Wspaniałe zwycięstwo Fiorentiny! Viola pokonali w dzisiejszym spotkaniu Ligi Mistrzów Liverpool 2-0. Ostatni tak wielki wieczór kibice tego klubu przeżywali chyba w 1999 roku, gdy na Artemio Franchi także 0-2 poległ Manchester United (o ile dobrze pamiętam, po golach Balbo i Batistuty).
Jestem naprawdę pod wrażeniem gry zespołu Cesare Prandellego . Imponujące było szczególnie pierwsze 45 minut, gdzie goście zostali zdominowani przez fioletowych i 2-0 to był praktycznie najmniejszy wymiar kary. Fiorentina przeważała, grała dużo z pierwszej piłki, stwarzała okazje, a dwie z nich na bramki zamienił tak chwalony przeze mnie ostatnio Stevan Jovetić. Zrobił to w stylu klasowego gracza ofensywnego, i takim naprawdę się staje!
The Reds w pierwszej połowie grali futbol w zwolnionym tempie, nudny i przewidywalny. Byli dalecy o lata świetlne od tego czym są naprawdę - drużyny świetnie poukładanej, pomysłowej i cynicznej. Nie wiem na ile w tym zasługi Fiorentiny, a na ile słabości chłopców Beniteza. Tego nigdy się nie dowiemy, ale pewne jest to, że gospodarze, szczególnie przed przerwą, zagrali świetnie. Widać było, ile wniósł do tej drużyny zakup tak inteligentnego i ogranego w pucharach pomocnika jak Cristiano Zanetti.
Po zmianie stron viola ograniczyli się do kontrolowania przebiegu gry. Liverpool nacisnął, miał kilka okazji, szczególnie na początku drugiej połowy, ale w żadnym momencie gry nie miałem wrażenia, że goście są w stanie odmienić losy meczu. Na środku ataku, pod nieobecność Gilardino, zagrał Mutu i dało to ekipie Prandellego dużo nowych możliwości budowania akcji. Rumun więcej cofa się po piłkę i potrafi ją rozegrać, a w jego miejsce wbiegać mogą trzej ustawieni za jego plecami piłkarze. Takie rozwiązanie przypomina mi grę Romy Luciano Spallettiego. Fiorentina, dość niespodziewanie, wraca do gry!
Inter wywiózł punkt z ciężkiego terenu w Kazaniu. Mourinho był po meczu w miarę zadowolony z punktu, tym bardziej, że nieodpowiedzialnie zachował się Mario Balotelli i ostatnie pół godziny nerazzurri grali w "10". Z relacji i komentarzy wynika, że Inter zagrał słabo, co ostatnio zdarza się tej drużynie zbyt często. Remis ten definitywnie skazuje interistów na 2. miejsce w grupie i wylosowanie w 1/8 finału bardzo mocnego przeciwnika. Wszyscy pamiętamy, jak skończyło się to rok temu...
Było dla mnie oczywiste, że po odejściu z Lazio, Delio Rossi nie powinien mieć większych problemów ze znalezieniem nowego klubu. W letnim okienku transferowym niewiele było w Serie A wolnych ławek, które mogłyby interesować trenera pochodzącego z Rimini. Z początkiem sezonu karuzela została jednak wprawiona w ruch. I na efekty nie trzeba będzie długo czekać.
Maurizio Zamparini nie jest zadowolony z początku pracy Waltera Zengi w jego Palermo. Znany z szybkich i często nieprzemyślanych ruchów prezydent może długo już nie utrzymać nerwów na wodzy. W Napoli chwieje się pozycja Roberto Donadoniego. W Milanie zastanawiają się, czy nie popełniono błędu oddając kontrolę nad drużyną niedoświadczonemu Leonardo. W kontekście wszystkich tych drużyn pada właśnie nazwisko Rossiego.
Delio Rossi uczciwie zapracował sobie na szacunek kibiców Lazio. W ciągu 4 lat pracy w stolicy zdobył Puchar Włoch, zajął 3. miejsce w Serie A i wprowadził biancocelesti do Ligi Mistrzów. Trener ten to typowy "warsztatowiec", żyjący piłką 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, uwielbiający zapach piłkarskiej szatni. Sympatię i poważanie wśród kibiców we Włoszech zdobył swoim stylem bycia. Zawsze skromny, wypowiadający się w sposób wyważony i szanujący przeciwnika.
Przed sezonem Rossi zapowiadał, że rewelacją sezonu będzie Napoli. Jak na razie jest zupełnie inaczej, ale kto wie, czy wkrótce przepowiednia ta nie zacznie sprawdzać się za sprawą jego samego. Szczerze mu tego życzę.
Na największe brawa w tej serii spotkań Serie A zasłużyli bez dwóch zdań piłkarze Sampdorii. Pokonanie Interu (1-0) to ogromny sukces, którego, jak pisałem w zapowiedzi, wcale się nie spodziewałem. Bardziej sprawiedliwym rezultatem w tym spotkaniu byłby chyba remis. W piłce jednak tak to właśnie bywa, że jeden błąd decyduje o losach meczu. Wpadkę tę zaliczył młody Santon, który stracił piłkę niedaleko własnej bramki, z czego skorzystali gracze gospodarzy. Obaj trenerzy pomieszali trochę w składach. Zaskakujące było ustawienie Claudio Bellucciego, który w akcjach ofensywnych często szarżował po skrzydle, ale w fazie gry obronnej schodził do środka i uprzykrzał życie Cambiasso. Takie zagrania taktyczne to sól calcio.
Liczyłem na więcej ze strony Mario Balotellego. Widać, że ten chłopak ma ogromny talent, wczoraj szukał gry, zmieniał pozycje na boisku, ale ciągle brakuje mu czegoś by przeskoczyć na wyższy poziom. Da się zauważyć, że Mourinho szuka dla niego odpowiedniej roli w swojej układance. Mam nadzieję, że mu się uda. The Special One powiedział po meczu, że nie ma nic do zarzucenia swoim graczom. Trzeba przyznać mu sporo racji, bo nerazzurri zagrali nieźle. Stracili po prostu gola przez dekoncentrację swoich obrońców, a potem nie byli już w stanie wyrównać, mimo kilku okazji. Brawa dla Sampdorii, która zasiada na fotelu lidera.
Pochwalić też chciałem Fiorentinę. Nie za jakąś efektowną grę, ale za wyrachowanie. Dawniej fioletowi potrafili zmarnować mnóstwo okazji, zdominować rywala i przegrać po jakiejś kontrze ze strony przeciwnika. W tym sezonie (choć trend ten dało zauważyć się już w poprzednim) ekipa Prandellego gra spokojnie, rozważnie i czeka na odpowiedni moment aby ugryźć rywala. A że ma z przodu sporo atutów, to często taktyka ta przynosi skutek. Fiorentina traci też coraz mniej goli, choć zdarzają się tej drużynie takie momenty szaleństwa jak pierwsza połowa meczu z Romą. I jeszcze jeden atut: Frey. Wczoraj francuski bramkarz pokazał po raz n-ty, że znaczy dla swojego zespołu tyle, ile Jan Mucha dla Legii. Bez nich zarówno Fiorentina jak i legioniści zdobywaliby w sezonie kilka(naście) oczek mniej. Viola grają swoje, miarowo dążąc do zajęcia 3. lub 4. miejsca. Jest to spokojnie w ich zasięgu. Livorno-Fiorentina 0-1.
Z porażki Interu tylko częściowo skorzystał Juventus. Wyobrażam sobie wściekłość fanów Juve, gdy w 93 minucie meczu z Bologną gola na 1-1 zdobył dla gości Adailton. Sądzę jednak, że podopieczni Papadopulo wcale tego punktu „nie ukradli”. Mieli kilka sytuacji, nie bronili się rozpaczliwie. Wyglądają na dość solidną ekipę. U bianconeri do składu wrócił po kontuzji Diego, ale widać było u niego przerwę w grze. Tylko na kilka minut wszedł Del Piero. Ale ważne, że w końcu powrócił do drużyny. Mimo wszystko, Stara Dama nie powinna zostawić tyle miejsca rywalom we własnym polu karnym w doliczonym czasie gry. Ciro Ferrara przyznał po meczu, że być może źle zestawił podstawową „11” swojego zespołu.
Jeszcze bardziej zawiódł Milan. Remis 0-0 z Bari tak naprawdę jest sukcesem rossoneri, bo to gości byli zespołem zdecydowanie lepszym i mogą tylko pomstować na własną nieskuteczność i znakomite parady Storarego. Pisałem, że Bari poległo w środę z Cagliari, gdyż nie poradziło sobie z wysoko grającym rywalem. Sądziłem, że Leonardo właśnie tak ustawi zespół – wysoko i agresywnie. Nic z tego. Milan był rozciągnięty, źle rozmieszczony na boisku, znów spóźniony do każdej piłki. Goście grali momentami „w dziadka”, brakło im tylko gola. Duch Luciano Spallettiego, który krąży ponoć nad Milanello, musiał podczas tego meczu często łapać się za swoją łysinę. Milan wygwizdany przez własnych kibiców.
