poniedziałek, 27 września 2010

Okulary Mazzarriego czyli wieści z Półwyspu


W 5. kolejce Serie A największym rozczarowaniem była dla mnie postawa Interu w meczu z Romą. Nerazzurri zagrali zupełnie tak, jakby nie zależało im na wywiezieniu z Rzymu kompletu oczek. A przecież Roma, po fatalnym początku sezonu, zdawała się być rywalem łatwym do trafienia, bokserem słaniającym się na nogach, którego szybką kombinacją ciosów można definitywnie wysłać do narożnika.

Inter tymczasem przyczynił się być może do zmartwychwstania Romy, trochę tak jak Lech w piątkowym meczu z Legią. Widać było, że przewaga kultury piłkarskiej jest po stronie gości. Ale giallorossi nadrabiali to ambicją. W drugiej połowie tylko oni zainteresowani byli atakowaniem braki rywala, bo Inter stał podparty pod boki i czekał na koniec meczu. To zadowolenie z bezbramkowego wyniku tylko stymulował defensywnymi zmianami Benitez. Takie kunktatorstwo zasługiwało na karę i ta kara nadeszła w doliczonym czasie gry za sprawą świetnej centry De Rossiego i jeszcze lepszej główki Vucinića.

Nie sądzę, aby ten bezbarwny występ zakłócił w jakiś wyraźny sposób kampanię Interu. Jestem natomiast ciekawy co dalej z Romą. Czy ta wygrana odblokuje im głowy? Bo właśnie psychika zdawała mi się być ich głównym problemem w pierwszych tygodniach sezonu. Ranieri zdjął słabo grającego Tottiego i trafił z tą zmianą w "dziesiątkę". Kapitan Romy, najwyraźniej obrażony, udał się od razu do szatni. Po meczu zmuszony był przez sytuację (jego zmiennik strzelił przecież zwycięską bramkę) do bagatelizowania całej sprawy, ale zdaje się, że zimna wojna między szkoleniowcem a symbolem klubu trwa w najlepsze.

Ciekawostka. W sobotnim hicie chyba po raz pierwszy mieliśmy okazję zobaczyć lewych obrońców obu drużyn grających w kaskach ochronnych na głowie. Zarówno Chivu (często osamotniony w pojedynkach z Menezem), jak i Riise byli czołowymi postaciami swoich ekip.

Do Interu doszlusowało w tabeli Lazio po wygranej 1-0 w Weronie. Jak na razie potwierdza się to, co pisałem przed sezonem - biancocelesti mają silną linię pomocy i szeroką ławkę. Na ich liście strzelców w tym sezonie zapisało się już siedmiu graczy - najwięcej w lidze. W niedzielę do tego grona dołączył odradzający się chyba Mauro Zarate, obok Matuzalema najlepszy gracz na boisku. Chievo rozczarowało, ani razu nie zagroziło bramce Muslery, w niczym nie potwierdziło dobrej opinii, na jaką zapracowało w pierwszych kolejkach.

Ogólnie ciężko oprzeć się wrażeniu, że liga wyrównała się jeszcze mocniej. Różnice w tabeli są minimalne. Nigdy jeszcze, od czasu wprowadzenia 3 punktów za wygraną, lider nie miał po 5. kolejkach tak mizernego dorobku jak teraz Inter i Lazio (10 oczek). Inny rekord śrubuje Parma. Podyktowano przeciwko niej już 5 rzutów karnych! Jak na razie zamiast rewelacji sezonu, crociati stają się swoistym pośmiewiskiem ligi.

Wielką formę potwierdził w niedzielny wieczór Milos Krasić. Pamiętam początki Pavla Nedveda w Turynie. Początki trudne, ubogie w gole, ubogie w asysty i niezapomniane występy. Krasić przyszedł z diametralnie innej ligi, innego środowiska. I jak na razie prezentuje się rewelacyjnie, imponuje szybkością i przebojowością. W meczu z Cagliari pokazał też, że nieobce mu są umiejętności snajperskie. Serb zasłużył na tytuł człowieka kolejki i jednego z MVP pierwszej części sezonu. Równie wysoko ocenić należy Edinsona Cavaniego, który strzela piękne gole i szybko spłaca swój milionowy transfer z Palermo do Napoli.

Swoją wojnę z sędziami kontynuuje Walter Mazzarri, wyrzucony na trybuny w Cesenie. Tym razem jednak to partenopei powinni podziękować arbitrowi - kluczowy gol na 2-1 padł z "jedenastki" podyktowanej za faul na Zunidze (bardzo dobry występ Kolumbijczyka). Faul był, ale przed polem karnym. Mazzarriemu ostatnio zaczynają powoli chyba przepalać się styki. Już na trybunach do przetarcia swoich okularów użył szalika Napoli, pożyczonego od zdezorientowanego kibica. A w pomeczowym studiu Sky okazało się, że szkoleniowiec ten.. przeoczył czwartego gola swojej drużyny i był przekonany, że mecz zakończył się rezultatem 3-1. Niewystarczająco mocno przetarł szkiełka?

