Ostatni tydzień skłaniał do wszystkiego, tylko nie do myślenia i pisania o calcio. Nadal w głowie siedzą mi obrazki ze Smoleńska, z Warszawy, z Krakowa. To był najbardziej nierealny tydzień mojego życia. Toczy się ono jednak dalej. Trzeba też nadrabiać zaległości blogowe. Za nami 34. kolejka Serie A, przed nami dzisiejszy mecz Interu z Barceloną.
Zacznę od derby Rzymu. To co napiszę to oczywista oczywistość, ale
mecz ten po raz kolejny pokazał jak przedziwną grą jest piłka. Lazio grało świetnie przez 50 minut, Roma przez 50 minut nie istniała. Potem spaprany karny Floccarego i zupełne odwrócenie ról. Giallorossi z wiatrem w żaglach, Lazio sflaczałe jak przebity balon.
Największym wygranym meczu jest Claudio Ranieri. Jako rodowity rzymianin zrozumiał, że rodowity rzymianin Totti i pochodzący z podrzymskiej Ostii De Rossi nie udźwignęli ciężaru meczu. Byli nieobecni, nerwowi, kopali rywali po nogach, nie nadążali za grą. Ale ilu trenerów odważyłoby się na taką zmianę, na zdjęcie ich z murawy? Za to wielkie brawa. Za odwagę i odpowiednią reakcję. Ten "zbyt stary, by wygrywać" trener coraz pewniejszą ręką prowadzi swój zespół po tytuł.
Uderza też w oczy
ilość szczęścia, jaka sprzyja Romie. Od razu powiem, że nie jest to zarzut. Aby wygrać ligę tego farta zawsze potrzeba w nadmiarze. Po takich sytuacjach jak strzał w słupek Milito, czy karny Floccarego, da się wyczuć, że to
ten "właściwy sezon". Że ktoś na górze czuwa. Jeśli Roma wyrzuci ten tytuł, jeśli go nie wygra, będzie po prostu wielkim frajerem. Takim, jakim okazało się w niedzielę Lazio.
Giallorossi mają dość łatwy kalendarz (Sampdoria, Parma, Cagliari, Chievo). Najtrudniejsza wydaje się następna kolejka i starcie u siebie z walczącą o Ligę Mistrzów Sampdorią z Antonio Cassano w składzie.
Co może być problemem giallorossi? Ich tendencja do autodestrukcji. W 1986 roku do liderującej na dwie kolejki przed końcem Romy przyjechało zdegradowane już Lecce. Stadio Olimpico było pełne, stolica gotowa na fetę mistrzowską. Lecce wygrało 3-2, a fetę urządzili sobie fani Lazio. Historia lubi się czasem powtarzać.
Na kole liderowi wisi nadal Inter. Mecz z Juventusem był brzydki, ale to głównie zasługa gości, którzy przyjechali nastawieni na głęboką defensywę, a po czerwonej kartce dla Sissoko przerodziło się to w typową rzymską
"formację żółwia". Inter marnował kolejne okazje bramkowe i dopiero kapitalny, indywidualny popis Maicona otworzył wynik.
Nerazzurri zaprezentowali dobrą formę fizyczną i wiele determinacji. Roma musi do końca mieć się na baczności.
Co do Sissoko, to fani Juve narzekali, mówiąc, że pierwsze upomnienie dla Malijczyka było przesadzone. Jest w tym trochę racji, ale ja jednak w takich sytuacjach zawsze skupiam się na drugiej kartce. A tutaj pomocnik Starej Damy w głupi sposób, brutalnie zaatakował Zanettiego. I to daleko od własnej bramki.
Niepotrzebne zagranie, obrazujące tylko nerwowość i chaos jakie panują w obozie turyńczyków. Którzy na pewno nie zasługują na 4. miejsce.
Zresztą na ten czwarty plac mało kto zasługuje. Najlepszą piłkę grają Palermo i Sampdoria, ale im też zdarza się rozdawać punkty. Ciężko jednak spodziewać się, że któraś z tych ekip (Juve i Napoli
idem) będzie godnym przedstawicielem calcio w najbardziej elitarnych rozgrywkach. Chyba, że Palermo utrzyma aktualny skład i dołoży do tego 2-3 wysokiej klasy piłkarzy. Juventus to niewiadoma, kolejna rewolucja wcale nie musi poprawić sytuacji.
W walkę o utrzymanie nadal zamieszane są Atalanta, Lazio, Bologna i Udinese. Rzymianie muszą za tydzień zapunktować w Genui, mając w perspektywie wizytę Interu.
Atalanta z Bologną spotkają się jeszcze z bezpośrednim starciu. I ono chyba rozstrzygnie o trzecim spadkowiczu.
Jak już pisałem, nie chcę wypowiadać się na temat "Calciopoli 2", póki nie zakończy się proces Moggiego. Przeczytałem wszystkie "nowe" rozmowy, dotyczące w dużej mierze działaczy Interu (ale i Romy, czy Bologni). Odświeżyłem też nagrania sprzed 4 lat. I o ile zgadzam się, że sam fakt kontaktowania się z sędziami i osobami odpowiadającymi za ich wyznaczanie jest naganny, o tyle
treść rozmów Facchettiego czy Morattiego jest o wiele mniej porażająca niż mataczenie Moggiego. Facchetti nie ustalał z sędziami, komu mają dać żółte kartki, by napomnieni w ten sposób piłkarze byli zawieszeni na mecz z Juve, nie kupował nikomu szwajcarskich kart SIM, nie ustalał całej puli sędziów, spośród których desygnowano tych na najważniejsze mecze kolejki. Rozemocjonowanym głowom polecam najpierw przeczytać upublicznione rozmowy. A potem ferować wyroki.
Jak to się skończy? W najgorszym wypadku ujemnymi punktami. Chyba, że wyjdzie coś jeszcze. Może Inter odda scudetto AD 2006, którego i tak nie powinien był kiedyś przyjąć. Swoją drogą, jak to możliwe, że tysiące rozmów były przez lata w posiadaniu prokuratury i nikt się nimi nie zajął? Komu zależy na tym, by prawdę ujawniać stopniowo?
Dziś pojedynek Interu z Barceloną. Mourinho z pewnością pobłogosławił już islandzki wulkan, którego erupcja zmusiła Katalończyków do podróżowania w autokarze. To może mieć jakieś znaczenie, bo przyzwyczajeni do luksusów piłkarze, tym razem luksusów mieli mniej. A Barca grała przecież swój mecz ligowy 24 godziny wcześniej niż Inter. Myślę jednak, że to detale. Wygra i tak lepszy.
Blaugrana przyzwyczaili w ostatnim czasie, że faza pucharowa w ich wykonaniu to wyjazdowy remis i potem demolka na Camp Nou. Podobnie zresztą było w tegorocznej fazie grupowej, gdy Inter cudem uratował remis u siebie, by potem zostać ośmieszonym w Katalonii. Pisałem już, jednak że
dzisiejsi gospodarze to inna drużyna niż jesienią 2009, znacznie bardziej pewna siebie, skuteczniejsza.
Mourinho gra od dłuższego czasu ściśle ofensywnym kwartetem, wspomaganym z tyłu przez dwóch defensywnych pomocników. Tak też ma być dzisiaj.
Jedynym możliwym pomysłem na Barcę może być zagryzienie ich w środku pola, bieganie im po Achillesach, presja, kuksańce, kopniaki. Wiem, że brzmi to antysportowo, ale jeśli ktoś chce zagrać z Barcą w piłkę i technicznie, to skończy jak Arsenal. Który w dwumeczu raptem kilka razy miał futbolówkę przy nodze.
Rok temu Chelsea pokazała światu jak można obrzydzić życie ekipie Guardioli. Byli blisko celu, brakło im dosłownie sekund.
Inter zagra dziś podobnie. Przyczajony z tyłu, a potem po odbiorze piłki prędko dostarczający ją do przodu. Do Sneijdera i trójki napastników. I niech oni coś wymyślą.
To właśnie na Holendrze spoczywa w dużym stopniu ciężar tego meczu. Nie tylko będzie musiał kreować grę, ale i mocno pracować w obronie, by zrównoważyć, choćby liczebnie, trójkę środkowych pomocników Barcelony.
Inter pokazał w meczu z Juve, że jest w niezłej formie. Stać ich na walkę, na pewno ją podejmą. Problem w tym, że nawet jednobramkowa wygrana to może być za mało. Rewanż na Camp Nou to prawdziwa wycieczka do piłkarskiego piekła. Ja stawiam dziś na bramkowy remis. I liczę na fajny mecz.
foto: interia.pl