Oprócz Bari pochwalę też z rozpędu Cagliari, którego wygrało na boisku Parmy 2-0. Sześć punktów w dwóch meczach wyjazdowych oznacza znaczny skok w tabeli. I wszystko to wypracowane i zasłużone. Massimiliano Allegri po raz kolejny wypuścił na murawę zespół, który wiedział co ma na niej robić. Imponowała gra defensorów Astoriego i Caniniego, a w ataku rany zadawali Parmie ruchliwi Cossu i Jeda. Dessena strzelił gola w mieście, w którym się urodził, przeciwko klubowi, który go wychował. Mecz mógł się jednak potoczyć inaczej – przy stanie 0-0 arbiter nie zauważył ewidentnego faulu na Biabanym w polu karnym. Parma chyba zejdzie po tym meczu na ziemię, ale 10 pkt. w 6-ciu kolejkach to wciąż naprawdę dobry wynik.
Więcej spodziewano się po starciu ofensywnie grających Udinese i Genoi. Długo utrzymywał się na Stadio Friuli wynik 0-0 i zdawało się, że obie strony zadowolą się punkcikiem. W takich momentach często jednak dochodzą do głosu gracze ponadprzeciętni. Tak było i tym razem. Antonio di Natale świetnie obrócił się z futbolówką w polu karnym i sytuacyjnym uderzeniem pokonał Amelię. Wynik na 2-0 ustalił Pepe. Udinese, po słabym początku, jedzie windą do góry. Genoa zaczyna się niebezpiecznie obsuwać.
Zaskoczył mnie przebieg meczu Lazio-Palermo. Spodziewałem się, że to sycylijczycy są w lepszej formie i że będą nadawać ton wydarzeniom na Stadio Olimpico. Tymczasem to Lazio było o wiele lepsze i remis 1-1 z pewnością jest dla nich rozczarowaniem. Goście tylko raz zagrozili bramce Muslery i od razu trafili do jego siatki (przy sporym udziale urugwajskiego bramkarza). Wyrównał Zarate. Bohaterem w szeregach gości był bez wątpienia 22-letni bramkarz Salvatore Sirigu (Rubinho nareszcie na ławce!), który obronił mnóstwo strzałów rzymian, a w samej końcówce wprost fantastycznie sparował dwa uderzenia Rocchiego z bliskiej odległości. Dobijający Mauri nie trafił do pustej bramki!
Z remisu z kolei musi cieszyć się drugi rzymski zespół (Catania-Roma 1-1). Goście tylko raz poważnie zagrozili bramce Andujara i od razu zdobyli gola. A było to w 92 minucie meczu. Piłka odbiła się od nóg De Rossiego i przekroczyła linię bramkową w zamieszaniu po rzucie rożnym. Catania może pluć sobie w brodę, bo po raz trzeci z rzędu zremisowała mecz, w którym powinna była triumfować. Samymi remisami w Serie A nikt się jeszcze nie utrzymał. Pochwały dla Japończyka Morimoto, który strzela coraz więcej goli i robi naprawdę duże postępy.
Napoli wymęczyło zwycięstwo 2-1 ze Sieną, choć równie dobrze mogło ten mecz przegrać. Posadę uratował (tymczasowo?) Roberto Donadoni, ale ze stołka strącono dyrektora Pierpaolo Marino. Dwa gole zdobył „słowacki Lampard”, czyli Marek Hamsik. Chwila oddechu dla wszystkich związanych z klubem, ale coś się musi w grze tej drużyny zmienić. W innym wypadku kolejny pojedynek – w Rzymie z Romą – będzie znów oznaczał „zero” przywiezione z wyjazdu.
Typowo remisowy mecz mieli okazję obejrzeć kibice na Stadio Bentegodi w Weronie. Chievo podzieliło się punktami z Atalantą (1-1). Był to pat ze wskazaniem na gospodarzy, ale bergamaschi też mieli swoje okazje do rozstrzygnięcia spotkania na swoją korzyść. Do tego gola stracili po fatalnym nieporozumieniu między obrońcą Bellinim a bramkarzem Consiglim. Atalanta pod wodzą Antonio Conte zaczyna kolekcjonować punkty. Ale czas na zwycięstwa.
Z 6. kolejki Serie A zapamiętamy na pewno świetną postawę bramkarzy – Sirigu, Freya czy Storarego, odważną (choć nagrodzoną tylko remisem) grę Bari na San Siro, a także konsekwentną i mądrą postawę Sampdorii w meczu z Interem. Nie było w tej serii jednak ani niesamowitych meczów, ani przepięknych goli. Weekend ten nie przejdzie więc do annałów calcio, liczymy na więcej już za tydzień. A wcześniej będziemy obserwować postawę włoskich drużyn w europejskich pucharach.
Hitem 6. kolejki Serie A będzie dzisiejsze starcie Sampdorii z Interem. Faworytem są oczywiście goście, ale pamiętać należy, że grają oni za 3 dni w rozgrywkach Ligi Mistrzów i mogą nie włożyć w to spotkanie maksimum sił. Czy wykorzystają to doriani? Zobaczymy czy Mourinho da odpocząć kilku piłkarzom z podstawowej „11”. Jeśli Portugalczyk nie namiesza zbyt bardzo w składzie, to jego drużyna powinna wywieźć z Marassi trzy oczka.
To samo tyczy się Juventusu. Bologna z pewnością „postawi autobus” przed swoim polem karnym, ale nie chce mi się wierzyć aby, mimo wszystko, coś do ich sieci nie wpadło. Tym bardziej, że do podstawowego składu ma wrócić Diego, a na ławce zasiądzie Alessandro Del Piero.
Nie wyobrażam sobie też, by Milan nie pokonał Bari. Goście w meczu z Cagliari ujawnili wiele wad, których nie widzieliśmy w pierwszych kolejkach, m.in. problemy z pressingiem ze strony przeciwnika. Leonardo był zadowolony z gry swojego zespołu w Udine, ale czas najwyższy zacząć pościg za czołówką. Czas też na pierwsze trafienie Huntelaara.
Gorąco jest również w Livorno. Gospodarze jeszcze nie wygrali w tym sezonie i jeśli nie zapunktują w derby Toskanii przeciwko Fiorentinie, to nerwowy prezydent Spinelli może zacząć ścinać głowy. Goście zagrali świetnie trzy dni temu z Sampdorią i teraz muszą pokazać, że stać ich na dłuższą serię takich występów.
Wiele złych emocji przelewa się po korytarzach w Neapolu. Prezydent De Laurentiis udzielił ostrego wywiadu, w którym dał do zrozumienia, że pozycje trenera Roberto Donadoniego oraz dyrektora sportowego Pierpaolo Marino nie są nietykalne. A mecz ze Sieną określił jako „bardzo ważny”. I tak w istocie jest, błękitni nie mogą pozwolić sobie na dalsze straty. Pamiętajmy jednak, że Siena jest groźna w kontrataku.
Fajnie zapowiadają się starcia Udinese z Genoą oraz Parmy z Cagliari. Wszystkie te ekipy przyjemnie się ogląda. Wynik tych pojedynków jest wielką niewiadomą. Jak dla mnie – możliwy jest tu każdy rezultat. Szczególnie ciekawie będzie w Udine, bo spotkanie to powinno mieć duże znaczenie dla układu czołówki.
Lazio musi w końcu zatrzymać swój marsz w przepaść i w tym celu ma wrócić do ustawienia 4-4-2 (grało dotąd 4-3-1-2). Zespół jest jednak rozbity urazami i kwestią „dysydentów”, czyli odsuniętych od drużyny za zgłoszenie chęci zmiany barw klubowych Pandeva i Ledesmy. Palermo ma tylko 5 punktów, zbyt dużo oczek straciło przez własną niefrasobliwość. W Rzymie przegrać jednak nie powinni. Chyba, że znów sami będą strzelać sobie gole.
Catania poszuka pierwszego zwycięstwa w tych rozgrywkach w starciu z Romą. Obie drużyny grają niefrasobliwie w obronie więc pewnie padnie sporo bramek. Faworytami są goście, ale Catania zaczyna powoli kolekcjonować oczka i z pewnością łatwo tanio skóry nie sprzeda. To samo tyczy się Atalanty, która jedzie na teren Chievo. Efekt nowej miotły zadziałał w środę, więc nie zdziwię się, jeśli Antonio Conte zapunktuje na Stadio Bentegodi.