niedziela, 23 maja 2010

Nerazzurri na szczycie świata !!!


Inter, Inter, Inter! Po trzykroć Inter. Mistrzostwo, Puchar Włoch, Puchar Europy. Nie udało się to wcześniej żadnej ekipie z Półwyspu Apenińskiego. Jose Mourinho i jego podopieczni sami stworzyli swoją legendę. Dopełniła się ona wczorajszej nocy na Santiago Bernabeu. Nerazzurri pokonali Bayern 2-0 i po 45 latach przerwy wznieśli ku niebu ręce, dzierżąc w nich najważniejsze klubowe trofeum na świecie.

Mecz widzieliśmy wszyscy. Inter wygrał zasłużenie. Był skuteczniejszy i nie popełniał w obronie błędów, które przytrafiały się Bayernowi. To co zrobił przy drugim golu van Buyten to futbolowe przedszkole. Podobnie jak ustawienie defensywy przy pierwszej bramce i chwilę później, przy "setce" Sneijdera. Na tym poziomie są to zachowania niewybaczalne.

Ciężko było spodziewać się otwartego, niezapomnianego spektaklu. Takie finały jak Milan-Liverpool z 2005 roku zdarzają się mniej więcej raz na ćwierćwiecze. Oba zespoły grały ostrożnie, blokowały boczne sektory boiska, bały się otworzyć. Bayern więcej grał piłką, ale trafiał na mur Interu. Nerazzurri odpowiadali kontrami, ale były one bojaźliwe i nieskuteczne. Aż do bramki Milito.

Potem widzieliśmy już starą bajkę - żelazną konsekwencję Interu w defensywie i jego zabójcze wypady. Drugi gol Il Principe była sygnałem do rozpoczęcie fety. Mourinho po meczu płakał. Podobnie jak Zanetti. Moratti pewnie też, choć do tego się nie przyznał. Płakał cały czarno-niebieski lud. Były to łzy szczęścia, łzy spełnionych snów i wypełnionych obietnic. Nagroda za to, że nie bali się marzyć i po to marzenie sięgnęli. Inter wyeliminował po drodze do finału głównych faworytów rozgrywek, Chelsea i Barcę. Wczoraj bezdyskusyjnie pokonał Bayern. To najlepszy dowód na to, że Puchar Mistrzów trafił w godne ręce.

Trafił w ręce drużyny zjednoczonej w dążeniu do celu, niezłomnej, pomagającej sobie na boisku i poza nim. To wszystko ręka Jose Mourinho, trenera zwycięskiego, niezwykle nieodgadnionej i złożonej osobowości, a jednocześnie szkoleniowca prostego do odczytania. W tym sensie, że jest najbardziej chyba sugestywnym synonimem zwycięstwa. To właśnie zwycięstwu podporządkowuje swoją pracę, nie godzi się na półśrodki, na piłkarzy myślących głównie o własnym ego. A nawet jeśli ma takich w składzie, to potrafi ich z reguły zmusić do pracy dla drużyny.

Szkoda, że Jose Mourinho opuszcza Italię i już za kilkadziesiąt godzin zostanie trenerem Realu. Niezależnie od wszystkiego, będzie nam go wszystkim w świecie calcio brakować.

Grazie Jose, Grazie Inter!


foto: goal.com

piątek, 21 maja 2010

Inter o krok od historii


Niesamowite. Jeszcze jesienią, widząc męki Interu w fazie grupowej Ligi Mistrzów, nie potrafiłem wyobrazić sobie siebie piszącego w maju zapowiedź finału Champions League z udziałem nerazzurri. Męki z Dynamem Kijów i Rubinem Kazań oraz dotkliwa i bezdyskusyjna porażka na Camp Nou wskazywały, że Jose Mourinho nie potrafi przełamać w głowach piłkarzy europejskiego tabu, że graczom tym nadal trzęsą się nogi, gdy słyszą przed meczem słynną melodię. Popełniłem o tym tekst. Życie dopisało puentę. Sądzę, że Inter wygra jutro Ligę Mistrzów i przejdzie do historii futbolu. Jose Mourinho idem.

O smaczkach tego meczu dyskutuje się tak gęsto, że nie trzeba ich chyba specjalnie przypominać. Powrót do Madrytu niechcianych tu Robbena i Sneijdera, praktycznie przesądzona przeprowadzka Mourinho do Realu, wspólna przeszłość Van Gaala i The Special One w Barcelonie i małe prowokacje tego pierwszego ("Mourinho myśli głównie o obronie, ja chcę grać piłkę, która podoba się fanom"). Czy wreszcie walka o ranking UEFA i obronę jednego miejsca w Lidze Mistrzów dla Italii.

Ja, przede wszystkim, chciałbym zdjąć czapkę z głowy przed oboma trenerami. To wielcy fachowcy. To, w jaki sposób Van Gaal ograł Juventus i Manchester znamionowało geniusz. Bayern to jego idealna nieomal kreatura, dorównująca doskonałością Ajaxowi z lat 90-tych. Maszyna, w której wszyscy wiedzą co mają robić na boisku. Wygrane 4-1 spotkanie w Turynie było popisem futbolu totalnego, sposób w jaki Bayern zdominował Lyon był niepowtarzalny. Szczególnie uderzała ta różnica klas w momencie, gdy Bawarczycy musieli radzić sobie w "10" po wykluczeniu Ribery'ego. I grali z Francuzami w dziadka.

Ribery'ego jutro zabraknie, ale Holender wymyśli jakiś godny sposób na załatanie tej luki. Ivica Olić dorównuje w tej edycji LM samemu Rooney'owi. Genialne szarże Arjena Robbena sieją panikę w każdej linii defensywnej świata, a Thomas Muller potrafi strzelić gola w każdym momencie. Bayern jest szczególnie groźny na flankach, które są kołem zamachowym gry ofensywnej tej drużyny, szczególnie wtedy gdy do akcji podłączy się z tyłu Philip Lahm. Nawet pod nieobecność Ribery'ego to stamtąd, ze skrzydeł, powinno przyjść wielkie zagrożenie. Największe nadejdzie z ławki rezerwowych. Tam gdzie zasiądzie Louis Van Gaal.

Jego vis a vis, niepokorny uczeń i jutrzejszy rywal też ma za sobą niesamowity sezon. Zdobył, podobnie jak Van Gaal, dublet, jutro może zaliczyć historycznego hat-tricka. Wielokrotnie pisałem tu o Interze, o jego sposobie gry, o plusach i minusach. Powtórzę tylko - szacunek dla Mourinho za to, że pokazał wiosną w pucharach Inter odważny, nie padający przed nikim na kolana. Rewanż z Chelsea i dwumecz z Barcą był majstersztykiem jego i jego ekipy. Nie rozumiem ludzi, którzy tego nie widzą i nie doceniają.

Filozofia trenerska obu panów ma, mimo oczywistych różnic, wiele punktów stycznych. Pressing, wymiana pozycji, opieranie drużyn na silnych fizycznie, wybieganych graczach, nacisk na grę bocznymi sektorami boiska, konieczność włączania się środkowych pomocników w akcje ofensywne, wymienność pozycji. I przede wszystkim - stawianie drużyny ponad jednostkami. Samuela Eto'o tak mocno pracującego w defensywnie zobaczymy tylko u Mourinho. Albo u Van Gaala, który zdążył już skasować przecież Lukę Toniego. Jutro panowie ci rozegrają swoją partię szachów. Zwycięży ten, który przechytrzy rywala. Jak ma zagrać Inter? Ma zagrać swoje. Konsekwentnie. Tak jak w derby Mediolanu, jak z Chelsea i z Barcą. Liczę, że Mourinho wymyśli coś "ekstra".

Gra toczyć się będzie jutro o historię. Tylko Ernst Happel i Ottmar Hitzfeld wygrali Puchar Europy z dwoma różnymi klubami. Ani Inter, ani Bayern, nie wygrały nigdy potrójnej korony. Jutro stanie się historia. I mam dziwne przeświadczenie, że Interowi nie stanie się jutro krzywda. Wierzę w metafizykę, znaki na niebie i ziemi itp. To jest ten sezon, sezon Interu. Sezon, kiedy spełnią się marzenia Massimo Morattiego, kiedy fanom nerazzurri los odpłaci za wiele sezonów europejskich upokorzeń.

Absolutnie doceniam klasę Bayernu. Ale Inter jest drużyną lepszą, mocniej spojoną heroicznymi bojami z Chelsea i Barceloną. Mam wrażenie, że ekipą bardziej głodną tego sukcesu, co może brzmieć paradoksalnie w obliczu najważniejszego z najważniejszych finałów. Inter ma większe parcie na sukces, jest twardszy, lepszy w grze obronnej, co w tego typu meczach ma często kluczowe znaczenie. Inter wygra, Mourinho pożegna Mediolan jako "santo subito", a Javier Zanetti wzniesie puchar po swoim 700-setnym meczu w barwach klubu. Piękne podsumowanie pięknego snu.


foto: corrieredellosport.it

wtorek, 18 maja 2010

Inter campione


Między niezapomnianą fetą mistrzowską w Poznaniu (tak, tak - Mistrz Mistrz Kolejorz!), a nawarstwiającymi się obowiązkami zawodowymi, ucieka mi ciągle podsumowanie 38. kolejki Serie A. Przepraszam za to. Obiecuję natomiast obszerne podsumowanie całego sezonu już wkrótce. Jako obowiązkową i oczywistą rekompensatę.

Inter, po dość ciężkim meczu, wygrał 1-0 w Sienie i wywalczył swoje 18. scudetto. W pełni zasłużone, ale jakże wymordowane i wręcz wyrwane Romie. Ten temat przyjdzie jeszcze czas napisać. Gratulacje dla piłkarzy, trenerów i fanów Interu. W sobotę mogą przejść do historii futbolu. O tym już wkrótce.


foto: corrieredellosport.it

niedziela, 9 maja 2010

To nie koniec zabawy. Feta Interu odłożona


Znamy już prawie wszystkie ważne odpowiedzi. Poza tą najważniejszą.
Dziś interiści mogli, po bramce Lazzarego, przez kilkanaście minut szykować się do otwarcia szampanów. Antybohater środowego finału Coppa Italia, dziś jednak stał się znów bohaterem. Dwa gole Tottiego przyczyniły się do pokonania 2-1 Cagliari i odłożyły fetę Interu do następnej niedzieli. Czy aby na pewno?

Znamy już wszystkich spadkowiczów. Zgodnie z przewidywaniami, Lazio pokonało zdegradowane już Livorno i przypieczętowało tym samym smutny los Atalanty. Bergamaschi zresztą przegrali 0-2 w Neapolu. Napoli będzie mieć więc dłuższe wakacje. Juventus uległ 2-3 Parmie, zajmie zaledwie 7. miejsce i wystartuje do pucharów najwcześniej z włoskich drużyn. Kara za słabiutki sezon.

Buffon, Cannavaro i Chiellini mieli stanowić dziś oś linii obrony Starej Damy. Formacja ta dała się w dziecinny sposób zaskoczyć w trzech, raczej prostych do "przeczytania" sytuacjach. Coraz bardziej czarno widzę tę włoską przygodę w Republice Południowej Afryki. Nowy trener Juventusu (Benitez? Prandelli?) będzie potrzebował sporo czasu (i sporo pieniędzy) na ogarnięcie tego bałaganu.

Smutno patrzy się na puste trybuny w Genui. Rozumiem, że fani Genoi i Milanu szczerze się nienawidzą (zaszłości są mocno historyczne i zbrukane niestety krwią), ale zamykanie obiektów to powinna być ostateczna ostateczność. Tymczasem w Italii zbyt często idzie się na tego typu łatwizny. A potem panuje zdziwienie, że ludzie odwracają się od calcio.

Fajne było dziś na pewno to, że piłkarze mogli sobie postrzelać. Majowe powietrze rozleniwiło defensorów, 33 bramki to dość rzadki we Włoszech wynik. Antonio Di Natale przypieczętował swoją doppiettą koronę króla strzelców. Z kibicami w Udine, po 3 latach pracy (choć nie ciągłej), pożegnał się trener Pasquale Marino. Myślę, że szybko znajdzie nowego pracodawcę. Jeśli ktoś oczekuje od drużyny ładnej, ofensywnej gry, to jest to odpowiedni do tego człowiek.

W batalii o Ligę Mistrzów nie było rozstrzygnięcia, ale ten remis premiuje raczej Sampdorię. Doriani podejmują w ostatniej kolejce nie grające już o nic Napoli. Powinni wygrać, choć sprawy bym do końca nie przesądzał. Na wypełnionym po brzegi Stadio Barbera zobaczyliśmy dość ciekawy mecz, w którym gospodarze atakowali z większą fantazją, a goście odpowiadali chyba jednak większą mądrością. Sprawiedliwy podział punktów. Powtórzę natomiast po raz kolejny - szkoda, że któraś z tych ekip wypadnie poza "zona Champions". Obie zasłużyły tym wspaniałym sezonem na szansę gry w najbardziej elitarnych rozgrywkach.

Jak już pisałem, Inter przez 6 minut był w niebie. Roma przegrywała, a nerazzurri mieli w tym momencie już 5 punktów przewagi nad rywalem. Potem do gry włączył się Totti. Kibice w Mediolanie odczuwają z pewnością niedosyt. Pocieszyć ich musi fajny, ofensywny mecz, który obejrzeli na San Siro. Chievo, co zrozumiałe, postawiło poprzeczkę znacznie wyżej niż tydzień temu Lazio. Wyszła z tego efektowna wymiana ciosów i ładne pożegnanie z fanami. Ostatnie dwa przystanki w tym sezonie to Siena i Madryt. Dwa pit-stopy w drodze do piłkarskiego nieba i historii futbolu.

Romie ewidentnie brakuje już paliwa, ale po raz kolejny oddać trzeba giallorossi, że nie odpuszczają i po raz n-ty w tym sezonie wyszli z poważnych opresji. Wielu kibiców pojawiło się dzisiejszego popołudnia na Olimpico w koszulkach z numerem 10. Miał to być gest wsparcia dla kapitana Tottiego. Rozumiem intencje, ale wolałbym, aby Totti nie dawał powodów ku takim demonstracjom. Ten bardzo dobry piłkarz zostanie zapamiętany niestety nie tylko ze swoich bramek, ale w dużej mierze też z takich wyskoków jak oplucie Poulsena czy skopanie Balotellego. A to przecież tylko dwa wpisy na długiej liście niesportowych przewin. Dwoma golami, bardzo ważnymi, Francesco sprawił, że wrócono do dyskusji o jego klasie piłkarskiej. Chyba tylko tak mógł wybrnąć z nieprzyjemnej sytuacji, w którą się wpakował. Udało mu się.

Nastroje w żółto-czerwonej części Rzymu są optymistyczne. "To jeszcze nie koniec", "Cuda się zdarzają", "Wierzymy". Roma ma za sobą naprawdę kapitalny sezon. Nikt chyba nie spodziewał się, że zajdą tak daleko. Niedosyt pozostawiła Liga Europejska. Patrząc na skład finału, ciężko nie odnieść wrażenia, że do Hamburga mogła polecić właśnie Roma. Jeśli Inter wygra w Sienie, to nic tak naprawdę się nie stanie. Kibice gorąco podziękowali swoim piłkarzom i trenerowi Ranieremu. Zasłużyli na to, zdobyli tytuł wicemistrza. A Siena już zapowiada wojnę ustami prezydenta Mezzaromy, prywatnie fana giallorossi. Nie takie cuda widziałem już w futbolu. To jeszcze nie koniec zabawy.


foto: corrieredellosport.it

poniedziałek, 3 maja 2010

Farsa w Rzymie. Wiemy coraz więcej


Coraz mniej niewiadomych w Serie A.
Inter łatwo wygrywa na Stadio Olimpico z Lazio i utrzymuje pozycję lidera. Milan, po wygranej 1-0 z Fiorentiną, pewnie pilnuje trzeciej pozycji. Napoli jest już spokojne o swój występ w Europie. Z tyłu tabeli ugotowano Sienę, a los ten spotka też raczej Atalantę Bergamo. Dużo było ciekawych wydarzeń podczas minionego weekendu Serie A. Szkoda tylko, że tak wiele było też rzeczy dziwnych i nieprzyjemnych.

Zacznijmy od meczu Lazio z Interem. Goście na luzie wywieźli trzy punkty. W dużej mierze dlatego, że gospodarzom przez myśl nawet nie przeszło stawianie liderowi oporu. Cieszyli się więc wspólnie kibice obu drużyn. Wściekali natomiast działacze i fani Romy, zarzucając obu zespołom, a szczególnie rzymianom, zabicie ducha sportu.

Lazio ewidentnie się podłożyło, to widziało nawet 5-letnie dziecko. To była farsa i antyreklama calcio. Czy jednak ktoś spodziewał się innego rezultatu? Po tym jak fani Lazio wyraźnie oczekiwali takiego rozstrzygnięcia? Po gestach Tottiego? Po kilkudziesięciu latach zażartej rywalizacji? W odwrotnej sytuacji mielibyśmy pewnie podobną parodię, co zresztą raz już w historii się zdarzyło (sezon 1972/73). Wypada tylko martwić się o zdrowie prezydenta Lotito, który otrzymał list z groźbą śmierci w razie przegranej biancocelesti.

Sporo wątpliwości pozostawiła też sobotnia wygrana Romy w Parmie. Pracę arbitra Rocchiego określono w nie-rzymskich mediach jako bardzo słabą. Wiele zastrzeżeń było również do sposobu prowadzenia meczu o utrzymanie, Atalanta-Bologna, gdzie trójka sędziowska podjęła mnóstwo dziwnych decyzji. Znów niesmak pod koniec rozgrywek ligowych. Do jasnej cholery!

Swoją drogą, w ten weekend zarówno w Anglii (Liverpool-Chelsea), jak i w Hiszpanii (Sevilla-Atletico) mieliśmy również mocno podejrzane wydarzenia. Ale to marne pocieszenie dla fanów calcio.

Teraz wszyscy patrzeć będą na ręce Chievo. Clivensi, pewni utrzymania już od kilku tygodni, zmierzą swe siły zarówno z Interem (na San Siro), jak i z Romą (na Bentegodi). Miejmy nadzieję, że w obu spotkaniach dadzą z siebie wszystko.

Bezpośredni mecz Palermo z Sampdorią zadecyduje prawdopodobnie o 4. miejscu dla którejś z drużyn. Fajnie, sprawiedliwie. Szkoda tylko, że jedna z tych ekip będzie musiała obejść się smakiem. Szkoda też, że liderzy obu - Cassano i Miccoli - Mundial zobaczą w telewizji. Jeśli w ogóle będą mieli ochotę na włączenie go.

Marcello Lippi podał nazwiska 29 graczy, powołanych na ostatnie przed mistrzostwami świata zgrupowanie squadra azzurra. Najprawdopodobniej to właśnie z tej listy wybranych zostanie 23 zawodników, którzy otrzymają bilety lotnicze.

Ambrosini, Del Piero, Miccoli, Cassano czy Amauri. Tych piłkarzy na wykazie tym brakuje. A byli oni "promowani" przez kibiców i część mediów. Prezentowali równą, wysoką dyspozycję, lub, jak Alex czy Amauri, mogli mieć, z różnych względów, spore nadzieje na wyjazd. Lippi ma prawo do swoich wyborów, ale tegoroczna dyspozycja powołanych już Grosso, Legrottaglie, Zambrotty czy Camoranesiego nie zwiastuje cudów. Spójna grupa piłkarzy to jedno. Ale liczyć powinna się też forma. Czy selekcjoner nie stawia czasem na niektóre zgrane już karty?

Bramkarze: Buffon, Marchetti, De Sanctis, Sirigu

Obrońcy: Bocchetti, Bonucci, Cannavaro, Cassani, Chiellini, Criscito, Grosso, Legrottaglie, Maggio, Zambrotta

Pomocnicy: Camoranesi, Candreva, Cossu, Gattuso, Marchisio, Montolivo, Palombo, Pepe, Pirlo

Napastnicy: Borriello, Di Natale, Gilardino, Iaquinta, Pazzini, Quagliarella

Pechowiec kolejki: Federico Peluso.
Strzelił gola samobójczego w meczu Atalanta-Bologna. Gola, który niemal przypieczętował degradację bergamaschi. Pamiątka i trauma pewnie na całe życie.

Porażka kolejki: Postawa drużyny Lazio.


Co nas czeka? Już w środę finał Pucharu Włoch.
Na Stadio Olimpico w Rzymie Roma zagra z Interem. Biorąc pod uwagę skalę rywalizacji między tymi klubami w ostatnich kilku latach, a szczególnie wydarzenia ostatnich kilku dni, zapowiada się prawdziwa batalia. Transmisja w TVP2, co tylko podwyższa rangę i oprawę tego wydarzenia. Zapraszam


foto: corrieredellosport.it