowców, sukcesy ich klubów kojarzone są głównie z takimi nazwiskami jak Lippi, Trapattoni, Capello, Sacchi czy Ancelotti. Warto więc przypomnieć, że również trenerzy zagraniczni pracowali z sukcesami na Półwyspie Apenińskim i wnieśli swój wkład w budowę silnego calcio. Postanowiłem przygotować zestawienie 7 najlepszych nie-włoskich allenatori w powojennej historii Serie A.


7) Cestimir Vycpalek. Świetny piłkarz, grał w Juventusie, Palermo i Parmie. Był pierwszy obcokrajowcem noszącym opaskę kapitańską w historii Serie A. Potem bardzo dobry trener, który wygrał dwa tytuły mistrza Włoch ze "swoim" Juventusem (1972,1973). A przede wszystkim wspaniały człowiek, otwarty, ciepły. Przeżył koszmar obozu w Dachau, a mimo tych wszystkich złych rzeczy, które tam widział (a może właśnie dlatego) był wzorem do naśladowania. Klasę tę pokazywał zarówno na boisku, jak i na ławce trenerskiej, czy w życiu prywatnym. W swojej długoletniej pracy z młodymi chłopakami wychował wielu z nich na porządnych ludzi. Wychował też swojego trenerskiego następcę. Był nim siostrzeniec, Zdenek Zeman. Nie zdążył pewnie przekazać wszystkiego tego co chciał swojemu synowi, który zginął w katastrofie lotniczej 5 maja 1972 roku. Vycpalek zmarł dokładnie 30 lat później, 5 maja 2002. W dniu, gdy swoje 26. scudetto świętował "jego" Juventus.

6) Heriberto Herrera. Trudny charakter (pseudonim "Żelazny sierżant"), ale duża klasa trenerska. Prowadził w swojej karierze wiele klubów w Hiszpanii (m.in. Barcelona, Valencia, Espanyol) oraz we Włoszech (1964-1968 Juventus, 1969-1971 Inter, 1971-1973 Sampdoria, 1973-1975 Atalanta). Ze Starą Damą wygrał scudetto w roku 1967 oraz Puchar Włoch dwa lata wcześniej. Z Interem wywalczył wicemistrzostwo w sezonie 1969/1970, kilka miesięcy później pokazano mu drzwi, bo popadł w konflikt z piłkarzami. Zapamiętany został jako trener wymagający od swoich piłkarzy dużo ruchu, dużo "gry bez piłki", co wkrótce weszło do kanonu nowoczesnego futbolu. Pozostaje pytanie: czy łatwość z jaką popadał w konflikty przeszkodziła Paragwajczykowi w osiągnięciu większych sukcesów, czy może jednak nie osiągnąłby tak dobrych, mimo wszystko, rezultatów bez bycia właśnie "Żelaznym sierżantem"? Pytanie zasadne, Inter w 1970 roku zwolnił Herrerę i kilka miesięcy później świętował scudetto z Giovanim Invernizzim na ławce.

5) Lajos Czeizler. Jeden z najlepszych trenerów Europy pierwszych dekad powojennych. W latach 1942-1948 zdominował szwedzką piłkę z IFK Norrkoping (pięć tytułów mistrzowskich, 2 puchary krajowe). W sezonie 1963/1964 prowadził Benficę i wygrał z nią portugalski dublet. Pomiędzy te przygody przypada jego romans z calcio. Czeizler prowadził w Italii Milan (1949-1952), Padovę (1952-1953), Squadra Azzurra (1953-1954), Sampdorię (1954-1957) oraz Fiorentinę (1957-1957, 1960-1961). Prowadząc rossoneri zwyciężył w Serie A (1951) oraz Coppa Latina (1951). Dla Florencji wygrał w ciągu kilku dni 1961 roku Puchar Włoch i Puchar Zdobywców Pucharów. Triumfów w rozgrywkach europejskich byłoby pewnie więcej, ale pucharowa inicjatywa Gabriela Hanota dopiero trafiała na podatny grunt, gdy Węgier schodził już z futbolowej sceny. 5. miejsce dla Czeizlera to jednocześnie wyróżnienie dla całej fali węgierskich szkoleniowców pracujących w Italii w pierwszych latach powojennych. Wnieśli oni bardzo znaczny aport do rozwoju calcio. Wystarczy dodać, że w latach 1947-1962 tylko podczas jednych rozgrywek (1959-1960) nie mieliśmy węgierskiego szkoleniowca w żadnym klubie Serie A. Między 1951 a 1954 rokiem trzy z czterech tytułów mistrzowskich wygrały ekipy trenowane przez przybysza właśnie z tego kraju (1951 - Milan/Czeizler, 1952 - Juventus/Sarosi, 1954 - Milan/Guttman).

4) Nils Liedholm. Szwedzki "Baron" był nie tylko wybitnym trenerem, ale i miał za sobą wielką karierę piłkarską. Przez 13 lat zakładał koszulkę Milanu współformując legendarne szwedzkie trio Gre-No-Li (Gren-Nordahl-Liedholm). Jako szkoleniowiec prowadził rossoneri, Fiorentinę, Romę i Veronę. W Mediolanie i Rzymie wygrał scudetto. W Romie zdobył też 3 Puchary Włoch i dotarł do finału Pucharu Mistrzów (porażka karnymi z Liverpoolem). Liedholm był ceniony nie tylko jako znakomity szkoleniowiec, ale i jako dżentelmen, zawsze skromie i z uznaniem wypowiadający się o rywalu, prezentujący nienaganne maniery. Był jednym z pierwszych trenerów, którzy wprowadzali we Włoszech wczesne stadia gry strefą w obronie, wzorowane na modelu brazylijskim i holenderskim. W 1997 roku Szwed opuścił na dobre ławkę trenerską, ale nie odsunął się od calcio, był bardzo cenionym komentatorem. Wielki człowiek futbolu, jakże nie pasujący do współczesnej, brudnej piłki. Odszedł od nas dwa lata temu.

3) Vujadin Boskov. Jako piłkarz, gwiazda reprezentacji Jugoslawii, wicemistrz olimpijski, jeden z pierwszych zawodników z tego kraju, który wyjechał na Zachód. Jako trener, wielka legenda, sukcesy w Realu Madryt, sukcesy w Sampdorii Genua. Pracując z doriani w latach 1986-1992 (druga przygoda - 1997-1998 nie była już tak udana) zbudował kapitalną ekipę, która wygrała jedyne w historii klubu scudetto (1991), a także dwa Puchary Włoch, Puchar Zdobywców Pucharów oraz Superpuchar Italii. Łyżką dziegciu w beczce miodu pozostaje finał Pucharu Mistrzów z Barceloną, pechowo przegrany 0-1. Boskovowi jakoś nie było zresztą pisane wygranie tego trofeum. Do finału dotarł też z Realem i uległ Liverpoolowi. Również 0-1. Sampdoria Boskova była ekipą z niezwykle mocną obroną, linią pomocy z proporcjami rozdzielonymi równo między ofensywę a defensywę i wreszcie spektakularnym duetem napastników Mancini-Vialli. Siłą warsztatu Jugosłowianina była też atmosfera jaką wprowadzał w szatni, to, że potrafił znakomicie zarządzać zespołem pod względem mentalnym, karać kiedy trzeba, głaskać, gdy było to konieczne. Do historii przeszedł też jego stoicki spokój i wyważone wypowiedzi, jakie prezentował, szczególnie w pomeczowych wywiadach. Na powtarzające się i upierdliwe pytania dziennikarzy, czekających na jakąś sensacyjną wypowiedź np. o pracy sędziego, zwykł mawiać "karny jest wtedy gdy sędzia zagwiżdże". Albo "koniec meczu jest wtedy gdy sędzia zagwiżdże". A na zapytanie o bramki zdarzało mu się odrzec, swoją łamaną serbo-włoszczyzną: "Gol? Gol jest wtedy, gdy chce tego Bóg". Mnie podoba się inne jego motto. "Wielki piłkarz widzi autostrady tam, gdzie inni tylko ścieżki". Proste, trafne. Genialne.

2) Sven Goran Eriksson. Kolejny chłodny, dystyngowany Szwed na naszej liście. Prywatnie jednak gorącokrwisty kochanek, bohater licznych podbojów miłosnych. Ale, co najważniejsze, przede wszystkim znakomity trener. Osiągał świetne rezultaty z IFK Goteborg i Benficą. Passę kontynuował po przybyciu do Włoch. Coppa Italia i wicemistrzostwo Włoch z Romą (1986), potem praca z Fiorentiną, powrót do Benfici (finał Pucharu Mistrzów) i znów Italia: Sampdoria (Puchar Włoch i 3 miejsce w lidze), a przede wszystkim Lazio. Prezydent Sergio Cragnotti wybrał Erikssona na architekta wielkiej drużyny. I nie zawiódł się. Lista sukcesów mówi sama za siebie: Mistrzostwo Włoch (2000), dwa razy Coppa Italia (1998, 2000), dwa razy Superpuchar Włoch (1998, 2000), Puchar Zdobywców Pucharów (1999), Superpuchar Europy (1999). Wspaniały marsz odbyty z takimi gwiazdami jak Salas, Mancini, Veron, Nesta czy Nedved w składzie. Szwed potrafił utrzymać tę ekipę w ryzach, dzielić minuty gry między zawodników. A przede wszystkim nadać tej drużynie ostateczny, właściwy szlif: 4-4-2, konsekwencja, świetna organizacja gry, wyważone proporcje, mnóstwo akcji skrzydłami (i to jakimi: Nedved i Conceicao!). W 2000 roku Szwed dał się skusić angielskiej federacji i tu zaczęła się dla niego równia pochyła. Szkoda, mógł jeszcze sporo osiągnąć w Italii. Z biancocelesti i nie tylko.

1) Helenio Herrera. Wątliwości być nie mogło. Herrera to bez wątpienia najwybitniejszy zagraniczny szkoleniowiec jaki pracował w Serie A. Jako jedyny straniero wygrał z włoskim klubem Puchar Mistrzów. Był gwiazdą swoich czasów, znakomicie opłacaną, brylującą w mediach. Jose Mourinho lat 60-tych? Jego filozofia futbolu opierała się na solidnej defensywie (udoskonalił catenaccio wymyślone przez Szwajcara Rappana i sprowadzone do Włoch przez Padovę Nereo Rocco, późniejszego szkoleniowca Milanu) i szybkich kontratakach. Do perfekcji doszlifował rolę libero, którą idealnie wykonywał w jego taktyce Armando Picchi (o który wspominałem TU). Był jednym z pierwszych szkoleniowców doceniajacych rolę i sens wykorzystywania psychologii w sporcie, doskonałym motywatorem i komunikatorem. Lista sukcesów w Interze Mediolan jest chyba jednoznaczna: 3 razy scudetto, 2 razy Puchar Mistrzów, 2 razy Puchar Interkontynentalny. W Romie było gorzej: tylko Coppa Italia i mało znacząca Coppa Anglo-Italiana. Ale już awans do finału Pucharu Zdobywców Pucharów przegrał tylko rzutem monety. Pamiętacie z kim? Dodajmy też, że sukcesy odnosił również w Hiszpanii, z Atletico Madryt i Barceloną. Do tego prowadził drużyny narodowe Włoch i Hiszpanii. Niesamowity facet, który chyba trochę wyprzedził swoją epokę. Aktualnie pewnie przebiłby na głowę Mourinho, bo szum wokół siebie robił nie mniejszy, a trenerem był chyba dużo lepszym. Po prostu: szacunek dla "Mago".


Blisko listy znaleźli się tacy szkoleniowcy jak Anglik Jesse Carver (Juventus - scudetto, Lazio, Roma, Inter, Torino), wspomniani Węgrzy Gyorgy Sarosi i Bela Guttman (wygrał Puchar Mistrzów z Benficą Eusebio!), Brazylijczyk Luis Vinicio (Napoli - Puchar Włoch, Lazio, ofensywny futbol w stylu "holenderskim") czy Jugosłowianin Ljubisa Brocic (scudetto z Juve). Szanse na znalezienie się na następnej liście (kiedy powstanie? za 20 lat?) ma Jose Mourinho, jeśli nawiąże do sukcesów swojego "protoplasty", Helenio Herrery.

Specjalnie wyróżnienie przyznać chciałem Zdenkovi Zemanowi. Nie wygrał on we Włoszech żadnego tytułu, ale spektakularna gra, jaką prezentowały pod jego wodzą Foggia, Lazio czy Lecce przeszła do historii. To była prawdziwa ofensywna orgia, obowiązkowo w systemie 4-3-3 i obowiązkowo z okrutnie dziurawą defensywą. Zeman jako pierwszy mówił głośno o aferze dopingowej w Juventusie, czy też przekrętach i załatwianiu sędziów i obserwatorów, co później wyszło na jaw w aferze calciopoli (ostatnio mieliśmy pierwsze wyroki i 3 lata dla działacza Starej Damy, Antonio Giraudo). Czech zawsze mówił prostu z mostu to co czuł, nigdy nie owijał w bawełnę. Narobił sobie przez to wrogów, odbiło się to na jego karierze szkoleniowej. Ale za piękny futbol oraz szczere i trafne sądy - po prostu wielki respekt


foto: futbolistadigital.com
, myjuve.it, juvepoland.com, rankopedia.com, wikimedia.org, biografieonline.it, iffhs-media.de, sport.tom.com

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Melo drewienkiem AD 2009


Złota Piłka, Piłkarz Roku FIFA, Złoty But. Co 12 miesięcy mądre głowy całego świata rozdają prestiżowe nagrody międzynarodowego futbolu wyróżniającym się zawodnikom. We Włoszech na piłce zna się każdy, więc i "makaroni" mają swoją statuetkę. Ale nie dla gwiazdy, nie dla idoliatłumów. Radiosłuchacze audycji "Catersport" w stacji Rai Radio 2 decydują każdego grudnia, drogą sms-ową, kto w mijającym roku zawiódł najbardziej, kto zasłużył na tytuł Bidone D'Oro. W wolnym tłumaczeniu przyjmijmy po prostu, że wybierają oni Drewniaka Roku:)

Lista poprzednich laureatów jest, wcale nie na żarty, imponująca. Byli to: Rivaldo (2003), Legrottaglie (2004), Vieri (2005), Adriano (2006 i 2007) oraz Quaresma (2008).

W tym roku piłkarską Złotą Malinę dostał pod choinkę pomocnik Juve, FELIPE MELO. Kibice uznali, że 25 mln euro, jakie za niego zapłacono to jakiś kiepski żart. Brazylijczyk będzie musiał jakoś żyć z tym piętnem, choć przyznajmy, że znalazł się przecież w zacnym gronie.

Oto pierwsza "dycha":


1 Felipe Melo 22,87 % 4.289
2 Quaresma 20,63 % 3.868
3 Tiago 9,99 % 1.873
4 Dida 9,56 % 1.792
5 Mancini 9,39 % 1.760
6 Huntelaar 6,84 % 1.283
7 Ronaldinho 6,07 % 1.139
8 Poulsen 6,06 % 1.137
9 Carrizo 4,37 % 819
10 Julio Baptista 4,22 % 792

TOTALE
18.752

Liczba obok procentów oznacza sumę SMS-ów.


foto: radio.rai.it

niedziela, 13 grudnia 2009

Niedziela. Wielkie Palermo na San Siro


"Palermo zasłużyło na zwycięstwo zarówno pod względem taktycznym, jak i fizycznym. W drugiej połowie stworzyli sobie lepsze okazje niż my". Pomeczowy komentarz Leonardo mówi sam za siebie. Zwycięska passa Milanu kiedyś musiała się skończyć i stało się to dziś na San Siro w starciu z sycylijczykami (0-2). Milan wyglądał na drużynę zmęczoną i pozbawioną dynamiki, Palermo na ich tle prezentowało się jak ekipa atletów. Oba gole to zasługa Miccoliego, który najpierw popisał się kapitalnym uderzeniem po długim rogu, a potem świetnym podaniem stworzył przewagę w polu karnym rywala, którą wykorzystali na spółkę Pastore i Bresciano. Na wyniku w pewnym stopniu zaważyły też kłopoty zdrowotne Pato, który wszedł na murawę dopiero przy stanie 0-1. W zespole Palermo świetną partię rozegrał kolejny piłkarz (po Meggiorinim z Bari), którego w ostatniej chwili skreśliłem z listy talentów, bramkarz Sirigu. Nie ma to jak mobilizacja ze strony calciobaru ;)

Wpadek Juventusu i Milanu nie potrafił w pełni wykorzystać Inter. Remis w Bergamo z Atalantą (1-1) to strata punktów na własne życzenie, bo nerazzurri długo prowadzili 1-0 (gol Milito - świetnie zachował się w polu karnym), potrafili w miarę nieźle utrzymać się przy piłce, ale nie chcieli, lub nie potrafili, zamknąć meczu. I zostali za to ukarani w końcówce, w momencie gdy nic na to nie wskazywało (gol Tiribocchiego - błąd w ustawieniu Lucio). Ale punkt ten, w obliczu innych rezultatów, jest do zaakceptowania. Tym bardziej, że ostatnie pół godziny goście grali w "10" po czerwieni dla Sneijdera. O kartkę tę pretensje miał zastępujący zawieszonego Mourinho Giuseppe Baresi. Znów zwalanie winy na arbitrów? Sam Portugalczyk starł się werbalnie po meczu z jednym z dziennikarzy w okolicy klubowego autokaru. Skąd ta nerwowość, w końcu Inter dominuje w lidze, a w Champions jest w 1/8 finału?

W końcu wygrało Lazio (1-0 z Genoą). Udało się to po 13. kolejkach bez smaku sukcesu. Było to zwycięstwo zasłużone, bo grifoni w niczym nie przypominali ekipy, która dwa tygodnie temu rozbiła Sampdorię. Goście mieli raptem jedną okazję (słupek Jurica po rękach Muslery - świetna parada Urugwajczyka!), a poza tym skupiali się na ostrej grze, stąd sporo żółtych i jedna czerwona kartka (30 sekund po słupku Jurica). Gospodarze mogli wygrać wyżej, ale po usunięciu Bocchettiego przestali stwarzać okazje i cofnęli się, co było głupotą i niepotrzebnym ryzykiem. Imponująca bramka Kolarova! Serb pokazał w tej akcji to co ma najlepszego - dynamika, siła i potężne uderzenie. A warto dodać, że piłkarz ten, po szybkim zejściu Brocchiego, występował na nietypowej dla siebie pozycji, w środku pomocy. Strefa spadkowa oddaliła się, trochę optymizmu w błękitnej części Rzymu, od czasu przejścia na ustawienie 3-4-1-2 lepiej wygląda gra obronna. A grifoni nadal chimeryczni.

Tymczasem na 4. miejscu w tabeli coraz mniej zadomawia się Parma! Kto postawiłby na to pieniądze przed sezonem? Z Bologną udało się wydrzeć zwycięstwo rywalowi, który chyba zasłużył na remis (skończyło się na 2-1). Do przerwy prowadzili goście, po dość zabawnym golu zdobytym z kontry - przy rzucie rożnym dla gospodarzy prawie cały zespół (w tym stoperzy) pobiegł do przodu i nagle okazało się, że nie ma komu bronić własnej bramki.Mecz odmieniło wejście Amoruso, który toczył siłowe boje ze stoperami gości i stwarzał miejsce kolegom z drużyny. On też zdobył zwycięską bramkę (wcześniej przestrzelił karnego). Pierwszego gola dla gialloblu' zdobył Panucci. I jak tu nie określać Parmy idealnym połączeniem młodości z rutyną? Najlepsi w obu ekipach: Galloppa - Viviano.

Pogrąża się Udinese. Dla mnie to jeszcze większe rozczarowanie niż Lazio. Choćby dlatego, że friulani zawsze, niezależnie od wyniku, bawili kibiców swoją ofensywną, nieszablonową piłką. Tego już nie ma. Nie do końca przekonuje mnie usprawiedliwianie wszystkiego kontuzjami, bo w poprzednich sezonach schematy gry ofensywnej Udinese, oparte na bocznych sektorach boiska, genialnie funkcjonowały niezależnie od wykonawców. Co więcej, w tych rozgrywkach zespół Pasuqale Marino zdobył na wyjazdach tylko dwa oczka! Dzisiejszy mecz był przeciętny, ale to Siena bardziej dążyła do wygranej i ją osiągnęła (2-1). Jeśli czyjeś gole mają jej pomóc w utrzymaniu statusu pierwszoligowca, to będą to trafienia Maccarone. "Big Mac" zdobył dziś gola. I to jakiego! Siena zaczyna w końcu potwierdzać, że pogłoski o jej śmierci były przedwczesne, a pogłoski o ich dość mocnej kadrze nie były przesadzone.

Zawiodła mnie Fiorentina (1-2 w Weronie). Nie wszystko można tłumaczyć radością i rozkojarzeniem po podbiciu Anfield Road, czy też kontuzjami Freya, Jovetica, Mutu czy Gamebriniego. Oczywiście, są to kluczowi gracze. Ale dziś Chievo było po prostu lepsze, zdominowało viola, szczególnie przed przerwą. A przecież na papierze, to goście byli faworytami, mieli przewagę umiejętności piłkarskich. Jednak rozczarowali. Mecz ułożył im się doskonale, bo już po kilku minutach znaleźli drogę do bramki werończyków po pięknym strzale Montolivo. Oddali po tym pole rywalowi, dali się zaskakiwać na skrzydłach, stracili przewagę w środku pola. A po zmianie stron dominację terytorialną zamieniali jedynie na chaotyczne zamieszania w polu karnym przeciwnika. To mussi volanti mieli lepsze okazje po szybkich kontrach. Chievo jest naprawdę miłym zaskoczeniem, docenić należy pracę Domenico Di Carlo, a także klasę takich piłkarzy jak Pellissier, Pinzi, Yepes, Rigoni, czy Abbrusccto, który do niedawna wydawał się mi być najbardziej przecenionym piłkarzem ostatnich lat.

Starcie Catanii z Livorno (0-1) to mecz z kategorii tych, które już po obejrzeniu skrótów po prostu odrzucają. Są jakieś smutne, takie "włoskie" w negatywnym tego słowa znaczeniu. Gospodarze byli lepsi w tej całej mizerii, ale zmarnowali kilka okazji. Przyjezdni stworzyli jedną i wygrali. Cosmi mógł biegać jak szalony, Mihaljović jedynie ukryć twarz w dłoniach. Catania oficjalnie przejmuje od Sieny tytuł "frajerów sezonu". Nie chcę nikogo obrażać, ale ile punktów można oddać rywalom w tak infantylny sposób?

Posticipo między Sampdorią a Romą zakończyło się remisem 0-0. Fajniejsza była pierwsza połowa, w której akcje przenosiły się z jednej bramki pod drugą, choć sytuacji bramkowych wiele nie było (Samp trafiła w słupek po rzucie rożnym). Po zmianie stron dominowała już Roma, długo rozgrywała piłkę, ale nie potrafiła umieścić żadnego ze swoich piłkarzy samego przed bramką Castellazziego. Nie udało się to też po licznych stałych fragmentach gry. Ogólnie, wygranymi tego meczu są linie defensywne obu drużyn, pewne, zdecydowane i skuteczne. Po niezłych pierwszych 45 minutach, w dalszej części meczu totalnie zgasł Cassano. Sampdoria zapomniała jak się wygrywa i strzela gole. To Roma może być lekko niezadowolona z remisu, co tylko potwierdzają pomeczowe wypowiedzi piłkarzy giallorossi.


foto: goal.com

Sobota w Italii. Bari leje Juventus


W sobotnim anticipo Bari pokonało Juventus 3-1. Zespół Ciro Ferrary znajduje się teraz pod ostrzałem krytyki, część kibiców chce głowy młodego szkoleniowca. Na początku sezonu ciężko było spodziewać się tak złej sytuacji w Juve.

No właśnie, na początku rozgrywek zdawało się, że letnie transfery pokryły wszelkie braki Starej Damy. Chwaliliśmy grę obronną, w formacie tej dobre wejście miał Cannavaro, czym chwilowo zamknął usta niezadowolonym z powrotu "zdrajcy" kibicom. Tymczasem, formacja ta przeżywa ostatnio złe chwile. Problemem są stałe fragmenty gry, gdzie rywale łatwo wygrywają pojedynki powietrzne i strzelają na bramkę, problemem jest powstrzymanie rywali atakujących w sposób dynamiczny wolne przestrzenie. Po takich właśnie akcjach kąsało Bari, po takiej właśnie akcji niepotrzebny faul w polu karnym popełnił Cannavaro.

Chwaliliśmy też linię pomocy, w której w sierpniu i wrześniu brylowali Melo i Diego. Ten pierwszy dzielił i rządził przed linią obrony, drugi zachwycał mierzonymi podaniami i celnymi strzałami. To się gdzieś urwało. Melo jest rozdarty między swoimi tradycyjnymi zadaniami defensywnymi, a wymaganiami co do atakowania, które zdają się go przerastać. Diego, po kontuzji, stracił gdzieś dynamikę i pewność siebie. A wczoraj jeszcze fatalnie zepsuł karnego. Presja "następcy" Platiniego i Zidane'a (dla mnie od początku przesadzona, bo Francuzi to byli ludzie z innej planety) ewidentnie pęta mu nogi.

Z nowych piłkarzy dobrze nie gra też Grosso, popełniający sporo błędów w ustawieniu. Ale prawda jest taka, że cała drużyna prezentuje się ostatnio przeciętnie. A Ciro Ferrara zdaje się nie panować nad pierwszy poważnym za jego kadencji kryzysem. Paradoksalnie, Juventus nie zagrał wcale wczoraj źle. Zabiły go epizody, brak szczęścia, może trochę też stan boiska. Ale to są wymówki. Klasowa drużyna ich nie potrzebuje. Tylko robi swoje. Nie sądzę, aby w Turynie doszło do zmiany trenera. Juventus musi wyjść z dołka tym, co ma w drużynie. Ma sporo jakości. Ale zdecydowanie nie na scudetto.

Jeden z moich znajomych dziwi się jak to możliwe, że "taki zlepek odrzutków jakim jest Bari leje na luzie Juventus i zajmuje tymczasowo 4 miejsce w tabeli". Mocne słowa, nie do końca się z nimi zgadzam, bo oprócz "odrzutków" jest tam wielu fajnych, młodych piłkarzy. Takich jak np. Meggiorini (foto), którego ostatecznie pominąłem na mojej liście talentów. Widać, zdolnego napastnika bardzo to zmobilizowało i chciał mi coś udowodnić. Udało się. Bari gra bez kompleksów, napędzają ich dobre rezultaty i odległość od strefy spadkowej. Do pucharów na pewno nie wejdą, ale spokojne utrzymanie to dla beniaminka wspaniała sprawa.

W drugim sobotnim spotkaniu Cagliari zremisowało z Napoli 3-3. Gospodarze w ostatnich 15 minutach wyciągnęli z 0-2 na 3-2 i frajersko oddali grającemu wówczas w "1o" rywalowi punkt w 96 minucie. Mecz był świetny z obu stron, więc aż szkoda byłoby, gdyby któraś z ekip zeszła z murawy pokonana. Napastnik gospodarzy, Matri, zdobył 7 gola w 7. kolejnym meczu! Wyrównał tym samym klubowy rekord legendarnego Gigi Rivy. Na minus zapisać należy zachowanie Lavezziego, który wszczął małą "zadymę" w okolicach ławki gospodarzy i słusznie został usunięty do szatni.


foto: gazzetta.it

piątek, 11 grudnia 2009

16 kolejka. Typy.


Cagliari - Napoli. Mecz dwóch ekip znajdujących się w wysokiej dyspozycji. Strasznie trudno pokusić się tu o typ. Na pewno odczuwalny będzie brak w ekipie gospodarzy filara i lidera linii środkowej, trzymającego grę defensywną w tym sektorze, czyli Daniele Contiego (kartki). Typ: x

Bari - Juventus. Jeśli zobaczymy Starą Damę z Derby Włoch, to będzie wyjazdowe zwycięstwo. Jeśli będzie to Juve z wtorku, szanse pugliesi rosną. Decydująca będzie reakcja gości na klęskę w LM, a tu ogromną rolę w szatni odegrać musi starszyzna w drużynie i sam Ferrara. U gospodarzy ważne osłabienie: nie zagra Ranocchia. Typ: 2.

Milan - Palermo. Matematyka wskazuje na to, że Milan musi w końcu przerwać zwycięską passę. Kontuzji, dość poważnej, doznał Thiago Silva, który dobrze rozumie się z Nestą. Kaładze, w aktualnej dyspozycji, nie gwarantuje tego samego poziomu. Palermo to jednak zespół trochę zagubiony, nie sądzę aby dość szczęśliwa wygrana z Cagliari była dla nich przełomowa. Typ: 1

Atalanta - Inter. Nerazzurri zrobili swoje w LM, teraz mogą całkowicie skupić się na lidze. Dla Mourinho celem nr 1 jest wygranie Champions. Będzie więc chciał wypracować sobie taką przewagę punktową w Serie A, która da mu możliwość oszczędzania kluczowych piłkarzy wczesną wiosną. Typ: 2

Catania - Livorno. Mamy dopiero grudzień, a tego typu mecze już zaczynają być kluczowe. Piłkarsko lepszym zespołem jest dla mnie Catania. Dodatkowym atutem będzie nowa miotła, Sinisa Mihajlović. Krótkoterminowy efekt tej zmiany może być spory. A goście bez zawieszonego Lucarellego. Typ: 1

Chievo - Fiorentina. Goście muszą gonić pierwszą czwórkę. Teraz skupiają się tylko na lidze, co będzie dużym atutem przy ich kadrze, niby szerokiej, ale niedomagającej na niektórych pozycjach. Chievo jest groźniejsze na wyjazdach, gdy może wykorzystywać szybkość Pellissiera. Typ: x2

Lazio - Genoa. Kontuzjowany Matuzalem, zawieszeni Cruz, Baronio i Mauri. Fatalna pozycja w tabeli, frustracja kibiców, nerwowość wokół zespołu. Genoa po wielkich, wspaniałych derby z Sampdorią (3-0). Wygra jednak Lazio. Dlaczego? Bo nie wygrało od sierpnia, w końcu zwyciężyć kiedyś musi. A do tego będzie bardziej zdeterminowane. Typ: 1

Parma - Bologna. Derby regionu Emilia-Romania. Faworytem gospodarze. I jestem tu bardzo ciekawy czy wytrzymają presję związaną z tą rolę. Łatwiej gra się gdy "nie trzeba" wygrać, gorzej, gdy remis będzie uznany za porażkę. Kilka lat temu Parma spuściła Bolognę do Serie B, wygrywając dramatyczne baraże. Czas więc na vendettę i wcale nie zdziwi mnie remis. Typ: (1)x

Siena - Udinese. Biało-czarne derby. Gościom cały czas wypadają ofenswyne siekacze (Di Natale, Pepe, Sanchez) a i trzonowe zęby defensywe zaczynają się sypać (Luković,). Jestem pewny, że wygrana z Catanią dała gospodarzom dużo pewności siebie, skład mają na spokojne utrzymanie. Każdy wynik realny, typuję więc: x.

Sampdoria - Roma. Jeszcze kilkanaście tygodni temu obie ekipy dzieliła przepaść. Teraz praktycznie sąsiadują w tabeli. Roma na fali, wygrała derby, wygrywa w Lidze Europejskiej. Samp w dużym dołku, a Cassano kłóci się ze swoimi kibicami. Jeśli doriani polegną, oficjalnie ogłosimy ich kryzys. Typ: x2.


foto: filmexport.com

Liga Mistrzów: 75% normy wykonane


Champions League kładzie się do zimowego legowiska. Do wiosny przetrwały trzy włoskie ekipy. Dalej grają Fiorentina, Milan, Inter. Do Ligi Europejskiej "spadł" Juventus, a styl w jakim to się stało, był trochę niesmaczny. Na koniec klęska z Bayernem, wcześniej tylko minimalne wygrane z Maccabi.

Przyznam się od razu do wielkiej estymy, jaką darzę Louisa van Gaala. Uważam go za jednego z najwybitniejszych fachowców ostatniego ćwierćwiecza. Za trenerem tym stoją nie tylko wyniki klubów, które prowadził, ale przede wszystkim to, że w Ajaxie, Barcelonie czy Alkmaar widać było jego rękę, piętno, które odciskał na drużynie. We wtorek zobaczyłem autorski Bayern Holendra.

Niemcy zagrali świetnie, pokazali się jako ekipa poukładana, wybiegana, agresywna, z niesamowitą łatwością dochodząca do pozycji strzeleckich. Rzadko mam możliwość oglądania monachijczyków w akcji, ale z tego co czytam na fachowym bayernowym blogu footballtrocky był to najlepszy ich występ w tym sezonie. Ciekawe, czy pójdą za ciosem w Bundeslidze, gdzie muszą gonić liderów?

A Juve? Wygląda na to, że zbyt szybko zachłysnęliśmy się Starą Damą na początku tego sezonu. Diego nie wrócił po kontuzji do dyspozycji z sierpnia, a u Del Piero widać braki w przygotowaniu. Cierpi na tym skala nieszablonowości w drużynie, a tym samym poziom gry. Nie poznaję Melo, który we Florencji był czołowym defensywnym pomocnikiem ligi. Być może w stolicy Piemontu wymaga się od niego zbyt wielu ofensywnych przymiotów, które nie należą do jego DNA? Obaj Brazylijczycy zeszli z murawy w trakcie trwania meczu. I zostali wygwizdani.

Najłatwiej jednak zwalić winę na tych piłkarzy, a to niestety czyni część mediów i kibiców. Sprawę zawala cała drużyna, znajdująca się w ewidentnym dołku fizycznym. Choć zastanawia to, jak Juve mógł ograć w sobotę Inter, a 3 dni później ośmieszyć się z Bayernem? Na początku sezonu większość obserwatorów była pewna, że idąc tropem "mody na Guardiolę" to Stara Dama wybrała dobrze, pozostawiając na stołku trenerskim Ciro Ferrarę. To Milan miał trafić kulą w płot wyciągając z kapelusza Leonardo. Cóż, znów chyba zgubiło wszystkich pochopne wyciąganie wniosków.

W Turynie zrobiło się nerwowo, irytują się tifosi, krążą plotki o rychłym zwolnieniu trenera. Myślę, że Ciro nie wyczerpał jeszcze kredytu zaufania. Musi jednak pokazać, że ma wystarczająco dużo ikry, by wyciągnąć zespół z dołka. Po tym poznaje się wysokiej klasy fachowców.

Inter przeczołgał się do 1/8 finału. I to wszystko, co można dobrego powiedzieć o dotychczasowym europejskim sezonie nerazzurri. Wygrana z Rubinem została odniesiona w przeciętnym stylu, do czego zresztą ekipa Mourinho przyzwyczaiła. Nie udało się zdominować rywala, a na taki scenariusz wskazywać powinna przewaga umiejętności i doświadczenia po stronie gospodarzy. Przyjezdni trochę jakby wystraszyli się szansy i atakowali nieśmiało, co może dziwić, przecież wygrali na Camp Nou. A jak już pojawiali się pod bramką Julio Cesara, to fatalnie pudłowali.

Gola i asystę zaliczył Mario Balotelli. Ciekawe na jak długo starczy mu zapału by utrzymać stabilną dyspozycję? Nie tylko w meczach, ale przede wszystkim na treningach. Imponował kapitan Zanetti, który przeorał tysiące metrów kwadratowych boiska. Co teraz? Jeśli Inter znów trafi na rywala z górnej półki (jak Chelsea czy Real), to nie wróże mu sukcesu. W innym wypadku, może nabrać rozpędu i... kto wie gdzie wyląduje? Może w końcu Mourinho pokaże w lutym drużynę godną legendy, jaką jest wielkie Internazionale?

Fiorentina zdobyła 15 punktów w grupie, wygrała ją i zarobiła najwięcej pieniędzy ze wszystkich uczestników fazy grupowej. To niesamowite, bo rywale byli z wysokiej półki (Lyon, Liverpool). Viola są takim włoskim rodzynkiem, ekipą grającą całkiem przyjemnie dla oka, nie męczącą kibiców. Milanowi udały się 2 mecze z Realem, ale w pozostałych pojedynkach nie wyglądało już to tak dobrze. Remis w Zurychu chwały nie przynosi, a drugie miejsce w grupie powoduje ryzyko wpadnięcia na silnego rywala. Ekipy z Mediolanu muszą więc mocno trzymać kciuki za dobre losowanie.


foto: liga-mistrzow.com

czwartek, 10 grudnia 2009

Mam talent


Zbliża się szybkimi krokami półmetek w rozgrywkach Serie A. Ten moment sezonu to chyba właściwa chwila, żeby spróbować wyróżnić tych młodych chłopaków, którzy zrobili w pierwszej fazie ligi ciekawe wrażenie na obserwatorach i kibicach. Nie będę tu oczywiście pisać o Palladino, Zarate, Pato, Giovinco czy Balotellim, bo tych zawodników zna każdy. Pokrótce wymienię i scharakteryzuję w 2-3 zdaniach tych piłkarzy, którzy są dla wielu kibiców futbolu w Polsce jeszcze dość anonimowi, a w ostatnich kilku czy kilkunastu miesiącach zrobili wielkie postępy. Większość z nich była już na łamach calciobaru wspominana. I chwalona.


Davide Astori (Cagliari, 1987) - Środkowy obrońca, który zrobił w ostatnim czasie naprawdę spory skok jakościowy. Wcześniej nie był uważany za jakoś specjalnie rokującego piłkarza, tymczasem ten sezon ma bardzo równy. Wychowanek Milanu (który wciąż ma część praw do jego karty) i były reprezentant U-18, który następnie tułał się po niższych ligach (Pizzighettone, Cremonese), dobrze się ustawia, gra twardo, nieźle operuje wślizgami. Doskonale uzupełnia się z Michele Caninim, o którym niżej.

Jonathan Biabany (Parma, 1988) - Szybki skrzydłowy/napastnik z Parmy (własność Interu). Podobnie jak znajdujący się dalej na liście Davide Lanzafame (jego kolega klubowy) najlepiej czuje się grając z kontry, gdy ma przed sobą otwarte połacie murawy. W rozgrywanym na San Siro meczu z Interem uciekł całej ekipie rywala. Wyglądało to trochę jak "run" w lidze NFL. Z tym, że Biabany chybił celu i to właśnie chroniczna nieskuteczność zdaje się być jego sporym problemem.

Leonardo Bonucci (Bari, 1987) - Kolejny środkowy obrońca, silny fizycznie, grający dość podobnie jak Astori. Nie do końca poznano się na nim w Interze, więc ruszył na podbój Półwyspu. Aktualnie współwłaścicielami jego karty są Genoa i Bari. Razem z Andreą Ranocchią tworzą środek obrony, który kilka tygodni temu był jeszcze statystycznie najskuteczniejszy nie tylko w Serie A, ale i we wszystkich czołowych ligach Starego Kontynentu.

Antonio Candreva (Livorno, 1987) - Jedno z absolutnych odkryć tego sezonu w Serie A, potwierdza wszystkie ciepłe słowa, które poświęcono mu po zeszłorocznych rozgrywkach drugiej ligi. Wszechstronny pomocnik, mogący grać zarówno na boku, jak i w środku pola, szczególnie dobrze czujący się blisko napastników. Dobre uderzenie, dobre podanie, znakomita technika. Kilka tygodni temu zadebiutował w Squadra Azzurra podczas pojedynku z Holandią. Wielka przyszłość przed tym piłkarzem, którego karta spoczywa w rękach Udinese. Już pyta o niego Inter Mediolan.

Michele Canini (Cagliari 1985) - Karierę tego zdolnego stopera hamują niestety kontuzje. Gdy jest zdrowy, to solidnie pracuje na nadany mu kiedyś przydomek "nowego Cannavaro". Oczywiście, do laureata Złotej Piłki AD 2006 wychowankowi Atalanty sporo jeszcze brakuje. Ale jego warunki fizyczne, siła i zdecydowanie w interwencjach troszkę Fabio przypominają. Kilka razy był blisko przejścia do Lazio. Na pewno już najwyższy czas by trafił do klubu z górnej półki!

Alessio Cerci (Roma, 1987) - Być może znalazł się tu troszkę na wyrost (gra bardzo mało), ale moim zdaniem do tego wyróżnienia predestynuje go skala talentu. Gdyby nie te kontuzje, gdyby w stolicy bardziej mu ufano... Cerci to ofensywny piłkarz, mogący grać w ataku, ale zdecydowanie najlepiej czujący się gdy atakuje szeroko, ze skrzydła, jest bardzo szybki z piłką przy nodze. Ma nosa do bramek, ale i potrafi dograć futbolówkę na nos. Jeszcze nie jest za późno, ale czas ucieka mu coraz szybciej. Niestety

Andrea Consigli (Atalanta, 1987) - Podobnie jak choćby Canini czy Cerci przebył drogę przez niemal wszystkie reprezentacje młodzieżowe. Czy zadebiutuje w Squadra Azzzurra? Na pewno jest to bardzo dobry bramkarz, którego stać na kapitalne interwencje i znakomite mecze. Zdarzają mu się jednak, szczególnie w ostatnich tygodniach, przedziwne błędy z kategorii "Cabajów". To jednak na pewno najzdolniejszy włoski bramkarz, spośród tych, którzy nie ukończyli 23 lat.

Gianluca Curci (Siena, 1985) - Golkiper Sieny był odkryciem sezonu 2004/2005 w barwach Romy. Wszyscy w tym klubie byli wówczas przekonani, że mają tę pozycję obsadzoną na długie lata. Okazało się jednak, że Curciego "spalono", a na jego miejsce szybko wskoczył Doni. W Sienie Gianluca powoli się odbudowuje, a do Rzymu może jeszcze wrócić. Donadoni powoływał go do kadry, ale nie dał mu szansy debiutu. U Lippiego będzie jeszcze ciężej.

Albin Ekdal (Siena, 1989) - To naprawdę bardzo ciekawy piłkarz, choć w Serie A zaistniał dopiero w sposób śladowy. Juventus wypożyczył go do Toskanii "na ogranie się" i Szwed powoli zdobywa sobie pozycję w drużynie Sieny. Ekdal gra na pozycji ofensywnego pomocnika, środkowego, lub bocznego. Ma dość zaskakujące warunki fizyczne jak na tę pozycję (ponad 185 cm), ale jego technice użytkowej nie można prawie nic zarzucić (dobre ostatnie podanie), a do tego oczywiście dobrze walczy w powietrzu. Ma jeszcze jeden, marketingowy, atut - jest ulubieńcem fanek futbolu.

Daniele Galloppa (Parma, 1985) - Galloppa to jeden z moich ulubionych pomocników młodego pokolenia. Zadebiutował już w reprezentacji Włoch, a ja czekam na kolejne powołania dla tego wychowanka Romy. Dobry przegląd pola, mocne płuca, szybkie nogi, dobre uderzenie i podanie z lewej nogi. Ogólnie dobry piłkarz, naprawdę dobry, jeden z autorów rewelacyjnego startu Parmy. A klub z Reggio Emilia to na pewno nie jest jego ostatnie słowo, ponoć wielkim fanem jego umiejętności jest sam Jose Mourinho.

Gokhan Inler (Udinese, 1984) - Z Gokhanem Inlerem sprawa jest o tyle ciężka, że piłkarz ten ewidentnie w Udine się marnuje. Nie mam oczywiście nic przeciwko tej drużynie, ale Szwajcar tureckiego pochodzenia miał już oferty z wielu czołowych klubów Europy i zaczynam mieć wrażenie, iż doskwiera mu mały brak motywacji. Uwielbiam patrzeć na grę tego piłkarza, prawdziwego króla środka pola, ciężkiego do przejścia w pojedynku 1 na 1, świetnie odbierającego piłkę i ustawiającego się na boisku. Ale jednocześnie dysponującego dobrym długim podaniem i potężną bombą z dystansu. Inler ma już 25 lat, letnie okienko transferowe to już chyba ostatni dzwonek by zrobił dużą karierę.

Maurcio Isla (Udinese, 1988)- Kolejny zdolny piłkarz wyłowiony przez siatkę skautów Udinese. Zawodnik bardzo wszechstronny, mogący grac na obu stronach boiska, zarówno w linii obrony, jak i na pozycji skrzydłowego. Dobra technika, szybkość, zwinność, gra do przodu. Typowy latynoamerykański padrone bocznego sektora boiska. Ciekawa przyszłość przed nim.

Simon Kjaer (Palermo, 1989) - Jeśli ten piłkarz nie będzie grał w wielkim europejskim klubie, to znaczy, że ja jestem futbolowym laikiem i czas zawiesić "blogowe buty" na kołku. Środkowy defensor nie do pobicia w powietrzu, ale znakomicie pracujący też na nogach, dzięki czemu ma duży "zasięg" interwencji także na ziemi. Jako junior grywał też w linii pomocy, więc z piłką u nogi nie przypomina topornego stopera. Ponoć Palermo wygrało walkę o młodego Duńczyka z samym madryckim Realem. Wkrótce piłkarskie losy Kjaera znów mogą skrzyżować się z gigantem z Bernabeu.

Davide Lanzafame (Parma, 1987) - Prawa do karty Davide mają, po połowie, Palermo i Juventus. Podejrzewam, że po sezonie koperty, w których składane będą oferty, mogą być wypchane euro. Młody Włoch ma wiatr w nogach (ksywka Lanciafiamme - "miotacz płomieni"), ciąg na bramkę i nosa do goli. Świetnie czuje się atakując ze skrzydeł. Przyszłość Starej Damy oraz Squadra Azzurra?

Cristian Llama (Catania, 1986) - Pewnie wiele osób będzie zaskoczonych tą "nominacją", bo o Llamie nie jest jakoś specjalnie głośno. Ale ja, mimo jego chimerycznej formy, widzę w tym piłkarzu rodem z Argentyny spory potencjał. Jest to dynamiczny lewoskrzydłowy, dysponujący przede wszystkim niezłą szybkością i bardzo dobrą, mocno bitą wrzutką w pole karne. Dobra technika pomaga mu też w grze na małej przestrzeni.

McDonald Mariga (Parma, 1987) - Jeden z moich pupilów. Może jeszcze brakuje mu trochę piłkarskiej ogłady, pewnie sporo musi popracować nad techniką. Ale potencjał ma ten chłopak przeogromny. Boiskowe zderzenie z tym masywnym Kenijczykiem to z pewnością przykre doświadczenie. Agresywność i siła fizyczna powodują, że Mariga odbiera mnóstwo piłek w środku pola. A i główki wygrać z nim praktycznie nie sposób (188cm!). Materiał na europejską czołówkę na tej pozycji, gwarantuję!

Takayuki Morimoto (Catania, 1988) - Szlak przecierał mu rodak Hidetoshi Nakata, ale Morimoto może zajść znacznie dalej niż lekko przereklamowany poprzednik. Nieprzypadkowo kolga po fachu, Brazylijczyk Pato, porównał go do swojego krajana Ronaldo. Oczywiście, to jeszcze przesadzona ocena, ale Japończyk jest imponującym połączeniem szybkości i siły. Gdyby jeszcze tylko przestał miewać przestoje w grze i poprawił podbramkową skuteczność... Otwarty chłopak, po meczu Catania-Roma bez ogródek i z rozbrajającą szczerością objechał przed kamerami sędziego, używając przy tym brzydkiego słowa minchiata.

Alberto Paloschi (Parma, 1990) - Mówi się o nim jako o następcy Pippo Inzaghiego. Nosa do bramek Paloschi ma niesamowitego, więc kto wie? Ciężko nie wierzyć w talent chłopaka, który w swoim debiucie ligowym zdobył gola już... 18 sekund po wejściu na boisko. Milan trzyma w ręku kartę Alberto, nie chcąc popełnić błędów z przeszłości, jak choćby tego z Gourcuffem.

Sokratis Papastathoupoulos (Genoa, 1988) - Bardzo ciekawy środkowy obrońca (mogący też grać na boku). Po pierwsze, szybki, po drugie, silny i twardy, po trzecie, znakomicie czytający grę i grający "na wyprzedzenie". Z tą ostatnią umiejętnością chyba trzeba się urodzić, a Grek to po prostu ma. Otto Rehhagel ufa mu co raz bardziej, więc Sokratis pewnie poleci do RPA. Zdecydowanie zasłużenie.

Javier Pastore (Palermo, 1989) - Chłopak, który skalą czystego, krystalicznego talentu biję na głowę większość osób na tej liście. Technika, spryt, wizja gry, znakomite podanie, skuteczność pod bramką rywala, elegancja. El Flaco czarował w Argentynie nosząc koszulkę Huracanu, We Włoszech dopiero się rozkręca. Liczę, że u Delio Rossiego rozkwitnie. Trochę Kaki, trochę Waddle'a, trochę Valerona. Nie zmarnujcie tego brylantu!

Andrea Poli (Sampodria, 1989) - Jeden z największych talentów, jaki pojawił się ostatnio we włoskiej piłce. Twardo upieram się przy tym zdaniu, choć Poli rozegrał dopiero kilkanaście spotkań ligowych. Idealny środkowy pomocnik do systemu 4-4-2, dużo biegający i walczący, ale też mocny technicznie z dobrym podaniem i uderzeniem. I charakterem do futbolu. Przeszedł przez kilka reprezentacji młodzieżowych, wkrótce zadebiutuje w dorosłej. Podobnie jak w przypadku Pastore: nie zróbcie temu chłopakowi krzywdy!

Andrea Ranocchia (Bari, 1988) - Partner Bonucciego ze środka obrony Bari (karta zawodnicza jest własnością Genoi). Cenię go wyżej niż jego kolegę z ekipy. Dlaczego? Bo w przeciwieństwie do Bonucciego ma zadatki na lidera linii obrony, potrafi nią dyrygować. Przy wzroście 195 cm oczywiście panuje w powietrzu. Słyszałem opinie, że to "drewniak". Cóż, ciężko od prawie dwumetrowego piłkarza wymagać maestrii technicznej. Na pewno jednak na ziemi, dzięki długim nogom, potrafi nadrobić dystans nad szybszym piłkarzem (choć oczywiście nie na dłuższym dystanie) i wygarnąć piłkę rywalowi.

Fabian Santacroce (Napoli, 1986) - O wielkim talencie tego ciemnoskórego (mama jest Brazylijką) obrońcy wiadomo już od kilku lat. Problemem są kłopoty z urazami. Wielka szkoda, bo Santacroce to bardzo elegancki defensor, pięknie grający wślizgiem. Jego naturalną pozycją jest środek defensywy, ale dzięki niezłej dynamice i poprawnej technice może też grać na boku tej formacji.

Cristian Zapata (Udinese, 1986) - Podobnie jak kolega klubowy Inler powinien już odejść do większego klubu. Podobnie jak Santacroce, ma problemy z kontuzjami. Serie A ma przypiętą łatkę ligi defensywnej, więc Zapata to kolejny z licznej na naszej wykazie grupy defensorów. Kiedyś, w zamierzchłych taktycznie czasach, groźnym napastnikom przyklejano "plastry". Kolumbijczyk, dzięki sile i nieustępliwości, byłby w takiej roli świetny.


foto: divertimento.it

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Niedzielne ligowe popołudnie


Na zwycięski szlak w 15. kolejce ligowej wróciła, po dwóch porażkach z rzędu, Fiorentina (2-0 z Atalantą). Chyba dla nikogo nie jest to zaskoczeniem, bo bergamaschi grają w tym sezonie raczej słabo, a viola mogli w końcu skoncentrować większą uwagę na Serie A. W Lidze Mistrzów już zrobili swoje. Bramki zdobyli Gilardino i Vargas, a więc dwaj chyba najlepsi w tych rozgrywkach piłkarze w talii Cesare Prandellego. Bardzo chwaleni po meczu byli Montolivo i nareszcie Santana. Minusem kontuzja Jovetica. Goście praktycznie przeszli obok meczu, nie zagrażając bramce Freya. W ich szeregi wkrada się coraz większa nerwowość, co nie wróży dobrze na przyszłość. Czyżby walka o utrzymanie?

Imponuje gra do końca, jaką bardzo często prezentuje ostatnio Napoli. Do 72 minuty Bari wygrywało na San Paolo 2-1. Skończyło się na 3-2 dla gospodarzy. Fantastyczną partię rozegrał Quagliarella - dwa gole plus asysta. I jak tu nie wierzyć w często przytaczany przeze mnie efekt nowej miotły? Bari do niedawna mogło pochwalić się najskuteczniejszą defensywą spośród wszystkich drużyn we wszystkich czołowych ligach Europy. Piękny sen się skończył, pugliesi zaczynają tracić sporo goli i łapać czerwone kartki (dziś dwie). Feta w Neapolu, akurat na 50. urodziny stadionu San Paolo.

3-4-3 Genoi kontra 4-3-3 Parmy. Drużyny ustawione ofensywnie, dodatkowo osłabione z tyłu. Nie mogło się skończyć inaczej niż festiwalem goli. Wynik 2-2 mógł być zresztą wyższy. Tak powinny wyglądać mecze piłki nożnej, jeśli na stadiony mają przychodzić kibice. Zaskakuje Parma, która poważnie zaczyna myśleć o grze w pucharach. Zaskakuje też chyżonogi napastnik z Francji, Jonathan Biabany, który zdobył dwie bramki. To idealny piłkarz do szybkiej gry z kontrataku. Będzie o nim jeszcze głośno. Głośno było też po meczu w okolicach trybuny honorowej i szatni. Najpierw mocno pokłócili się prezydenci Enrico Preziosi i Tommaso Ghirardi (poszło o dawne kwestie finansowe), a potem spuścić łomot Preziosiemu próbował Christian Panucci, grożąc, że "rozwali mu głowę". Ot, włoskie klimaty piłkarskie.

10 minut wystarczyło Palermo by odrobić straty i pokonać 2-1 Cagliari. Goście muszą pluć sobie w brodę. Do przerwy więcej okazji mieli wprawdzie gospodarze, ale po zmianie stron zdawało się, że sardyńczycy mają sprawy pod kontrolą. Źle rozegrali jednak kilka kontrataków i zostali za to ukarani. W końcówce meczu w bramce przyjezdnych stanął stoper Canini (uraz Lupatellego) i nie dał się pokonać, tak jak niegdyś Marek Jóźwiak na stadionie w Genui. Delio Rossi biegał po zwycięskim golu niczym szalony, zupełnie jak wtedy, gdy jego Lazio wygrywało 4-2 z ... Palermo. A był to bodajże rok 2005.

"Serce i mięśnie". Tak zatytułowała relację z meczu Bologna-Udinese (2-1) La Gazzetta Dello Sport. Pisałem, że największym atutem gospodarzy będzie właśnie determinacja. Brawa więc za wykorzystanie tego, co się ma w arsenale. W niesamowitej dyspozycji jest Adailton. Zdawało się, że jest to już piłkarz skończony, który będzie tylko odcinał kupony i dorabiał do emerytury gdzieś w jakiejś egzotycznej, dobrze płatnej lidze. Tymczasem gra w ostatnim czasie świetnie, strzela, podaje, kiwa. Udinese natomiast nie przypomina ekipy z poprzednich dwóch sezonów, gdy pod wodzą Pasquale Marino imponowało szybką i skuteczną grą. W tym roku brakuje punktów przywiezionych z wyjazdów, ale nie widać też tego błysku i radości z wykonywania swojego zawodu. Czyżby zmęczenie materiału?

W meczu ligowych maruderów Siena ograła 3-2 Catanię i chwyciła się tym samym jednego z ostatnich pociągów zmierzających w kierunku stacji "walka o utrzymanie". Obie drużyny, jak to mają w zwyczaju, pokazywały dość radosną twórczość w obronie. Catania miała mnóstwo okazji, by wyjść na dwubramkowe prowadzenie i zamknąć kwestię wyniku. Postanowiła jednak, niczym pokraczna sycylijska mutacja Janosika, odebrać sobie i oddać Sienie. Czyli... zabrać biednym i dać biednym. Postawa i altruizm godne pochwały, ciekawe czy równie wesoło będzie im za rok w Serie B? Siena ma kilku naprawdę niezłych piłkarzy ofensywnych. Maccarone, Paolucci, Calaio', Ghezzal... Jeśli Alberto Malesani będzie potrafił tak ustawić drużynę, że tej uda się dogrywać im dobre piłki w okolice pola karnego, to losy Toskańczyków mogą się jeszcze odmienić.

Odmienić może się też jeszcze sytuacja Livorno, ale akurat ta ekipa ma w moim przekonaniu najmniej atutów potrzebnych do skutecznej walki o pozostanie w lidze. Takimi asami w rękawie Serse Cosmiego mieli być Lucarelli i Candreva, ale pierwszy obraził sędziego i wyleciał z murawy już w 25 minucie, a drugi odczuwa chyba zmęczenie intensywnym początkiem sezonu, bo niedługo później został zdjęty z placu gry. Przyjezdni dobrze pilnowali tyłów i po dwóch oskrzydlających akcjach dwa razy trafili ekipę z nadmorskiego miasta. 21 punktów i ugruntowane miejsce w środku tabeli. Zapowiada się spokojna wiosna w podwerońskim Chievo. W barwach gości zadebiutował młody Marokańczyk Hanine, który uważany jest za spory talent. Będziemy się przyglądać.


foto: gazzetta.it

niedziela, 6 grudnia 2009

Derby dla Romy


Roma pokonała Lazio 1-0 i tym samym, przynajmniej do kwietnia, zdobyła "panowanie" w Wiecznym Mieście. Spotkanie nie rzuciło na kolana, mało było ładnych akcji i okazji bramkowych. Rezultatem sprawiedliwym byłby remis. Od samego początku czuć było, że o wyniku zadecydować może jeden gol. Zdobył go w 79 minucie Cassetti.

Lazio zagrało na pewno lepiej niż w poprzednich spotkaniach. Wysoko, dość agresywnie, szybko odbierało piłkę romanistom. W szeregi Romy często wkradało się zdenerwowanie, wyczuwało się je też po pomrukach niezadowolenia fanów giallorossi. Biancocelesti mieli swoją piłkę meczową w 61 minucie. Najpierw Zarate trafił w słupek, a dobitkę Mauriego fantastycznie obronił Bertagnoli. I to się zemściło.

Derby to derby, więc o stylu nikt nie będzie za tydzień pamiętał. Liczy się zwycięstwo. Tym samym więc możliwy jest koniec pracy Davide Ballardiniego w Lazio. Trener ten, paradoksalnie, może wylecieć z roboty po jednym z lepszych występów swojej drużyny. Futbol jest jednak brutalny.

Na boisku było nerwowo, ale wszystko odbywało się w ramach derbowego savoir-vivre. Gorąco było natomiast na Tribuna Tevere. Zawsze podczas derby dochodzi tam do przepychanek w miejscach styku między kibicami obu klubów. Kiedy ktoś w końcu włączy myślenie i rozdzieli te sektory większą liczbą porządkowych?

Roma dołącza do szerokiej czołówki, Lazio coraz bliżej strefy spadkowej. Potwierdziło się to co pisałem kilka dni temu - Roma Ranieriego może i jest brzydka (a na pewno brzydsza niż ekipa Spallettiego), ale walczy i jest skuteczna. Sytuacja w drugiej połowie Rzymu staje się natomiast wręcz dramatyczna. Zapowiada się gorący okres dla wszystkich związanych z najstarszą drużyną Wiecznego Miasta.


PS. O pozostałych meczach napiszę jutro późnym wieczorem. Dobranoc


foto: gazzetta.it

Cały ten syf...


Jeśli ktoś dziwi się, czemu włoska piłka ma coraz gorszą reputację i jest po prostu coraz smutniejsza, niech zobaczy sobie poniższy filmik. Najpierw zawodnik Ascoli, Sommese, nie wybija piłki choć cała drużyna rywali stoi w miejscu (na murawie leżał jeden z piłkarzy Regginy). Pada gol i dochodzi do gigantycznego zamieszania na boisku. Ascoli decyduje się na gest fair play i "oddaje" gościom gola. To powoduje wzburzenie na trybunach, po meczu cała ekipa gospodarzy i trener Pillon zostają zwyzywani przez własnych tifosi, o mały włos nie dochodzi o rękoczynów, a drużyna przez dwie godziny ukrywa się we własnej szatni.

Calcio, jakże jesteś chore...


FILMIK

Sobota w Serie A. Brzydki mecz w Turynie


Nie oszukujmy się, mecz Juventusu z Interem nie był dobrą reklamą dla włoskiej piłki. Wszyscy anty-fani calcio mogą z przekonaniem powiedzieć, że był to typowy dla Serie A klasyk. Dużo walki, kopania po nogach, nerwowości, mało składnych akcji. Niestety będą mieć oni sporo racji.

Ok, lubię gdy na boisku trwa zacięta rywalizacja, a piłkarze nie oszczędzają łokci (choć niekoniecznie w taki sposób, jak zrobił to Melo). Ale to ma być tylko dodatek. Tymczasem wczoraj kopniaki, ciosy i przepychanki zastąpiły to, co jest solą futbolu - podania, dryblingi i strzały. Jedynym błyskiem światła na szarym turyńskim niebie był gol na 2-1. Sposób w jaki Claudio Marchisio wyprowadził kontratak, a następnie to, jak cudownie go wykończył, to było mistrzostwo świata. Nieprzypadkowo więc pomocnik Juve może już planować eskapadę na czerwcowy Mundial.

Takie klasyki Serie A są smutne, człowiekowi odechciewa się trochę pisania o futbolu. Czy naprawdę nikt we włoskiej piłce nie rozumie, że kibice oczekują gry w piłkę? A nie w kości? I nie takiego chaotycznego sędziowania jakie zaprezentował pan Saccani? I nie takich dziecinnych symulacji, jaką pokazał Mario Balotelli? Swoją drogą, po raz kolejny mieliśmy potwierdzenie, że choć talentu temu chłopakowi odmówić nie można, to dopóki nie poukłada on sobie kilku spraw w głowie, na pewno daleko nie zajedzie.

Juventus wygrał bo bardziej tego pragnął. Pewnie z przebiegu gry remis byłby wynikiem sprawiedliwszym, ale przynajmniej możemy się przez chwilę łudzić, że wygranie scudetto nie będzie dla zespołu Jose Mourinho spacerkiem.

Spacerkiem był natomiast dla Milanu mecz z gasnącą w oczach Sampdorią. Rossoneri są w świetnej dyspozycji, widać, że dobrze czują się pod względem fizycznym, a wtedy wiele rzeczy przychodzi z łatwością. Dwoma pięknymi asystami popisał się Ronaldinho. Drużyna gra szeroko, mnóstwo akcji przeprowadza skrzydłami. Taki pomysł na grę miał przed sezonem Leonardo i to zaczyna wypalać. Milan - Sampdoria 3-0. Brawo.


foto: gazzetta.it

Juventus-Inter 2-1. Sezon (chwilowo?) uratowany

O meczu napiszę później. Na razie tylko ograniczę się do stwierdzenia, że Inter zmarnował pierwszego w tym sezonie mistrzowskiego meczbola.

piątek, 4 grudnia 2009

Typy na 15. kolejkę ligową


Milan - Sampdoria. Idealny scenariusz dla piłkarzy i fanów rossoneri jest następujący: wygrana z Samp, a potem wygodny fotel i trzymanie kciuków za Juventus. Ogromnym osłabieniem dla przyjezdznych będzie brak Palombo, bo to serce i płuca tej ekipy. Ponadto, u gości widać małą zadyszkę. To sugerowałoby sukces Milanu. Rossoneri kiedyś muszą jednak zakończyć zwycięską passę. Stawiam na jednobramkową wygraną gospodarzy, ale po bardzo ciężkim meczu, bo goście naprawdę potrafią grać z wielkimi tej ligi jak równy z równym. Typ: 1

Juventus - Inter. O tym meczu piszę niżej. Dla dobra ligi wypadałoby trzymać kciuki za Starą Damą. Sądzę jednak, że Inter tego meczu nie przegra. Typ: x (znów 1-1?)

Bologna - Udinese. Bologna to ambicja, goście fantazja, ale i chimeryczność. Równie dobrze może się to wszystko zakończyć superłatwą wygraną Udine, ale realne jest też wywalczone przez gospodarzy 1-0. Trochę taki mecz gdzie każdy wynik jest możliwy. Ja lubię drużyny ofensywne, więc życzę wygranej podopiecznym Pasquale Marino. Typ: 2

Fiorentina - Atalanta. W szeregach gospodarzy zabraknie mądrości Zanettiego, przebojowości Marchionniego i klasy Mutu. Tylko częściowo równoważy te braki absencja Doniego. Viola zaczynają tracić bezpośredni kontakt z czołówką. A z racji tego, że zapewnili sobie już awans do 1/8 finału LM, mogą rzucić na ten mecz wszystko co mają w tej chwili najlepszego. Typ: 1

Genoa - Parma. Może to być ładne, otwarte spotkanie, a gościom w dochodzeniu do okazji bramkowych powinny pomóc kłopoty kadrowe gospodarzy w formacji defensywnej. Genoa "musi" wygrać, Parma "może". I chyba ta "chcica" na sukces będzie tu decydująca. Typ: 1

Livorno - Chievo. Kolejny pojedynek, gdzie bardzo ciężko wytypować rezultat. Raczej padnie mało bramek, a ewentualnym zwycięzcą będzie ten, kto pierwszy trafi do siatki rywala. Typ: x

Napoli - Bari. Goście, podobnie jak Sampdoria, utrzymują się na świetnym miejscu, mimo, że są w małym dołku formy. Gospodarze powinni to wykorzystać, zagrali dobry mecz w Parmie, ale oddali dwa oczka na własne życzenie. Teraz to odrobią. Hamsik, Lavezzi i Quagliarella muszą zrobić "swoje". Typ: 1

Palermo - Cagliari. W Palermo zamieszanie po tym, jak Cavani i Bertolo zostali zaatakowani przez kibiców(?). Atmosfera wokół klubu jest napięta, a w dodatku drużynie nie pomogą dwie najlepiej wyszkolone pary nóg, czyli Liverani i Miccoli. Goście na fali, wiedzą co mają grać, nie oglądają się na rywali, tylko robią swoje. Dla mnie są faworytem. Typ: x2

Siena - Catania. Mecz dwóch maruderów, przegrany ma po prostu "przerąbane". To spotkanie może się ułożyć na wiele sposobów. Mecz absolutnie nie dla typerów, choć pewnie padnie mało goli. Typ: 1x

Roma - Lazio. O derby Rzymu pisałem poniżej. Giallorossi faworytem, ale w wojnach o Wieczne Miasto faworyt często kończy pechowo i wraca na tarczy. Typ: x


foto: acmilan.com

Klasyk wagi ciężkiej. Juventus-Inter


Rywalizacja Juventusu i Interu trwa już od przeszło 100 lat i należy z pewnością do najbardziej zaciekłych na całym Półwyspie Apenińskim. Nieprzypadkowo określana jest jako "Derby Włoch". W historii mieliśmy już 211 oficjalnych spotkań między tymi ekipami. Bilans jest korzystny dla Starej Damy, która wygrała 94 razy, 65 razy zremisowała i 52 mecze przegrała. W starciach tych padło 596 goli, 304 z nich zdobyli bianconeri, 265 nerazzurri. Najlepszymi strzelcami w "Derby d'Italia" są Giuseppe Meazza i Roberto Boninsegna. Wpisywali się na listę strzelców po 12 razy i co ciekawe, czynili to w koszulkach obu klubów.

Walka Interu i Juventusu od zawsze obfitowała w kontrowersyjne momenty. W 1961 roku rozgrywany w stolicy Piemontu mecz decydujący o tytule mistrzowskim został przerwany przez kibiców gospodarzy, którzy wtargnęli na murawę. Początkowo federacja przyznała walkowera Interowi, wkrótce jednak uznała protest Juve i nakazała powtórzenie pojedynku Wściekły prezydent nerazzurri, Angelo Moratti, wysłał na to spotkanie ekipę Primavery. Została ona rozbita aż 1-9 (6 goli Sivoriego!). W meczu tym zadebiutował w koszulce w czarno-granatowe pasy Sandro Mazzola.

Tamte wydarzenia to jedno z głównych źródeł ogromnej niechęci, jaką darzą się oba kluby. Nota bene, mówi się, że kibice Interu dzielą się na dwie anty-frakcje: "morattiani", którzy największą nienawiścią darzą Juventus, m.in. od pamiętnego 1961 roku, oraz "prisciani" (od nazwiska słynnego adwokata, działacza i fana Interu, Peppino Prisco), których głównym wrogiem jest Inter. To zresztą Prisco miał powiedzieć kiedyś: "Po podaniu ręki milaniście biegnę by ją umyć, po podaniu jej juventino, liczę swoje palce".

To na tyle dygresji, podszytej zresztą złymi emocjami, których w piłce musi być jak najmniej. Drugim mocnym akcentem "derby d'Italia", który chciałem przypomnieć, jest rok 1998 i słynny faul Iuliano na Ronaldo. Karny, gdyby został podyktowany, mógł odmienić losy tamtego sezonu. Zwycięstwo Interu w Turynie dawało mu ogromną szansę na scudetto. Stało się inaczej, ku wściekłości fanów Internazionale i prezydenta...Massimo Morattiego. Zobaczcie sami.



Z pewnoscią wiele żalu w stosunku do rywala moga mieć tez juventini. Fani z Turynu bez wątpienia przywołają (zapraszam do komentowania) sporo przypadków, gdzie mogli czuć się pokrzywdzeni. I pewnie w dużej mierze będą mieć rację. W końcu wojna na linii Mediolan-Turyn to nie lokalna partyzantka, ani tkwienie w okopach. Odkąd tylko pasjonuję się calcio, derby Włoch zawsze miały wymiar starcia nieomal totalnego.

Jak będzie jutro? Rację ma Ciro Ferrara, mówiąc, że jego drużyna musi zagrać mecz perfekcyjny. O ile, aby pokonać Inter w Europie nie trzeba pokazać przesadnie wiele, co demonstruje choćby ostatnich kilka sezonów w Lidze Mistrzów, o tyle drużyna Mourinho w Serie A to prawdziwy gigant. Kolos, którego praktycznie nie sposób powalić. A gospodarze muszą to jakoś zrobić, mają już przecież 8 oczek straty.

Obie ekipy zagrają w podobnych ustawieniach, czyli 4-3-1-2. Będzie to starcie muskularnych, fizycznych linii środkowych. Z jednej strony Sissoko, Melo i Marchisio, z drugiej Motta, Cambiasso i Muntari. Na pozycji "trequartisty" zagra w Juve Diego i jest to z pewnością miejsce na boisku, gdzie Stara Dama ma przewagę piłkarskiej fantazji i klasy. Mecz, moim zdaniem, rozstrzygnie się właśnie w strefie środkowej. Ameryki nie odkryłem, bo to przecież newralgiczna strefa w futbolu. Tam będzie się toczyć twarda walka, mam wrażenie, że będzie ona tak namacalna, iż poczujemy ją wszyscy, nawet przed telewizorami.

W Interze zabraknie Sneidera i Maicona. Szkoda, bo na grę tych piłkarzy patrzy się z przyjemnością a i nerazzurri zyskują posmak szampańskiego futbolu rodem z Holandii czy Brazylii. Tylko posmak, ale to zawsze coś. Sądzę, że zespół Mourinho (który tym razem wyjątkowo mało mówi przed klasykiem) będzie grał spokojnie i wyczekiwał na ruch rywala. Jeśli Stara Dama zagra odważnie i bezkompromisowo od pierwszych minut, to może szybko zdobyć gola i ustawić sobie mecz. I wygrać. Jeśli jednak wda się w usypiającą wymianę lekkich kuksańców, to prędzej czy później odsłoni gardę i straci zęba. A wtedy Inter pójdzie za ciosem - wygra na punkty lub przez TKO. Juventusie, dużo odwagi, graj o zwycięstwo! Interze, nie daj sobie wmówić, że gra na remis wystarczy. Let's get ready to rumble!

foto: zimbio.com
statystyki za: gazzetta.it