Zaskakuje mnie Bari. Gra fajny futbol, równie dobry jak rok temu. Muszę uderzyć się w piersi, gdyż nie wierzyłem w taki scenariusz. Oczywiście, to dopiero początek rozgrywek, ale wiele wskazuje na to, że to może być znów przyjemny sezon dla drużyny Ventury. Kapitalnie w centrum boiska spisuje się Almiron. Piłkarza o takiej charakterystyce brakuje w linii środkowej Juventusu. Bari ostatni raz tak mocno rozpoczęło sezon 60 lat temu. Na forach internetowych trwa już pompowanie balonika pod nazwą "europejskie puchary". Na wyrost, to może być szkodliwe.

Gol kolejki. Tym razem 5 propozycji - zobaczcie poniższy filmik. Ja odpaliłbym strzały Giacomazziego i Krasića (bez rewelacji) i dodał TEGO gola. Numer 1 - zdecydowanie Cavani.

Gole kolejki



foto: corrieredellosport.it

czwartek, 23 września 2010

Dumny lot orła a wilczyca w kryzysie


Podsumowanie 4. kolejki Serie A zacznę od rzeczy przyjemnej. Mecz Lazio-Milan zapowiadałem jako hit i hitem się on okazał. Dobre tempo, niezłe przygotowanie fizyczne obu ekip, dobre ustawienie taktyczne (szczególnie rzymian), świetne popisy gwiazd (Hernanes ! Ibra!). Ostatnie 10 minut, już po golu Floccarego, to była obustronna chęć wygranej, bez kunktatorstwa, cios za cios. To naprawdę nie tak częsty obrazek na włoskich murawach, gdzie chłodna kalkulacja często bierze górę nad porywami serca. Do tego wszystkiego swoją cegiełkę dołożyli kibice, którzy stworzyli na Olimpico naprawdę fajną atmosferę. Brawo. Mecz kolejki!

Orła cień. Jak dotąd, orzeł, symbol Lazio, pojawiał się na Stadio Olimpico tylko w pieśniach fanów biancocelesti i ich sercach. Wczoraj, po raz pierwszy zaprezentowała się kibicom nowa, żywa maskotka. Samica o nieznanym jeszcze imieniu (wybiorą je kibice) zamieszkała ze swoim trenerem w ośrodku Formello i będzie wzbijać się w niebo ponad stadionem przed każdym domowym meczem Lazio. Rzymski klub podjął tę inicjatywę we współpracy z Benficą Lizbona, kultywującą tę tradycję od dłuższego czasu - oba kluby mają to dumne stworzenie w swoim herbie. Biało-błękitny orzeł ma 7 lat, waży 12 kilogramów, a jej rozpiętość skrzydeł przekracza 2,5 metra.

Zobacz jej lot

Super Frey. Wahałem się, czy bohaterem kolejki uznać Sergio Pellissiera, autora dwóch bramek w meczu Napoli-Chievo (1-3), czy postawić jednak na bramkarza Fiorentiny, Sebastiena Freya. Zdecydowałem się na tego drugiego. Już dawno żaden bramkarz nie zanotował tak olśniewającego występu w meczu ligowym. Frey dokonywał cudów, odbijał praktycznie wszystko, co leciało w kierunku jego bramki. Tylko postawie swojego golkipera Fiorentina zawdzięcza remis wywieziony z terenu Genoi (1-1). Viola prezentują się na razie fatalnie, biegają powoli i na ogół bez sensu. A przy takiej formie Francuza, Artur Boruc jeszcze długo nie powącha ligowej murawy. Wysokie noty także dla całej ekipy Palermo za efektowną wygraną w Turynie. Javier Pastore superstar.

Studio Sky. Cała ligowa środa była na antenie Sky mieszaniną nudy, lania wody i hipokryzji. Alessandro Costacurta, dobry obrońca, ale jako ekspert - dramat. Tyle banałów i oczywistości dawno nie wylało się na mnie z telewizora. Massimo Mauro - niezły piłkarz ligowy, ale jako ekspert - kiepsko. Frazesy, do tego cyniczny uśmieszek i drobne złośliwości. No i odwieczny hit, dziennikarz Mario Sconcerti, który nie wiedzieć czemu uzurpuje sobie prawo do pouczania i prowokowania wszystkich. Rafę Beniteza, którego kilka tygodni temu w tym samym studiu uważano za dyletanta niegodnego prowadzenia Interu, wczoraj całowano po stopach, wmawiając mu, że jego Inter gra kosmiczny futbol. Claudio Ranierego, do niedawna całowanego w programach Sky po stopach, Sconcerti i Mauro wręcz zmasakrowali złośliwymi pytaniami i prowokacjami. A to tylko dwa pierwsze przykłady z brzegu. We włoskim futbolu jest stanowczo za dużo złych emocji, a Sky, zamiast analizować i łączyć (jak nieźle robi to w Polsce Canal +) tylko jątrzy, kopie po kostkach przegranych i liże d..ę tym, którzy są akurat na fali. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Włoskie media sportowe to naprawdę p...ony poziom dna.

Sacco di Roma. Złość Ranierego nie wzięła się zresztą znikąd. Tak jak w 1527 roku wojska cesarza Karola V zdobyły i totalnie złupiły Rzym, tak wczoraj Romę złupił sędzia Romeo. Ciężko zrozumieć, jak można było nie zauważyć ewidentnego zagrania ręką Hetemaja we własnym polu karnym. Jeszcze trudniej pojąć, jak sędzia mógł, chyba po sugestii liniowego Ayroldiego, podyktować karnego dla Brescii za czysty wślizg Mexesa, wykonany metr przed linią własnej szesnastki. Te błędy wypaczyły wynik meczu. Złość Romy uzasadniona, ale sposób jej okazania raczej nie. Mexes wyleciał z boiska, a schodząc z niego chciał dokonać linczu na otaczającej go rzeczywistości, Perrotta przyłożył z pięści... drzwiom do sędziowskiej szatni (tak łatwiej, przecież drzwi nie oddadzą ciosu), a Gian Paolo Montali wdarł się do owej szatni jeszcze w przerwie meczu i wygrażał sędziowskiej trójcy. W obozie giallorossi nerwowo, jeśli w sobotę ogra ich Inter, to rany trzeba będzie leczyć dość długo. XVI-wieczne Sacco di Roma oznaczało koniec epoki Odrodzenia. Czy tym razem to Roma się odrodzi?

Płaczek Mazzarri
. Walter Mazzarri to, jak dla mnie, jeden z najbardziej irytujących trenerów w lidze. Ciężko mi przypomnieć sobie przegrany przez niego w "normalny" sposób mecz. Ten człowiek należy do kategorii płaczków, którzy zbyt często winą za swoje niepowodzenia obarczają arbitrów. Wczoraj w co drugim pomeczowym zdaniu trener Napoli przypominał o "ewidentnym zagraniu ręką" po którym padł drugi gol dla przyjezdnych. Zagranie wcale nie było ewidentne, prawdopodobnie w ogóle go nie było. A gadanie o tym w kółko to trochę żenada. Mazzarri tak samo zachowywał się pracując jeszcze w Reggio di Calabria czy Genui. Lata lecą a śpiewka się nie zmienia. Guidolin, Spalletti, Mazzarri, Novellino. To moja osobista "czołówka" trenerów-płaczków. Panowie, baczcie na przysłowie o belce we własnym oku!

Nieśmiałe powiewy młodości. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Kilka też nie. Ale mając w pamięci włoskie podejście do wprowadzania do ligi młodych piłkarzy, cieszą mnie występy i postępy kilku nastolatków. Obrońca Lazio, Luis Cavanda, fajnie zadebiutował już w meczu z Sampdorią, a wczoraj znakomicie radził sobie w pojedynkach z Ronaldinho. Skrzydłowy Daniele Ragatzu (Cagliari) pierwsze kroki na boiskach Serie A stawiał już w dwóch poprzednich sezonach, ale w tym wyrasta na czołową postać swojego zespołu. Zwracam tez uwagę na środkowego pomocnika Sampdorii, Pedro Obianga, który sylwetką i stylem gry przypomina mi młodego Patricka Vieirę.

Gol kolejki.
Znów obyło się, niestety, bez wielkich bramek. Stawiam na Pellissiera - świetny wolej. Ale akcja Hernanesa też niczego sobie. A Wasz typ?

Pellissier (od: 0:45)
Bovo
Floccari



foto: lalaziosiamonoi.it

poniedziałek, 20 września 2010

Pierdoły Zampariniego i mdłe antipasto


Sytuacja w tabeli po trzeciej kolejce Serie A to dość spore zaskoczenie. To oczywiście dopiero początek sezonu, ale ciężko przejść do porządku dziennego nad postawą kilku drużyn. Zacząć warto od Romy. To giallorossi najbardziej zawiedli sympatyków calcio w europejskich pucharach. Porażkę 0-2 w Monachium można jeszcze znieść (w końcu Bayern to wicemistrz Europy), ale styl jaki zaprezentowała drużyna ze stolicy w Bawarii był żałosny. 90 minut spędzone w okopach na własnej połowie, piłka wybijana głównie na uwolnienie. Tragedia. Wściekł się na to wszystko Francesco Totti , mówiąc po meczu, że granie takiego catenaccio to skandal.

Dawno nie widziałem Claudio Ranierego tak zdenerwowanego, jak na sobotniej konferencji prasowej. Wydaje się, że coraz większy dystans dzieli kapitana Romy od swojego trenera. Intelektualnie bije on oczywiście Tottiego na głowę. Znając jednak rzymskie klimaty, sądzę, że fani giallorossi i media staną w tym sporze, jeśli jeszcze bardziej się on zaostrzy, po stronie piłkarza, biorąc wszystkie jego słowa za pewnik. Szansą dla Ranierego jest zgięcie karku przed Tottim i jego pomysłem na drużynę. Pytanie: czy do tego dojdzie? Albo szkoleniowiec zachowa swoją niezależność, albo Il capitano, z pomocą swoich zauszników na trybunach i w mediach zwolni go. Mocne słowa? Czas pokaże, czy mam rację.

Na razie giallorossi w zastanawiający sposób tracą seryjnie gole w drugich połowach spotkań (Inter, Cagliari, Bayern, Bologna). Nie wiem czy problemem jest kondycja, czy głowa, pewnie jedno i drugie, ale aktualna Roma jest bardzo dalekim krewnym samej siebie z poprzedniego sezonu. Wtedy też początek był zły, ale zmiana trenera tchnęła w ekipę nowego ducha.

Zawodzi też Fiorentina, choć po nijakim mercato i zamianie Prandellego na Mihajlovića spodziewałem się problemów (do tego doszły kontuzje). Lazio wygrało we Florencji w pełni zasłużenie, nastroje w biało-błękitnej części Rzymu są więc zgoła odmienne. Ekipa Edoardo Reji gra niezły futbol i na poważnie zgłasza pucharowe aspiracje. Siłą tej drużyny jest linia pomocy. Ledesma, Matuzalem, Mauri i Hernanes potrafią świetnie utrzymywać się przy piłce i kreować partnerom okazje bramkowe. W sobotę miałem momentami wrażenie, że do Florencji przyjechała jakaś drużyna z Hiszpanii. Może poza ostatnim kwadransem, gdy Lazio opadło z sił i dało się zamknąć na swojej połowie. W środę do Rzymu zawita Milan i już teraz mogę obiecać spore emocje i niezłe wrażenia estetyczne.

Dziwną drużyną jest Palermo, które świetnie tworzy grę ofensywną, ale w obronie kaleczy momentami jak beniaminek Lega Pro. Odejście Kjaera stworzyło wyrwę na przedpolu bramki Sirigu, a dużą naiwnością było sądzenie, że Glik i Munoz szybko ją załatają. Nadal zachwycam się grą Pastore i Hernandeza (wyróżniać zaczyna się też Josip Ilićić), ale dopóki Delio Rossi nie poskłada tyłów (w Lazio i Atalancie pokazał, że potrafi), to popisy Latynosów nie będą dawały drużynie punktów. Dobry zespół buduje się od obrony! Wie to każdy rozsądny trener. W polskiej ekstraklasie jednego szkoleniowca poniosła fantazja i w wywiadach zaprzeczał tej regule. Zapowiadał budowanie od ataku. Na razie przegrał pierwszych sześć spotkań ligowych.

Wracając do Palermo - Delio Rossiemu na pewno nie służy też czytanie pierdół, jakie opowiada w mediach Maurizio Zamparini. Naprawdę, mam czasami wrażenie, że dla takich dyletantów jak on, czy nasz Józef Wojciechowski powinno się stworzyć odrębną ligę. Zarówno futbolową jak i intelektualną. Chodzi mi o wypowiedzi prezydenta Palermo na temat rzekomych błędów szkoleniowca. O to, że skrytykował sędziów po porażce z Interem pretensji większych mieć nie można, bo gospodarzom faktycznie należał się chyba jeden rzut karny. Zamparini oczywiście musiał przy okazji "pojechać po bandzie" i porównać aktualny Inter do Juve z czasów Moggiego, zapowiadając, że szykuje się nam kolejne calciopoli.

Sprowadzanie wygranej nerazzurri do błędów arbitra Romeo to jednak upraszczanie sprawy. Podopieczni Rafy Beniteza stworzyli wspólnie z gospodarzami świetne widowisko (mecz kolejki). Wyszli z niego zwycięsko, bo byli skuteczniejsi. Milito wprawdzie pudłował na potęgę, ale znów formą strzelecką błysnął Samuel Eto'o (piłkarz kolejki). Benitez przesunął Kameruńczyka trochę bliżej bramki rywali i widać tego efekty. Piłkarz ten znów "poczuł krew", znów jest killerem pola karnego. Inter zagrał swój najlepszy mecz w sezonie, potwierdził, że jest drużyną zbilansowaną i odpowiedzialną.

Nie do końca można to jeszcze powiedzieć o Milanie. Nadal jestem bardzo ciekawy, jak Allegri poradzi sobie z tak dużym potencjałem w ofensywie, gdy ma ona za plecami tak statyczną pomoc. Moim zdaniem koniecznie jak najwięcej grać musi Kevin Prince Boateng, który swoją dynamiką, atakowaniem przestrzeni łączy poszczególne linie. Milan musi grać bardziej jako drużyna, przesuwać się formacjami. Na razie tego nie robi. Czy kiedyś zacznie? W pierwszej połowie meczu z Catanią broniło praktycznie tylko sześciu graczy z pola, czterech stało z przodu podpartych za boki i przyglądających się sytuacji. Taktyczny koszmar.

Poznańskie koszmary odpędził natomiast Juventus (drużyna kolejki). 4-0 w Udine to chyba jednak niespodzianka. Gole padały po świetnych akcjach, były bardzo efektowne. Stara Dama zdominowała rywala, rozbiła go szybkością akcji i ruchami oskrzydlającymi. Świetnie grał Milos Krasić, który coraz mocniej punktuje u fanów bianconeri. Cieszy mnie to bardzo. Serie A potrzebuje nowych gwiazd!

Cesena i Brescia to jak na razie beniaminkowie niepokorni, mocno rozpychający się łokciami. Lecce już od początku ustawia się w pozycji pokornego baranka, znającego swoje miejsce w szeregu. Koniki Morskie z Ceseny miały grać w tym sezonie piłkę bardzo otwartą, ale jak na razie hołdują raczej myśli poprzedniego szkoleniowca, Pierpaolo Bisolego. Twarda, konsekwentna obrona, szybkie kontry. Giaccherini, Schellotto, Nagatomo to nowe, ciekawe nazwiska w Serie A. Diamantiego czy Caracciolo z Brescii znaliśmy lepiej. Co nie znaczy, że nie zaskakują pozytywnie.

Lunchtime game, czyli niedzielne spotkanie rozgrywane o 12:30, tym razem było dość niestrawne. 0-0 pomiędzy Bari i Cagliari to było doprawdy mdłe antipasto i obawiam się, że dopóki tak mocno będzie o tej porze dnia przygrzewać słoneczko, to często będziemy świadkami takich spalonych kotletów. Włosi lubią w tych godzinach odpoczywać.

I na koniec trzy propozycje na gola kolejki. Ciężki wybór. Stawiam na gola Marchisio.

Capuano
Quagliarella + Marchisio



foto: corrieredellosport.it

piątek, 17 września 2010

Niesamowity remis Lecha w Turynie


Niech to zdjęcie będzie najlepszym podsumowaniem tego meczu. Jestem po prostu dumny. Nigdy nie śmiałem nawet marzyć, że doczekam takiej chwili. Futbol to naprawdę piękna sprawa.


foto: gazeta.pl

poniedziałek, 13 września 2010

Klęski faworytów, wysoki lot maluczkich. 2. kolejka Serie A

Zapraszam na podsumowanie drugiej serii spotkań Serie A, tym razem w konwencji topów i flopów. Miłej lektury.

Oczarowanie kolejki. Duża liczba strzelonych bramek (38 w 10 meczach), duża liczba bardzo ciekawych, otwartych spotkań. Przez cały weekend miałem wrażenie, że oglądam nie Serie A, ale, nie przymierzając, radosną i beztroską piłkę rodem z Ameryki Południowej. Oczywiście, troszkę koloryzuję, ale jestem bardzo zadowolony z tak obfitych strzeleckich łowów. Oby tak było częściej. Jak widać, piłkarzy grających we włoskich drużynach na takie fajerwerki stać.

Rozczarowanie kolejki. Bez dwóch zdań, postawa głównych, przynajmniej na papierze, rywali Interu. Roma skompromitowała się w Cagliari, mało brakło by giallorossi powtórzyli niechlubny wynik z Manchesteru. Milan ośmieszył się jeszcze bardziej. Sądził, że wygra w Cesenie na stojąco. Takie podejście nie ma nic wspólnego ze sportem, ten mecz to po prostu hańba i niczego nie zmieni pomeczowe psioczenie na pracę arbitra ze strony premiera Berlusconiego ("Trafiamy na sędziów z lewicy"). Generalnie nie była to kolejka faworytów, poległy też przecież Genoa, Palermo i Fiorentina. A liderem Chievo!

Drużyna kolejki. Analogicznie - Cagliari i Cesena zasłużyły na najwięcej braw. Tym pierwszym już przed sezonem przypięto ławkę drużyny defensywnej. Sugerowano się chyba dotychczasową pracą trenera Pierpaolo Bisolego. Tymczasem sardyńczycy pokazali, że konstruują fajne akcje i że gdy złapią rywala za gardło, to chcą go dobić. Cesena zagrała tak jak na Olimpico z Romą - bardzo konsekwentnie w obronie i bardzo szybko, odważnie, gdy wychodziła do kontr. Ten styl znamy jeszcze z poprzedniego sezonu, gdy prowadził ich właśnie Bisoli.

Piłkarz kolejki. Z kilku pretendentów, stawiam na tego najmniej znanego. Emanuele Giaccherini do Serie A trafić miał już rok temu. Znalazł się tu dopiero teraz, razem z Ceseną. Zagrał świetny mecz na Stadio Olimpico. Na jeszcze wyższy poziom wspiął się w starciu z Milanem. Szybkość, drybling, nieprzewidywalność. Okazał się prawdziwym utrapieniem powolnej obrony rossoneri (Sokratis in primis) i symbolem upokorzenia zbyt dumnej drużyny Allegriego. Szkoda, że do najwyższej klasy rozgrywkowej trafił dopiero w wieku 25 lat. Kolejny kamyczek do ogródka włoskich trenerów, działaczy i ich podejścia pod hasłem: "młody jest, ma czas". Skąd to znamy?

Antybohater kolejki. A nawet dwóch. Nicolas Burdisso dosłownie rozerwał we własnym polu karnym kolano Daniele Contiego. Pomocnikowi gospodarzy założono aż 30 szwów, a pierwszą reakcją Argentyńczyka po swoim zagraniu była próba zaatakowania zwijającego się z bólu rywala z powodu rzekomej symulacji. Nieprawdopodobne wręcz boiskowe prostactwo! Mam nadzieję, że władze ligi dadzą obrońcy Romy dłuższy czas na przemyślenie swojego stylu gry. Druga wyjątkowa niezguła w tej serii spotkań to defensor Parmy, Massimo Paci, który sprokurował aż dwa rzuty karne przeciwko swojej drużynie i walnie przyczynił się do jej porażki 1-2 w Catanii.

Gol kolejki. Szału nie było. Jak zwykle trzy propozycje. Mój faworyt: bez dwóch zdań - Tommaso Rocchi z Lazio.

Rocchi
Marcolini
Pastore

Polak kolejki. Z braku innych kandydatów, wyróżniam pół-Polaka Roberta Aquafrescę, który strzelił ładnego gola Romie. Sytuacja Kamila Glika i Artura Boruca jest, delikatnie mówiąc, średnia. O ile tego pierwszego pocieszać mogą błędy Argentyńczyka Munoza, o tyle Boruc szanse na wygryzienie Freya ma niewielkie. Zostaje Puchar Włoch. A potem transfer w zimie?

Strajk kolejki. Strajku w ten weekend nie zanotowano, ale grozi nim w 5. kolejce Stowarzyszenie Pilkarzy Włoskich (AIC). O co poszło? Polecam artykuł Rafała Steca, ciężko dodać tu coś więcej. Można jedynie godzinami rozważać, czy zarabiający tak wielkie sumy sportowcy mają moralne prawo strajkować. Z drugiej strony zapytać warto, czym kierują się działacze podpisując z nimi tak lukratywne kontrakty i nie biorąc pod uwagę wszelkich możliwych dróg rozwinięcia się kariery piłkarza w danym klubie. Podejrzewam zresztą, że do strajku nie dojdzie. Sygnały przejaśnienia horyzontu mieliśmy już dziś, po spotkaniu przedstawicieli AIC i Lega Calcio.

Wywiad kolejki. "Tak dawno Was już nie słyszałem, ale bardzo Was kocham". To miał być zwykły pomeczowy wywiad z najlepszym piłkarzem na murawie. Przerodził się tymczasem w coś głębszego. Bramkarz Brescii, Matteo Sereni, pozdrowił za pośrednictwem telewizji dwójkę swoich dzieci. Jak sam mówi, jego ex-żona (nota bene, równocześnie jego ex-menedżer) utrudnia mu kontakt z pociechami. Trudna historia i trudny temat, ale dzięki tej wypowiedzi piłkarza od wczoraj trwa w Italii dyskusja na temat praw rodzicielskich ojców. Społeczna funkcja futbolu?


foto: interia.pl

środa, 8 września 2010

Powrót do Zemanlandii

Są w historii futbolu takie drużyny, które, choć nie zdobywały seryjnie trofeów, nie podbijały stadionów Europy, to pozostały w sercach i umysłach kibiców. Są też w futbolu takie historie, które, choć wydaje się to nierealne, powtarzają się. Czas jakby staje w miejscu, fani czują się o ćwierćwiecze młodsi, a młodsze pokolenie może choćby dotknąć namiastki tego, co przeżyli ich ojcowie.

Dzieje się tak w przypadku Foggii.

W 1989 roku prezydent klubu, Pasquale Casillo, oraz dyrektor sportowy, Giuseppe Pavone. postanowili, dość niespodziewanie, powierzyć funkcję trenera Czechowi Zdenkowi Zemanowi. Chyba w najpiękniejszych snach nie przypuszczali, jakie będą tego efekty.

Foggia błyskawicznie awansowała do Serie A, a w kolejnych trzech sezonach zajmowała odpowiednio dziewiąte, jedenaste i znów dziewiąte miejsce w lidze. Ale nie to było najważniejsze. Najważniejszy był styl, ofensywny futbol, który radował serce.

Zeman zawsze powtarza: "4-3-3 to najlepszy schemat gry, jaki wymyślono. Potwierdzają to reguły geometrii".

Geometryczne 4-3-3 Zemana podbiło Italię. Foggia strzelała mnóstwo goli, równie dużo traciła. Atakowała niemal całą drużyną, często bez opamiętania, niczym na podwórku. Futbolówka krążyła jak po sznurku, szybkie klepki, przerzuty, prostopadłe piłki, zagrania w ciemno. Wszystko poparte świetnym przygotowaniem fizycznym, wysokim pressingiem i samobójczymi często pułapkami ofensywnymi.

Drużyna bez cienia strachu, ogrywająca zespoły z czołówki, grająca "futbol na tak" u siebie i na wyjazdach, tak jakby nie robiło im różnicy otoczenie, jak gdyby bawili się w piłkę na szkolnym boisku. Jak gdyby liczyła się dla nich głównie frajda, nawet kosztem porażki. Taka była tamta Foggia.

A na ławce Zdenek Zeman, powtarzający piłkarzom, że "najważniejsze to strzelić o jednego gola więcej niż rywal".

Prawdziwa orgia ofensywnego futbolu. Sen na jawie. Starsi kibice Foggii tak właśnie to wspominają - trwający kilka lat wspaniały sen, z którego nigdy nie chcieli się obudzić.

Signori, Baiano, Shalimov, Rambaudi, Roy, Petrescu, Di Biagio, Koływanow. To w jaki sposób atakowali bramkę rywala, z jaką łatwością wypracowywali akcje bramkowe, przeszło już do antologii calcio. Przekonajcie się sami dlaczego, wstukajcie w wyszukiwarce hasło "Zemanlandia".

Fani satanelli w końcu jednak byli zmuszeni obudzić się ze snu. Jak to w życiu bywa.

Zemana skusiło Lazio, najlepsi piłkarze również spakowali walizki. W problemy finansowe popadł prezydent Casillo, a za nim klub. Foggia wylądowała w Serie C. Wróciła szara rzeczywistość.

Zdenek Zeman już nigdy tak mocno nie zadziwił Italii i świata. Nigdzie nie dano mu tyle czasu i takiego poparcia. Niezłe przygody szkoleniowe (Lazio, Lecce), przeplatał z dość nieudanymi (Roma) oraz z totalnymi klapami (Crvena Zvezda, Fenerbahce, Brescia).

Casillo, Pavone i Zeman znów postanowili spróbować stworzyć coś razem. W 2003 chcieli wprowadzić na salony Avellino. Skończyło się to degradacją do Serie C. To nie był ten klimat, to nie była Foggia.

Czech znajdował się na coraz głębszym marginesie piłki. Nie pomagały mu kontrowersyjne wypowiedzi, nie pomagały oskarżenia kierowane wobec Juventusu i Luciano Moggiego, nie pomagało panujące w calcio dążenie do wygrywania za wszelką cenę, nawet ze cenę stylu, widowiska. Podejścia tego Zeman wręcz nie znosi.

Ale są w futbolu takie historie, które, choć wydaje się to nierealne, powtarzają się. Czas jakby staje w miejscu, fani czują się o ćwierćwiecze młodsi, a młodsze pokolenie może choć dotknąć namiastki tego, co przeżyli ich ojcowie.

14 lipca 2010 roku Pasquale Casillo znów został właścicielem Foggii. Trenerem mianował Zdenka Zemana, dyrektorem sportowym, oczywiście, Peppino Pavone. Bramkarz "Foggia dei Miracoli", Francesco Mancini, trenuje swoich następców. Podobnie jak boczny obrońca Maurizio Codispoti. Vincenzo Cangelosi znów jest asystentem Zemana. Franco Altamura, legendarny kierownik drużyny, także wrócił na swoje miejsce na ławce.

W listopadzie 2009 roku wszyscy ci panowie spotkali się w Rzymie, na planie filmu dokumentalnego o Zemanlandii. To wtedy ponoć kiełkować zaczął pomysł powrotu do przeszłości.

Reakcje w mieście były entuzjastyczne. Ludzie witali Zemana jak zbawcę, jak gdyby przywiózł im do miasta Puchar Europy. A to przecież tylko Lega Pro, to przecież tylko trener, za którym ciągnie się pasmo szkoleniowych porażek.

Dla kibiców to nieważne. Dla nich Zeman jest Bogiem. Wielu pamięta tamtą drużynę, potrafi jednym tchem wymienić jej skład. Mówią oni, że znów czują tamtą atmosferę, tamten entuzjazm, poczucie brania udziału w czymś wielkim.

Są szczęśliwi, że ich dzieci też mogą być tego częścią. Przecież do niedawna byli pewni, że na zawsze wystarczyć im będą musiały opowieści o tamtych wspaniałych dniach. Opowieści, które pewnie kiedyś przekazaliby też swoim wnukom, ale obrazy, emocje zabraliby ze sobą na tamtą stronę. Nagrania nie oddadzą przecież tak dokładnie tamtego futbolu, tamtej radości i emocji odczuwanych dzień po dniu.

Teraz kolejne pokolenie dostało szansę na przeżycie takiej przygody.

W trzech pierwszych ligowych kolejkach drużyna wygrała raz i dwa razy zeszła z murawy pokonana. Ale to nie jest chyba najważniejsze. Calcio, przynajmniej w Foggii, znów bawi ludzi. W tych trzech kolejkach zespół zdobył 8 goli, tyle samo stracił. To jest już jakaś namiastka tamtej Zemanlandii.

Znowu "sny stają się rzeczywistością", jak głosi hasło tegorocznej kampanii reklamowej klubu.





foto: bigsoccer. com, unionesportivafoggia.com

poniedziałek, 6 września 2010

Cliffhanger czyli ranking UEFA rok później


Rok temu o tej porze, pełen nadziei i optymizmu, napomknąłem o konieczności obserwowania rankingu UEFA w kontekście walki o trzecie w nim miejsce między Włochami a Niemcami. Liczyłem mocno, że ci pierwsi nie tylko spokojnie obronią swoją przewagę na sezon 2011/2012, ale i zniwelują stratę na rok kolejny. Włoski "skład" na puchary wydawał się mocny, w tym niemieckim dostrzegałem wyraźnie słabsze ogniwa.

Tak się nie stało. Inter, wygrywając w finale z Bayernem, raczej tylko odroczył wyrok. Wystarczy spojrzeć na aktualną sytuację. Jeśli nie wydarzy się cud, to w sezonie 2012/2013 Włosi będą mieli tylko trzy ekipy w Lidze Mistrzów. Analizując dalej - widać, że będzie tak przynajmniej przed dwa sezony, gdyż za rozgrywki 2006/2007 Italii "odpadnie" aż niemal 12 oczek, przy 9,5 niemieckich.

Pisałem już o tym, ku pokrzepieniu serc, że uważam ligę niemiecką za pozbawioną, poza Bayernem, wielkich firm, przyciągających fanów piłki na całym świecie. Za fajne do oglądania rozgrywki, ale nieprzypadkowo stojące w cieniu "wielkiej trójki" europejskiego futbolu. To wielka przewaga Serie A, przewaga, która powinna za jakiś czas pozwolić przerwać powolny lot opadający i znów wzbić się w górę. W kategorii statystyk zacznijmy od najprostszej rzeczy - włoskie drużyny muszą w końcu poważniej traktować Ligę Europejską, z czym w minionych latach bywało różnie.

To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Calcio to brat bliźniak schorowanego państwa włoskiego, podzielonego historycznie, mocno spolaryzowanego politycznie, podzielonego nawet jeśli chodzi o zasięg efektywnej władzy - z mafią totalnie dominującą w południowej części kraju. Państwo zżera biurokracja, korupcja, niewydolność systemu gospodarczego, obciążonego rozdmuchanymi wydatkami socjalnymi, mocną pozycją związków zawodowych, włoskim lenistwem i wpływami mafii.

Stan futbolu to tylko lustrzane odbicie tych problemów. Obniża się poziom klubów (pojedynczych wybryków - vide Inter Mourinho - nie liczę), kadra zawaliła dwa ostatnie wielkie turnieje, drużyny młodzieżowe zaczynają nie domagać na arenie międzynarodowej (kadra U-21 może nie wyjść z bardzo łatwej grupy), obiekty pustoszeją, gwiazdy starają się omijać Półwysep Apeniński.

O powodach pisałem ja, komentujący tu ludzie, a także wielu znamienitych ekspertów wielokrotnie. Wymienialiśmy: przestarzałe stadiony, złą strukturę dochodów klubów (za mała rola match day, za duża praw TV), niewłaściwą strukturę organizacyjną tychże, nie dawanie szans gry włoskiej młodzieży, włoskie kombinatorstwo, które tak ordynarnie wyszło na jaw, na wielu płaszczyznach, w aferze calciopoli itp. itd.

Zdaję sobie sprawę, że nie wnoszę tym wpisem praktycznie nic nowego do dyskusji. Nie to miałem na celu. Chciałem jedynie podkreślić, że, mimo wszystko, warto śledzić losy włoskich drużyn w europejskich pucharach. I, że dobro calcio, jakkolwiek dziwnie może to zabrzmieć, leży mi na sercu. Prawie tak bardzo, jak dobro polskiego futbolu.