piątek, 5 marca 2010

Życie przerwane strzałem


Agostino Di Bartolomei obudził się tego ranka wcześnie. Wstał po cichu, nie chcąc budzić żony. Zszedł po schodach swojej willi, położonej w pełnej zieleni i niezwykle spokojnej okolicy San Marco Castellabate, niedaleko Salerno. Wyjął z szuflady jeden ze swoich dwóch pistoletów, Smith & Wesson, kaliber 38. Naładował go, wyszedł na werandę. Strzelił sobie prosto w serce. Był 30 maja 1994 roku.

Luciano Re Cecconi trafił do owego sklepu jubilerskiego zupełnym przypadkiem. Jeden z przyjaciół, z którymi spędzał wieczór, postanowił odebrać zakupiony wcześniej u jubilera Bruno Tabocchiniego towar. Luciano wpadł na zły pomysł. Zły pod każdym względem. Włochy w tamtym czasie skąpane były we krwi i rozdarte pełnymi przemocy walkami bojówek lewackich i prawicowych. Salon Tabocchiniego został w poprzedzających zdarzenie miesiącach dwukrotnie obrabowany. Właściciel miał więc pod ladą Waltera, kaliber 7.65. Re Cecconi wchodząc do środka postawił kołnierz i włożył ręce w kieszenie. Krzyknął: "To jest napad". To miał być żart. Było ciemno, jubiler nie rozpoznał piłkarza Lazio. Strzelił mu prosto w serce. Był 18 stycznia 1977 roku.

Di Bartolomei był doskonałym środkowym pomocnikiem. Najpierw ofensywnym, potem cofniętym przez trenera Nilsa Liedholma przed linię obrony. Spokojnie, po cichu regulował tempo gry. Znakomicie podawał, dysponował kapitalnym uderzeniem z dystansu. Poprowadził swoją Romę do scudetto w 1983 roku. Swoją Romę, gdyż był dzieckiem Rzymu. Był kapitanem giallorossi i idolem Curva Sud. Urodzony w biednej okolicy Tor Marancia, od najmłodszych lat nosił w sercu żółto-czerwone barwy. Liedholm uznawał "Ago" za przedłużenie swojej wizji futbolu na murawie, za dyrygenta własnej drużyny.

Re Cecconi nie był rzymianinem. Fani Lazio uważali go jednak za jednego z nich. Odkąd tylko trafił do Rzymu z Foggii, z miejsca stał się idolem kibiców biancocelesti. "Blondwłosy Anioł" pracował za dwóch, wkładał w grę całe serce. Był dla drużyny i fanów Lazio tym, czym dla milanistów jest od lat Gennaro Gattuso. Pracuś, walczak, bohater. Szalony na boisku, ale i nieokiełznany poza nim. Życie pełne przygód, żartów, niespodzianek. Jak napisał autor biografii piłkarza, parafrazując przy tym jego nazwisko, "Żył jak Król, umarł jak Cecconi" ("re"- z włoskiego: król).

Jego śmierć była szokiem dla wszystkich. Dziennikarz, odczytujący tę wiadomość w wieczornych wiadomościach, z trudem wydusił ją z siebie łamiącym się głosem. Kilka tygodni wcześniej zmarł ukochany szkoleniowiec Re Cecconiego i wszystkich laziali, Tommaso Maestrelli. Piłkarz i trener, razem wygrali dla biancocelesti scudetto w roku 1974. Świadomy tego, że umiera, Maestrelli życzył Re Cecconiemu szybkiego powrotu na murawę. Luciano leczył przewlekłą kontuzję, odliczał już dni dzielące go od ponownego założenia koszulki Lazio. Żaden z nich nie spodziewał się, że spotkają się tak szybko.

Szczytem kariery Agostino Di Bartolomei był finał Pucharu Mistrzów w maju1984 roku. Na przepełnionym Stadio Olimpico Roma podejmowała Liverpol. "Ago" był najlepszy na murawie, trafił też w serii rzutów karnych. Pomylili się w niej Conti i Graziani, puchar pojechał do Anglii. Di Bartolomei był wściekły na kolegów, którzy nie wytrzymali presji, szczególnie na Falcao, który odmówił wykonywania jedenastki. Od tego momentu piękny sen kapitana zaczął dobiegać końca. Roma postanowiła go sprzedać do Milanu. Bardzo go to zabolało. Podobnie jak późniejsze wypowiedzi Bruno Contiego, byłego partnera z mistrzowskiej drużyny.

Agostino czuł, że jego klub o nim zapomniał. Wyrzucił go z pamięci cały świat futbolu, któremu tak dał tak wiele. Być może nawet zbyt dużo. Po zakończeniu kariery próbował sił jako biznesmen, ale nie wiodło mu się. Starał się o pożyczkę, by spłacić długi. Bezskutecznie. Czuł się zapomniany, jak sam napisał w pożegnalnym liście "był zamknięty w dołku", "nie widział innego wyjścia".

Postanowił odejść. Po cichu, tak jak po cichu poruszał się po murawie. Wziął do ręki pistolet 30 maja 1994 roku. Dokładnie 10 lat po porażce z Liverpoolem, którą tak bardzo przeżył.

W 2003 roku władze Rzymu nazwały imionami Luciano Re Cecconiego i Agostino Di Bartolomei jedną z ulic dzielnicy Tuscolano.


foto: asroma.it, sslazio2000.net

8 komentarzy:

  1. Prawie jak Kalicki i jego "Zdarzyło się wczoraj" w DF;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla zainteresowanych, bo mimo upływu niecałych 5 minut już zostałem oskarżony o potwarz - Kalicki jest OK, a to był komplement;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wpis!
    Będzie zapowiedz kolejki Serie A? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki:)

    Zrezygnowałem od kilku tygodni z zapowiedzi Serie A. Nie zawsze mam możliwość dokonać wpisu w czwartek lub piątek, a uznałem, że albo zapowiadam wszystkie kolejki, albo żadną.

    W ramach rekompensaty, takie wpisy jak powyższy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozumiem.
    Bardzo pomagały Mi te zapowiedzi w typowaniu Serie A:)
    a takich wpisów jak najwiecej prosze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ,Bawisz' się w Typowanie?
    Ja Szczególnie Serie A gram za wieksze kwoty...Jeśli masz jakieś typy to chętnie się z nimi zapoznam i może coś wykorzystam:)
    mój mail ; pirloacm@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Agostino grał w Salernitanie przez dwa lata, a i tak przez kibiców został zapamiętany świetnie. U nas na Curva Sud też dało się słyszeć głośne "Aaaaagooooo" :) Forza Salernitana!

    OdpowiedzUsuń
  8. mi tam zapowiedzi kolejki bardzo brakuje,owszem też wykorzystywałem tą wiedzę we własnych rozgrywkach z bukmacherem :).tym niemniej wolę żyć teraźniejszością i przyszłością a nie tą daleką i ckliwą historią ;)
    zatem mam nadzieję że czasu będziesz miał więcej,zwłaszcza w środy i czwartki.amen.pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń