26 maja tego roku Lazio pokonało Romę w finale Pucharu Włoch. Ten dzień będzie przez wiele lat cezurą w dziejach rzymskiej piłki. Mówią głośno o tym zarówno zwycięzcy, jak i pokonani. Nastroje w obu częściach Wiecznego Miasta są skrajnie odmienne. Piłkarze Lazio są noszeni przez swoich fanów na rękach. Entuzjazm wita ich gdziekolwiek akurat trenują, czy jest to Rzym, górskie Auronzo di Cadore, czy Fiuggi. Wracających z urlopów graczy Romy przywitał w ośrodku Trigoria transparent "Witajcie z powrotem, merdy". Paradoksalnie, obie drużyny w równym stopniu czeka teraz sezon prawdy, w którym obie będą musiałby coś udowodnić i coś ugrać.
Puchar Włoch zdobyty przez Lazio, jakkolwiek wielki ma ciężar gatunkowy, nie może zamazać pełnego obrazu minionych rozgrywek. Drużyna świetnie radziła sobie w Lidze Europy, gdzie odpadła w dużej mierze z powodu pracy sędziego w wyjazdowym meczu w Fenerbahce. Ale już w lidze poszło gorzej. Celem było 3. miejsce i awans do eliminacji Champions League. Do stycznia wszystko szło zgodnie z planem, bo biancocelesti czaili się tuż za plecami Juventusu. I nagle wszystko zaczęło się "sypać".
Lazio zapłaciło za lutowo-marcowy maraton w Lidze Europy, za serię urazów (z Klose na czele), ale z boku wyglądało na to, że także sam Vladimir Petković nie potrafił w tamtym akurat momencie pomóc drużynie. Bośniak, wyciągnięty trochę z kapelusza i tak chwalony na początku sezonu, nagle stracił swą magiczną moc. Nie skutkowały ani zmiany ustawienia, ani roszady personalne. Lazio było zagubione, nieobecne, traciło punkty w Sienie, Genui, Cagliari czy u siebie z Chievo i w ostatecznym rozrachunku zleciało nawet za Romę, którą długo wyprzedzało, na 7. miejsce w tabeli.
To był trzeci sezon z rzędu, gdzie Lazio w jakiś sposób otarło się o Ligę Mistrzów. Dwa wcześniejsze podejścia (z Edym Rają na ławce) rzymianie przegrali o włos z Udinese. Liga Mistrzów staje się powoli obsesją właściciela klubu, Claudio Lotito. Lazio tylko raz za jego prezydentury występowało w tych prestiżowych rozgrywkach. Mowa o sezonie 2007/2008, gdzie nieprzygotowani do tamtej przygody kadrowo podopieczni Delio Rossiego nie wyszli z grupy, wygrywając tylko jeden mecz, u siebie z Werderem Brema.
Pomysł Lotito na Lazio jest konsekwentny. Pełna wypłacalność, domknięty budżet, twarda polityka kadrowa, łącznie z odsuwaniem od drużyny piłkarzy, nie godzących się na nowe/inne warunki kontraktowe. Prezydent awans do Ligi Mistrzów uczynił probierzem swojej koncepcji, chcąc udowodnić światu, że można wydawać mniej acz rozsądnie i grać przy tym w najważniejszych europejskich rozgrywkach.
Przed władzami, sztabem trenerskim i drużyną Lazio kolejna próba. I choć biancocelesti nie startują do niej jako faworyt, mając przed sobą Juventus, Napoli, Milan czy Fiorentinę, to nie należy skreślać ich zbyt wcześnie. Lotito i dyrektor sportowy Igli Tare zadbali o rozszerzenie kadry, co powinno pozwolić trenerowi na większe i skuteczniejsze rotowanie składem. Biglia, Felipe Anderson czy Novaretti to piłkarze, którzy mogą bardzo pomóc w walce o czołowe lokaty. Co najważniejsze, Lazio zatrzymało wszystkich znaczących zawodników. Wydało na transfery ponad 25 mln euro. To będzie dla nich sezon prawdy, który pokaże czy są klubem na miarę poważnej Europy? I czy Petković to trener mogący dać drużynie skok jakościowy?
Trochę inaczej wygląda najnowsza historia sportowo-organizacyjna Romy. Po kilkunastu latach rządów rodziny Sensi, pełnię władzy latem 2011 roku w klubie przejęło konsorcjum amerykańskie, w którym najważniejszą aktualnie rolę pełni James Pallotta, biznesmen z Bostonu.
W końcówce epoki Sensich było dość biednie, ale równocześnie bogato pod względem piłkarskim. Klub zadłużał się po uszy wobec grupy finansowej Unicredit, która stopniowo przejmowała faktyczną kontrolę nad klubem, ale na zielonej murawie sprawy były poukładane całkiem nieźle. Roma, pod batutą Luciano Spallettiego i Claudio Ranieriego dwukrotnie (2008, 2010) przegrała scudetto o włos i na własne życzenie.
Sprawa wydawała się prosta. Do sportowej jakości dołożona zostanie amerykańska jakość zarządzania i sukcesy gotowe. Sami przybysze zza Oceanu nie bawili się w skromność, tylko wszem i wobec zapowiadali, że Roma w ciągu kilku lat stanie się globalną marką, będzie wygrywać nie tylko w Italii, ale i w Europie i występować będzie na nowym stadionie.
Czytając historię biznesową Pallotty i jego otoczenia, łatwo dojść do wniosku, że jego głównym sposobem na zarabianie jest przejmowanie przedsiębiorstw po korzystnej cenie, restrukturyzacja, podniesienie wartości marki i sprzedaż z dużym zyskiem po 4-5 latach. Jeśli taki sam scenariusz dotyczyć ma Romy, jesteśmy w połowie planu. W jakim stanie?
Marketingowo, tak naprawdę, nie bardzo się do czego przyczepić. Roma mocno współpracuje z Disneyem, jeździ na obozy i tournee do USA. Z miejsca ruszyła sprawa stadionu, którego projekt zaprezentowano podczas multimedialnej konferencji prasowej odbywającej się na linii Orlando-Rzym. Klub mocniej akcentuje też swoją obecność w mediach społecznościowych. Opakowanie, mimo kilku pomniejszych wpadek poprawiono, ale zysku nie będzie bez poprawienia zawartości.
Sportowo projekt tymczasem leży na łopatkach. Już na starcie kontrowersje wzbudził wybór duetu Franco Baldini-Walter Sabatini na ludzi mających zarządzać stroną sportową. Baldini to pozbawiony charyzmy menedżer, który kiedyś wypromował się w Romie w cieniu Fabio Capello, ale od tej pory znany był głównie z przebywania przy samym don Fabio, nawet w reprezentacji Anglii. Jego pierwsza poważna samodzielna robota po powrocie z Wysp, własnie teraz w Romie, zakończyła się klęską. Baldini nad niczym nie panował, ani nad transferami, gdzie ewidentnie ścierał się z Sabatinim, ani nad drużyną, którą, mimo medialnych zapowiedzi, nigdy nie potrafił wstrząsnąć.
Jeszcze "ciekawsza" postać to Sabatini, któremu kiedyś zakazano działalności w piłce za udział w podejrzanych transferach małoletnich piłkarzy z Afryki. Sabatini ma tendencję do "dziwnych" transferów, których jedynym wyjaśnieniem jest chyba umożliwienie komuś zarobku. Tak było na przykład w Lazio i Palermo. Także w Romie pojawili się za jego kadencji gracze, których obecności w takim klubie nie da się wyjaśnić żadnym racjonalnym argumentem.
Przebywający głównie za Oceanem Pallota i jego poprzednik, Tom Di Benedetto, nie byli w stanie "ogarnąć" tego co się dzieje na odległość, a szybko chyba dostrzegli, że w Rzymie sprawy mają się kiepsko. Stąd pojawienie się w Wiecznym Mieście Italo Zanziego, który ma pilnować, by Amerykanom nie rozkradano interesu. Wojnę buldogów wygrał Sabatini, zyskując łaskę amerykańskich dobrodziejów. Baldini spakował manatki i przeniósł się do Tottenhamu. Sabatini dostał ostatnią szansę, którą sądząc np. po mało poważnym transferze Skorupskiego, szybko zmarnuje.
Dwa lata zmarnowano jednak przede wszystkim na boisku. Najpierw wymyślono Luisa Enrique, który wymyślił z kolei przeszczepienie katalońskiej idei tiki-taka na rynek włoski. Efekt był z góry wiadomy. Potem odkurzono Zdenka Zemana i jego wertykalne 4-3-3, które sprawdzić może się tylko w Playstation. Tego lata postawiono na syntezę tych dwóch koncepcji. Rudi Garcia, choć również hołduje schematowi 4-3-3 i również jest w dużej mierze zagadką, wydaje się jednak szkoleniowcem bardziej rozsądnym i przewidywalnym.
Mniej przewidywalna jest kadra Romy. O ile, po tygodniach ścierania się różnych pomysłów, udało się sprowadzić w końcu bramkarza (Morgan De Sanctis), o tyle nadal nie wiadomo czy Garcia będzie mógł liczyć na skłóconego z wszystkimi Osvaldo i kuszonego ofertami z Anglii Pjanica. A są to piłkarze na pozycjach kluczowych (snajper i playmaker). Na plus Romie zapisać trzeba transfer Kevina Strootmana i przyjście Maicona, który w sparingach prezentuje się bardzo dobrze. Pewnym punktem drużyny powinien być też ściągnięty z Udinese stoper Mehdi Benatia.
Roma musi w tym roku awansować do pucharów, a najlepiej do Ligi Mistrzów. Trzeci kolejny sezon poza Europą to byłaby tragedia - tragedia sportowa, finansowa i przede wszystkim wizerunkowa. Amerykanom szybko może skończyć się cierpliwość i przyjść chęć na pozbycie się kapryśnego i nie przynoszącego zysków dziecka. A wtedy pod znakiem zapytania stanie wszystko, o czym marzą aktualnie fani giallorossi - poważna drużyna, stadion i globalna marka. Podobnie jak w Lazio, najbliższy sezon może zdefiniować sytuację i perspektywy klubu na najbliższych kilka lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz