"Derby della lanterna" były jednostronnym widowiskiem. Nikt się tego chyba nie spodziewał. Genoa rozbiła Sampdorię 3-0 i to kibice grifoni mogą teraz chodzić po mieście z podniesionymi głowami. Sampdoria w ogóle nie weszła w mecz, rossoblu byli w nim od początku. Prowadzeni przez znakomicie rozdzielającego piłki Milanetto grali szybko, błyskawicznie przerzucali futbolówkę, a rywale razili bezradnością. Nawet po czewonej kartce dla Biavy Sampdoria nie potrafiła ułożyć sobie meczu. Antonio Cassano obiecywał ostatnio swoim kibicom, że strzeli gola. Nie strzelił, nawet nie miał praktycznie ani jednej okazji bramkowej. Podobnie jak żaden z jego kolegów. Znakomicie, do momentu kontuzji, grał Palacio, który rozkręca się z tygodnia na tydzień.
Luigi Del Neri nie zdał derbowego egzaminu. To w ogóle ciekawa sprawa, bo szkoleniowiec ten przegrał już derby w równie marnym stylu. 6 stycznia 2005 roku Lazio pokonało Romę 3-1. Fani giallorossi mieli ogromne pretensje do trenera, że ten nie potrafił właściwie zmobilizować i ustawić zespołu na to najważniejsze w sezonie starcie. Romę upokorzył wtedy znienawidzony przez fanów "Magica" Paolo di Canio. Teraz znów derby oddane praktycznie bez walki. Czy to jakaś słabsza strona Luigi Del Neriego? Okazja do poprawki dopiero w kwietniu.
Aktywni Vargas i Gilardino to za mało by postraszyć mistrza. Fiorentina zagrała na San Siro bojaźliwie i zasłużenie przegrała z Interem (0-1). Nerazzurri bardzo chcieli wymazać plamę z Camp Nou. Od początku meczu widać było w ich grze intensywność i lwi pazur. Było nareszcie sporo okazji bramkowych, natomiast napastnicy nie mieli swojego dnia. Gol padł więc z rzutu karnego, wykonanego przez niezawodnego Milito. Balotelli usiadł na trybunach, co pozwoliło wszystkim dopisać kolejny podrozdział do opowieści o jego trudnym współżyciu z Jose Mourinho. Portugalczyk ewidentnie stara się "wychować" młodego Włocha. Jak już kiedyś pisałem - oby mu się udało, bo szkoda "stracić" Mario, który jest piłkarzem fantastycznie uzdolnionym. Zagrał za to Quaresma i zebrał nawet nieśmiałe oklaski. Czyżby był to piłkarz jeszcze "do odzyskania"? Kibice wywiesili transparent o treści: "Kijów czy Barca: który Inter jest prawdziwy?". Jak słusznie napisał jeden z dzienników, okaże się to po spotkaniach z Juventusem oraz Rubinem Kazań.
Pierwszych 7 kolejek - 9 punktów. Kolejnych 9 serii - oczek 19. Jak przytomnie zauważył Adriano Galliani, dotychczasowy sezon Milanu można podzielić na dwie części. Punktem zwrotnym było ewidentnie zwycięstwo na Santiago Bernaebu. Wygrana 2-0 w Catanii była bardziej aktem woli niż jakiejś zdecydowanej wyższości piłkarskiej nad przeciwnikiem. Oba gole padły w doliczonym czasie drugiej połowy. Oba zdobył wyznaczany już "do odstrzału" Huntelaar. Holender ponoć świetnie prezentował się na treningach, więc Leonardo dał mu szansę. I miał nosa. To bezcenny dar. Tego nie można się nauczyć. Milan dużo traci bez Pirlo i dlatego właśnie gra wyglądała tak sobie, wolno, schematycznie, jednostajnie. Tylko Pirlo potrafi regulować tempo gry, przerzucać jej ciężar, zwalniać i przyspieszać w zależności od sytuacji. Niczym niegdyś nieodżałowany Kazimierz Deyna. Catania znów heroiczna i znowu rozdająca punkty. Gianluca Atzori to chyba pechowy szkoleniowiec, a pechowe rzeczy najlepiej wyrzucać. Nie zdziwię się, jeśli takie rozwiązanie wybiorą włodarze klubu. Leonardo i Atzori to kumple ze szkoły trenerskiej w Coverciano. Nie wiadomo kto od kogo ściągał na egzaminach. Niemal pewne jest natomiast, że Brazylijczyk praktycznie odesłał kolegę do kąta.
Roma Ranieriego to już nie "calcio champagne" Spallettiego, tryskające bąbelkami spumante, koronkowe akcje, wchodzący w ciemno z drugiej linii pomocnicy (4-2-3-1 z Tottim na szpicy), masa strzałów na bramkę rywala i sympatia koneserów ofensywnego futbolu. Ten patent chyba się wyczerpał. Wydaje się, że Ranieri - rzymianin i romanista - był właśnie odpowiednim wyborem na te trudne czasy. Jego zespół jest mniej efektowny, ale nie mniej efektywny. Więcej walki, więcej uwagi przywiązywanej do gry defensywnej, która była przecież ogromną bolączką giallorossi. Efekty przychodzą powoli, ale zaczynają być widoczne. Decydującym czynnikiem przyczyniającym się do wygranej w Bergamo (2-1) był Mirko Vucinic (gol i asysta). Czasem mam wrażenie (i chyba nie tylko ja), że dyspozycja Czarnogórca zależy od tego, którą nogą Mirko wstanie rano z łóżka. To jeden z najbardziej chimerycznych piłkarzy w lidze. Ale też jeden z najbardziej utalentowanych. Atalanta nie zagrała źle, mogła zremisować. Za dużo jednak zmarnowała okazji. Skuteczność do poprawki.
Stali czytelnicy bloga zorientowali się już pewnie, że bardzo wysoko cenię szkoleniowca Cagliari, Massimiliano Allegriego. Uważam, że jest to człowiek gotowy na pracę w znacznie większym klubie. Nic sardyńczykom nie ujmując. Cagliari pokonało w niedzielę Juventus 2-0. Zrpbiło to w dobrym stylu, od początku grało swoje. Allegri nie bał się wrzucić jednocześnie do składu Lazzariego, Nene, Cossu i Jedę. Trener ten po prostu każe swojemu zespołowi grać w piłkę, czym wyróżnia się na tle niektórych wystraszonych kolegów po fachu. Kolejną bramkę zdobył Nene. Początkowo krytykowany ("za wolny", "za słaby technicznie"), ten król strzelców Sagres Ligi przekonał już chyba wszystkich do swojej osoby. "Dziewiątka" jak się patrzy! Co do Juve, to chyba zbyt wcześnie uznaliśmy, że to godny rywal dla nerazzzuri, prawdziwy "anti-Inter". W Cagliari znów widzieliśmy drużynę sterylną w ofensywie (jak w Bordeaux) i gubiącą się w obronie (jak np. z Napoli). Teraz mecze z Bayernem i Interem. Jeśli chłopcy Ferrary się nie pozbierają, to pojedynki o stawkę będą wkrótce oglądać z przejeżdżającego pociągu.
Lazio sięga dna i to jest to taki poziom dna, o którym mówił Leo Beenhakker (słowo na "p"). 0-0 z Bologną po słabym meczu, gwizdy kibiców, fatalna sytuacja w tabeli. Ballardini chyba nie wie w czym tkwi problem tej drużyny. Podobnie jak prezydent Lotito. Zarate sam wszystkiego nie załatwi. Co z tego, że w pierwszej połowie przebiegł z piłką 50 metrów, minął 5 rywali, skoro nie miał już siły na strzał? Argentyńczyk być może nie ma godnych partnerów? Gra drużyny wygląda tragicznie, właściwie to tej gry w ogóle nie ma. Za tydzień derby. Szykuje się niezłe manto. Bologna przyjechała po punkt i cel swój osiągnęła. O jakości lepiej nie wspominać. Paradoksalnie, goście mogli nawet wygrać, ale Marco Di Vaio nie chciał chyba pogrążać klubu, który go wychował i któremu kibicuje.
Chievo wygrało pierwszy mecz od 20 września. Najwyższa pora, bo zaczynało być nerwowo. Ofiarą okazało się Palermo (1-0). Życzyłem zwycięstwa Delio Rossiemu, ale jak pokazuje przebieg spotkania, wiele pracy przed szkoleniowcem rodem z Rimini. Palermo ma mocną kadrę, ale cały czas gra źle. Mecz był nerwowy, z dużą ilością brzydkich fauli i odwrotnie proporcjonalnie małą liczbą ładnych zagrań. Gościom nie pomógł nawet powrót do pierwszego składu Fabio Liveraniego. Były reprezentant Włoch wyleciał z murawy i jeszcze chciał dokonać samosądu na kierowniku ekipy Chievo. Dzięki za takie wsparcie, Fabio...
Osłabienia kadrowe Parmy (Mariga, Galloppa, Paloschi, Bojinov) okazały się bardzo dotkliwe. Dlatego też remis z Napoli (1-1), w dodatku uratowany w 85 minucie rzutem karnym, musi kibiców gialloblu cieszyć. Tym bardziej, że to Napoli było trochę lepsze i długimi momentami kontrolowało mecz, miało też okazje na 2-0 i zamknięcie sprawy. 3 punkty odebrał gościom głupawy faul Aronici na Lanzafame. Partenopei pod wodzą Mazzarriego przestali przegrywać (7 mecz z rzędu "na plusie"), widać też przebłyski niezłej gry. O Parmie piszę dużo, bo to rewelacja nr 1 sezonu. Dlatego też ten remis dwóch fajnych, ciekawych ekip nikomu krzywdy nie wyrządza.
Tydzień temu wspominałem o autodestrukcji, jaką uprawia Siena. I bang! Wczoraj mieliśmy jej ciąg dalszy. Wydawało się, że porażka z potentatami z Novary w Coppa Italia to najgorsze, co może spotkań bianconeri w tym tygodniu. Tymczasem przegrana 1-2 w Bari musi boleć bardziej. Po pierwsze dlatego, że jeszcze głębiej zakopuje toskańczyków w mule "zona B". Po drugie, bo mecz ułożył się im wybitnie (gol Vergassoli w 3 minucie), a na dodatek przez kolejne 75 minut mieli sprawy pod kontrolą. Ekipie Bari ewidentnie zaczyna wyciekać benzyna z baku, silnik pracuje coraz głośniej i coraz ciężej. Ale charakter mają. A Siena znów wyłożyła się na ostatniej prostej i zawaliła końcówkę, tracąc gola na 1-2 w 93 minucie. Alberto Malesani ma dość bujną czuprynę, ale i tak idę o zakład, że już niedługo nie będzie sobie miał czego rwać z głowy. Chyba, że wcześniej działacze zwolnią go...z tego obowiązku.
Autobusu z Livorno nie było. Był tylko autobusik. Taki który ani straszy, ani śmieszy. Udinese bez problemu wykręciło mu koła i wyniosło za stadion. Goście coś tam niby próbowali, nieśmiało starali się odszczekiwać swoim prześladowcom z pańskiego dworu. Szczególnie po zmianie stron. Udinese miało jednak Di Natale, który zdobył ładnego gola z rzutu wolnego i był najaktywniejszym piłkarzem gospodarzy. Friulani wygrali dość pewnie, czy to zapowiedź lepszych czasów? Gości natomiast ewidentnie czeka rozpaczliwa walka o utrzymanie. Na dzień dzisiejszy są oni dla mnie drugim, po Sienie, kandydatem do zmiany klasy rozgrywkowej.
foto: gazzetta.it
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz