poniedziałek, 22 listopada 2010

Benitez na krawędzi dymisji, Bologna na skraju bankructwa


Kilka dni temu prosiłem czytelników o nie przekreślanie szans mistrzowskich Interu. Nadal uważam, że 9 punktów straty, jakie nerazzurri mają obecnie do Milanu, to nie jest przepaść nie do zakopania. Wygląda jednak na to, że wyjazdowa porażka z Chievo może okazać się kroplą, które przeleje czarę goryczy, jeśli chodzi o pozycję Rafy Beniteza. Tak jak dla Milanu Werona dwukrotnie okazywała się w historii "fatalna" (2 razy tracił tu scudetto), tak tym razem miasto Romeo i Julii może przyczynić się do dymisji trenera drugiego klubu z włoskiej stolicy mody i biznesu.

Pomijając serię urazów, której Lech Poznań nie doświadczył, ligowe poczynania Interu przypominają mi właśnie tegoroczny, słaby okres Kolejorza w Ekstraklasie. Wydaje mi się, że kłopot obu drużyn leży w głowach, choć przyczyny problemów mentalnych są tu oczywiście inne. Wspólne jest to, że o ile w poprzednim sezonie z ekip tych biła siła, pewność siebie, przekonanie o własnej wyższości nad rywalem, o tyle teraz miejsce to zajęły strach, niepewność, niedowierzanie, bezradność. Inter nie wygrał już od 4 kolejek. W dużej mierze dlatego, że rywale poczuli krew i wiedzą już, że przyciśnięty do muru mistrz Włoch krwawi doprawdy obficie i nie potrafi opędzić się od napastników.

Symbolem bezradności Interu jest uderzenie z byka, jakie wymierzył Samuel Eto'o obrońcy Chievo, Bostajnovi Cesarowi. Kameruńczyk został ewidentnie sprowokowany, ale reakcja była oczywiście niewspółmierna i w ten sposób Inter ma kolejny kłopot, bo jego najlepszy strzelec zostanie zawieszony na kilka kolejek (stawiam na 3). Szczęściem w nieszczęściu jest to, że Eto'o zagra w środę z Twente. Tylko wygrana uratuje Beniteza. Czy będzie to ostatni marsz w zaskakująco krótkiej mediolańskiej przygodzie Hiszpana? Spalletti, Capello, Zenga czy Trapattoni już ponoć spoglądają z zaciekawieniem na wyświetlacze swoich telefonów...

Dystans nad resztą stawki powiększył Milan
. Kilka krótkich refleksji. Po pierwsze, nadal owoce przynosi zmiana ustawienia na bardziej zrównoważone w środku pola 4-3-1-2. Niektórzy nie wierzyli, że Allegri będzie na tyle odważny, by zrobić ten krok:) I by potem pozostać przy tym postanowieniu. Cieszę się, że tak się stało. Po drugie, Fiorentina równie dobrze mogła ten mecz zremisować. Milan wygrał w bólach, ale właśnie takie zwycięstwa liczą się szczególnie mocno w ostatecznym rozrachunku. Po trzecie, Milan zaczyna przypominać Inter sprzed 2-3 sezonów. Staje się trochę Ibra-dipendente. Co jednak, gdy Szwed złapie kontuzję lub straci formę? Nikt nie jest przecież maszyną.

Podobał mi się Juventus w wygranym 2-0 meczu w Genui. Bardzo mądra, konsekwentna gra w obronie i dość spokojne budowanie ataków z wykorzystaniem w kluczowych momentach indywidualnych przewag na poszczególnych pozycjach. Tak było w przypadku gola Krasicia, który ośmieszył lewą flankę Genoi swoim solowym rajdem (tradycyjnie pomógł oczywiście Eduardo - kto sprowadził takiego jelenia???). Stara Dama przypomina mocno Sampdorię sprzed roku, czyli Del Neri coś już w Turynie zbudował. Juventus ma jednak lepszych piłkarzy niż Samp, więc może skończyć te rozgrywki wyżej, niż na 4. miejscu. Musi jednak chuchać i dmuchać na kruchego Aquilaniego, który wprowadził w środku pola duży spokój i dużą dawkę czystej, piłkarskiej klasy.

O równie wysokim miejscu marzy Roma, która jest w tym momencie w znakomitej formie, chyba najlepszej w całej lidze. Seria wygranych uspokoiła szatnię, a może to spokój w szatni pozwolił zanotować tak dobrą serię? Wartością dodaną jest w ostatnich tygodniach Menez, który kiwa wszystko, co mu się nawinie pod nogę. Popatrzmy na ławkę rezerwowych Romy z sobotniego popołudnia: Vucinić, Adriano, Julio Baptista, Mexes, Cicinho, Pizarro. Z De Rossim czy Riise poza meczową kadrą! To jest naprawdę siła, która może spokojnie wtrącić swoje trzy grosze w walkę o tytuł. Otwarcie mówi już o tym Ranieri. Czy w końcu uda się pozbyć mu łatki wiecznego przegranego?

Te cztery drużyny, plus Napoli (obudził się Hamsik?) i Lazio (remis w Parmie mimo ogromnej przewagi) tworzą szeroką czołówkę, która pewnie zakończy na pierwszych sześciu miejscach ten sezon. Palermo gra bardzo ładnie, ale jest tak chimeryczne, że nie potrafię jakoś im zaufać.

Nieciekawa jest sytuacja Bologni. Klub od kilku miesięcy nie wypłaca pensji piłkarzom. Sergio Porcedda, który przejął stery w lecie, okazał się człowiekiem absolutnie nieprzygotowanym finansowo na wyzwania, jakie niesie za sobą Serie A. Teraz sytuację ratować chce mniejszościowy udziałowiec, rodzina Menarini (zarządzali klubem przed Porceddą), którzy w projekt ratowania Bologni wciągnąć zamierzają właściciela koszykarskiego klubu Virtus, Claudio Sabatiniego. W całym tym zamieszaniu, nikogo nie dziwi chyba klęska drużyny w Neapolu.

Cytat tygodnia: "Skończyły się przywileje, które Inter dostał dzięki calciopoli. Teraz potrzeba kolejnego takiego wydarzenia, by znów zaczął wygrywać". Luciano Moggi o ostatnich porażkach Interu.

Gol kolejki:
Ibrakadarba
Menez
Ilicić

Piłkarz weekendu: Giampaolo Pazzini. Hat-trick w przedziwnym meczu Lecce-Samp (2:3). Goście prowadzili 2-0, ale drużyna gospodarzy odrobiła straty grając w dziesiątkę. O resztę zadbał już jednak Pazzo.

Boruc watch: Dobry mecz Artura. Większość mediów oceniła go na 6,5 (w skali 10-punktowej). Nie miał szans przy golu Ibry, ładnie obronił uderzenia Seedorfa czy Boatenga. Pewny.

wtorek, 16 listopada 2010

Komu spadek, komu?

Zlecenia z hukiem (bez huku też) do niższej klasy rozgrywkowej życzyć nikomu nie wypada. Dlatego też, mimo, że przed sezonem wróżyłem Bari pewną degradację, to po kilku kolejkach z radością skonstatowałem, iż pugliesi "dają radę", znów grają fajnie dla oka, a przy tym w miarę regularnie punktują. I znów zanosiło się na spokojny dla nich sezon. Tymczasem, po serii porażek, zespół Giampiero Ventury okupuje ostatnie miejsce w tabeli i wcale nie musi prędko zobaczyć światełka w tunelu.

Drużynę tą prześladuje pech, bo poza obniżką formy, spadła na nich prawdziwa kanonada plag egipskich (wyłączając szarańczę). Seryjnie marnują rzuty karne, pudłują w stuprocentowych sytuacjach bramkowych, łapią kontuzje, czerwone kartki, a rywalom regularnie wychodzą strzały życia, tak jak w niedzielę Candrevie z Parmy. Taki splot negatywnych wydarzeń często oznacza nieuchronny kataklizm na koniec sezonu. Najgorsze, co teraz mógłby zrobić prezydent Vincenzo Matarrese, to dymisja trenera Ventury. Mam nadzieję, że w Bari wytrzymają presję i nie stracą głowy, ani na boisku, ani poza nim. I że mądrze wzmocnią skład w zimie, szczególnie w defensywie, gdzie letnie ubytki dało się odczuć najmocniej.

Ciśnienia nie wytrzymał prezydent Cagliari, Massimo Cellino, który zwolnił dziś z pracy Pierpaolo Bisolego. Oficjalny komunikat klubu podkreśla, że Bisoli to świetny trener i człowiek, który zapłacił jednakże za brak wyników. Mam jednak wrażenie, że duży wpływ na tę decyzję miała też szatnia, z kapitanami, Daniele Contim i Alessandro Agostinim na czele. Oczywiście, łatwiej jest zmienić trenera niż piłkarzy, ale decyzja ta to pójście na łatwiznę i kolejny, szkodliwy przykład podkopywania pozycji i powagi szkoleniowców. Umowę podpisał już Roberto Donadoni, o którym ciężko tak naprawdę powiedzieć coś konkretnego. Poza tym, że był świetnym pomocnikiem. Nieźle szło mu do pewnego momentu w Livorno, ale już w reprezentacji Włoch i Napoli utopił się na zbyt głębokiej wodzie. Cagliari ma całkiem mocną kadrę, ale jeśli piłkarze nie zaczną walczyć i nie przestaną politykować, to na koniec sezonu dojść do sporego rozmiaru niespodzianki.

Niespodzianką będzie dla mnie, i przykro to napisać, utrzymanie sympatycznego beniaminka z Ceseny. Patrzę na tą drużynę i nie widzę w niej wielu atutów. Są w miarę (ale tylko w miarę!) solidni z tyłu, walczą, wyprowadzają dość groźne kontry. To trochę mało. Po dobrym początku przestali punktować, a wygrana z Lazio, po strzale życia Parolo w samej końcówce, tylko zaciemnia obraz. Koniki Morskie mają za mało jakości i chyba za mało doświadczenia. Na doświadczeniu i golach Marco Di Vaio jedzie za to jak na razie Bologna. Jest to chyba najbrzydziej grający zespół we Włoszech. Dni (a raczej tygodnie) Alberto Malesaniego są, moim zdaniem, policzone. Gdyby coś złego stało się z Di Vaio, to Bologna naprawdę ryzykuje wiele. Na tę chwilę moimi kandydatami do spadku są Cesena, Lecce i ktoś z trójki Bologna, Catania, Bari.

A awansu niezmiennie życzę Novarze, której mecze ogląda się z niekłamaną przyjemnością i zadowoleniem!

Nie skreślajcie Interu!


Gol Zlatana Ibrahimovicia rozstrzygnął Derby della Madonnina. Katapultował Milan do przodu i zepchnął Inter w otchłań kryzysu. Nie tylko punktowego, ale przede wszystkim w kierunku kryzysu złego samopoczucia, zdenerwowania, braku pewności siebie, a może i zniechęcenia.

Po wygranych derby rossoneri nie mogą już dłużej udawać, że nie są głównym faworytem do scudetto. Wygrana ta daje im sporą przewagę punktową, równie dużą psychologiczną i ogromny zastrzyk pewności siebie. Wygląda na to, że Allegri definitywnie zarzuca pomysł gry trzema napastnikami na rzecz wzmocnionego fizycznie środka pola. Ofiarą tej zmiany stał się w ostatnich meczach nawet Pirlo (nie mówiąc już o Ronaldinho). W derby włoski pomocnik pokazał jednak jak cennym może być piłkarzem, gdy wchodzi by uporządkować grę. Na pozycji trequartisty nieźle spisuje się Seedorf. Ofiarą tych przetasowań stanie się spektakl, beneficjentem konkrety. Na dłuższą metę, takie przewartościowanie priorytetów przynosi z reguły sukces.

Rozśmieszyła mnie trochę pomeczowa wypowiedź Rafy Beniteza, który z rozbrajającą szczerością przyznał, że pomysłem Interu na ten mecz było czekanie na ataki rywala i granie z kontry. Zdaniem Hiszpana, plan legł ten po 5 minutach gry. Wygląda więc na to, że nerazzurri nie mieli żadnej zapasowej koncepcji, co jest faktem po prostu przerażającym. Inter grał słabo, w sposób absolutnie przewidywalny, w jednym tempie. Nie potrafił praktycznie zagrozić bramce Abbiatiego.

Mecz ten każe po raz kolejny zadać pytania o formę fizyczną drużyny, która biega w jednym tempie i która traci kolejnych zawodników na skutek urazów mięśni (tym razem Obi i Milito), a także o jej nastawienie mentalne. Takie derby, w których trzeba gonić wynik, które mogą mocno skomplikować sytuację w tabeli, należy wydrzeć rywalowi z gardła, rzucić na szalę wszystko co się ma. Tego w niedzielny wieczór w Interze nie widziałem.

Triumfuje Max Allegri, grunt natomiast usuwa się spod nóg Rafy Beniteza. Nie sądzę, by Moratti wykonał jakiś nerwowy ruch, ale faktem jest, że drużyna gra słabo, ma najgorszy start w lidze od wielu sezonów (pisząc z pamięci, chyba od słynnych, "remisowych" rozgrywek 2004/2005). W zimie klub musi (!) dołożyć do składu 2-3 klasowych graczy. To zaniedbanie transferowe z lata odbija się teraz czkawką i jest jednym ze źródeł problemów Interu. Fakt ten, paradoksalnie, działa na korzyść Hiszpana. Jeśli wygra klubowe mistrzostwo świata i scudetto, to zapewni sobie dalszą pracę w Mediolanie. Jeśli nie, pewnie pożegnamy go już po roku bytności we Włoszech.

O aktualnym niezadowoleniu Morattiego świadczą jego krytyczne wypowiedzi na temat występów drużyny. Inter musi zacząć wygrywać by odgonić złe duchy i dogonić w tabeli lokalnego rywala. Moratti wierzy, że Benitez potrafi dać drużynie impuls, który zamieni ją w zwycięską maszynkę. Szkoleniowiec ten wychodził już z podobnych opresji w Valencii czy Liverpoolu, a lista sukcesów (Liga Mistrzów, Puchar UEFA, Puchar Anglii, mistrzostwo Hiszpanii) wystawia mu jak najlepsze świadectwo. Podobnie jak w sposób, w jaki eliminował z Ligi Mistrzów Real, Barcelonę czy Chelsea. Dlatego też nie skreślałbym tak szybko ani Interu, ani Beniteza. Prawdziwa walka o scudetto dopiero się rozpoczyna

czwartek, 11 listopada 2010

Koniec ery Gasperiniego


4 grudnia 1989 roku, zdaniem nazbyt chyba optymistycznej wówczas aktorki Joanny Szczepkowskiej, w Polsce skończył się komunizm. 8 listopada 2010 roku, zdaniem chyba wszystkich obserwatorów calcio, skończyła się pewna epoka w historii Genoi. Pracę stracił Gian Piero Gasperini.

Znaczenie tego faktu nie zamyka się w spostrzeżeniu, że Gasperini był, do poniedziałku, najdłużej pracującym w jednym klubie szkoleniowcem Serie A.

Trener ten zapisał się złotymi zgłoskami w historii jednego z najbardziej utytułowanych włoskich klubów.

Spójrzmy na liczby.

Po 12 latach przerwy przywrócił Genoi Serie A.

Po 17 latach przerwy wprowadził drużynę do Europy.

Wygrał po 7 latach przerwy derby. Ba, wygrał trzy pojedynki derbowe z rzędu. Pamiętajmy, jak wielkie emocje wywołują one w tym portowym mieście. Tylko derby Rzymu biją je w tej kategorii.

Gasperini to dość niezwykły jak na Włochy trener. Jego filozofia futbolu przypomina trochę tę, wyznawaną przez Zdenka Zemana. Ofensywna, oparta na atakowaniu trzema napastnikami, traktująca stracone bramki i ewentualne dziury w defensywie jako koszty uboczne gry "na tak". To ciekawe, bo Gasperini to produkt myśli szkoleniowej Juventusu, tradycyjnie bardziej nastawionej na rezultaty niż styl.

W Genui potrafił to wszystko połączyć i utrzymywać w taktycznych ryzach. Pod tym względem to czołówka szkoleniowców na Półwyspie.

Od początku tego sezonu widać było, że coś w tym wszystkim nie funkcjonuje. Genoa męczyła się na boisku, nie potrafiła zdominować rywala, rozerwać go szybkimi, oskrzydlającymi akcjami. Zmęczenie materiału? Trener nie miał już wpływu na drużynę? Formuła wyczerpała się?

Być może. Tak chyba uznał prezydent Enrico Preziosi. Kiedyś mówił, że Gasperini będzie jego Alexem Fergusonem. Nie starczyło mu cierpliwości, choć, jak na włoskie standardy, dał długo popracować szkoleniowcowi.

Przed sezonem pisałem, że dużym problemem tego klubu jest coroczna rotacja w kadrze. Preziosi sprzedaje kluczowych piłkarzy i ściąga na ich miejsce nowych. Raz, może dwa razy ten manewr nie rozłoży drużyny na łopatki. Ale na dłuższą metę to mało ambitne i destrukcyjne.

Tak było w Genoi. Ile razy Gasperiniemu udawało się fajnie poskładać zabawkę, tyle razy mu ją rozbierano i zmuszano do składania od nowa. Często z coraz gorszych i coraz bardziej przypadkowych elementów.

Decydujący głos w tych kwestiach miał chyba z reguły kontrowersyjny prezydent, więc przede wszystkim to on powinien uderzyć się w piersi.

4,5 roku pracy Gasperiniego w cieniu słynnej latarni morskiej to wspaniały okres dla Genoi. Kibice grifoni nadal nie mogą uwierzyć w to, że doszło do tej zmiany.

Nowym szkoleniowcem został mianowany Davide Ballardini. Wszyscy oceniają go przez pryzmat nieudanej przygody z Lazio. Warto jednak pamiętać, że gdy obejmował drużyny w trakcie sezonu (Cagliari, Palermo), to potrafił dać pozytywny impuls. Materiał ludzki ma do dyspozycji niezły, więc nie zdziwi mnie marsz rossoblu w górę tabeli.

Allegri wyciąga wnioski?


Dobry nastrój panuje ostatnio w Milanello. Milan nie przewodził ligowej tabeli na tym etapie rozgrywek od dwóch lat. Wygrał dwa ostatnie mecze ligowe (3-2 z Bari, 3-1 z Palermo). Konkurencja ligowa kuleje, szczególnie radośnie wita ta część miasta widok ranionego dość mocno Interu.

Powiedzmy sobie szczerze: Milan nie ma szans na wygranie Ligi Mistrzów. Rok temu pisałem tak o Interze, ale z perspektywy czasu zauważyć jednak trzeba, że ówczesny Inter miał dwie rzeczy, których obecny Milan nie posiada. Po pierwsze, charyzmatycznego trenera. Nic nie ujmuję tu Allegriemu, który jest materiałem na znakomitego szkoleniowca, ale jednak Mourinho był tym liderem, który pociągnął za sobą zespół w kierunku wyznaczonego celu.

Po drugie, Inter miał grupę piłkarzy niezwykle spójną, niezwykle silną fizycznie i psychicznie, w tej akurat dziedzinie najlepszą wówczas, obok Chelsea, w Europie. Milan ma w składzie dużo talentu, ale mniej jednak niż np. Barcelona czy Real. O walorach fizycznych drużyny pisałem już wielokrotnie. Każdy zresztą zna specyfikę wiekową kadry rossoneri.

Biorąc pod uwagę powyższe, Milan musi skupić się na walce o scudetto. Inter zdaje się być, z opisanych poniżej względów, słabszy niż w poprzednich sezonach. Zresztą pojedzie jeszcze na klubowe mistrzostwa świata, a i pewnie rzuci wiosną wszystkie siły na obronę tytułu klubowego mistrza Europy.

Nie mówię, że Milan ma Ligę Mistrzów odpuścić. Zabrania tego wspaniała pucharowa tradycja klubu, ale i ambicje fanów i właściciela.

Milan musi natomiast uzmysłowić sobie, że scudetto jest absolutnie celem numer 1. Bo jest celem realnym.

Poza Interem, który skład ma najsilniejszy, ale mocno przetrzebiony, z ekipą Allegriego kadrowo może równać się tylko Roma. Wydaje się, że giallorossi złapali rytm i mechanizmy w grze (jak co roku, w okolicy derby), ale na ich niekorzyść gra niepewna sytuacja organizacyjna klubu (ogromne poślizgi w wypłatach), mentalność "wiecznych przegranych" (z trenerem Ranierim włącznie) i proste połączenie matematyki z logiką, które mówi, że nie będą oni już w stanie powtórzyć fantastycznego ubiegłorocznego marszu.

Wszystko to gra natomiast na korzyść Milanu.

Musi on maksymalnie wykorzystać atuty jakie ma, a które w równającej w dół Serie A mogą mu pozwolić osiągnąć końcowy sukces.

Pisałem w ostatnich tygodniach, że nie wiem jaki jest pomysł Allegriego na grę Milanu. A nawet jeśli się domyślam, to pewne wewnątrzklubowe uwarunkowania mogą zakłócić proces allegrizowania drużyny.

Ostatnie 2-3 mecze zdają się zaprzeczać tej tezie.

Generalnie uważam (i w tym kierunku zmierza chyba trener), że rossoneri muszą wystawiać jak najbardziej fizyczny środek pomocy. Po powrocie do formy Flaminiego domagam się jego jak najczęstszych występów, podobnie jak maksymalnie wykorzystać trzeba Boatenga. Grę raz w tygodniu powinni też wytrzymać Ambrosini i Gattuso.

Tercet napastników jest możliwy do udźwignięcia tylko przez dynamiczną i twardą linię pomocy. Wymagania, wyrażane explicite bądź też podprogowo, przez premiera Berlusconiego to jedno. Racjonalne podejście to drugie.

W ostatnich meczach Allegri grał swoim ulubionym 4-3-1-2 z Seedorfem jako trequartistą. Holender ma kapitalne nogi, przegląd pola, ale fizycznie nie udźwignie gry przed linią obrony. Słusznie więc trener szuka mu miejsca bliżej pola karnego rywala.

Niezależnie od ustawienia w kolejnych meczach (4-3-1-2, 4-3-3) silna fizycznie i dużo biegająca linia środkowa będzie kluczem. Zarówno jeśli chodzi o podpórkę dla formacji ataku, jak i spełnianie funkcji filtra dla nie zawsze stającej na wysokości zadania defensywy.

Allegri musi teraz wytrzymać napięcie. Dopóki będzie wygrywać, wszystko będzie ok. Przy pierwszych niepowodzeniach zaczną się narzekania, żądania zmasowanej ofensywy (tak, jakby liczba napastników decydowała o ilości zdobytych bramek), zmian kadrowych i taktycznych. Od chłodnej głowy młodego szkoleniowca zależeć będzie, czy Milan do samego końca powalczy o 18. w swojej historii scudetto.

Cierpienia Interu


Ciężkie nogi, zmęczona głowa, kruche mięśnie i kości. Brak radości z gry, niezadowalające wyniki. Kilka miesięcy po wygraniu historycznego Triplete Inter znajduje się w diametralnie innym nastroju i położeniu. Drużynie tej nie idzie, męczy się na boisku, nie ma szczęścia. Nie ma też czasu na zresetowanie głów, a to byłoby w ich przypadku konieczne. Tymczasem mecz goni mecz. Serie A, Liga Mistrzów, a wkrótce klubowe mistrzostwa świata. Jak poskładać to do kupy?

Problemy Interu to pokłosie między innymi kłopotów kadrowych. Zawodnicy są zmęczeni, łatwo łapią urazy. Wesley Sneijder, który zemdlał w przerwie meczu z Brescią, jest tragicznym symbolem wykończenia piłkarzy, których zdrowie naruszyła pogoń za Ligą Mistrzów i scudetto, a ostatecznie załamały je mistrzostwa świata. Fatalną kontuzję Waltera Samuela można tłumaczyć pechem, ale zastanawia jednocześnie ogromna ilość urazów mięśniowych. To tylko wycieńczenie długim, zwycięskim sezonem, okraszonym jeszcze mundialem? Czy może jednak jakieś błędy w przygotowaniu? Może organizmy zawodników źle zareagowały na zmianę systemu pracy. Benitez lubi na przykład, w przeciwieństwie do Mourinho, zaordynować piłkarzom wizyty na siłowni z niemałym naciskiem na poprawianie siły statycznej. Może ma to jakiś związek z liczbą kontuzji?

Może wyczerpane ciała piłkarzy odmawiają więc posłuszeństwa właśnie ze względu na zmianę rytuału treningowego? Na pewno jednak kluczową rolę odgrywa tu ogólne zmęczenie psychofizyczne. Osiągnięcia Interu w poprzednim sezonie były niezwykłe. Triumfował na trzech frontach grając praktycznie 16-17 piłkarzami. Prędzej czy później to musiało wyjść bokiem. I o ile pytanie o to, czy odejście charyzmatycznego Mourinho nie pozostawiło pustki w sercach piłkarzy osieroconych przez wodza jest być może zasadne, o tyle nie wierzę jednak, że The Special One byłby w stanie nadal tak wiele wyciskać z tej drużyny także jesienią 2010 roku. Portugalczyk odszedł do Madrytu w najlepszym dla siebie momencie. Tak, jak kiedyś z Porto.

Rafael Benitez, którego uważam za wysokiej klasy fachowca, pracuje uczciwie nad łataniem tych wszystkich dziur. Inter stara się grać w piłkę, widać jednak, że nogi nie nadążają za sercem. Większość piłkarzy jest "pod formą", gra gorzej niż w poprzednich rozgrywkach. Może za wyjątkiem Eto'o. Jak na dłoni widać też, jak kiepsko wykorzystano letnie mercato. Świeżą krew trzeba wpuścić do drużyny zawsze, także do tej mistrzowskiej. Tymczasem nie zapełniono nawet luki po odejściu świetnego jokera, jakim był Balotelli. Wyzwolenie motywacji w grupie ludzi, która wygrała wszystko, to zadanie doprawdy karkołomne. Szczególnie, gdy grupa ta pozostała nietknięta i sprawia wrażenie dość hermetycznej.

Konieczne jest naprawienie tych wszystkich błędów w zimie. Rafa zapowiedział już, że obiecano mu wzmocnienie kadry. Co jednak zrobić, by nie ponieść do tego czasu zbyt dużych strat? Inter męczy się w Serie A, strzela mało bramek, zaskakująco słabo punktuje. Męczy się też w Lidze Mistrzów. Żal było patrzeć, jak po nerazzurri przebiegł się dość przeciętny zespół, jakim jest Tottehnam. Czas ucieka, a pole manewru jest niespodziewanie małe. Przy rytmie grania co trzy dni ciężko popracować nad formą fizyczną piłkarzy. Pozostaje trening mentalny. Ale czy Benitez będzie potrafił otworzyć tych chłopaków?

czwartek, 4 listopada 2010

Włoski tydzień

Włoski tydzień. Będzie pasta, wino, śpiew i kobiety. Będzie też calcio, przede wszystkim. Wracam za tydzień, postaram się wtedy skomentować weekendowe wydarzenia w naszej ulubionej lidze. A presto!

poniedziałek, 1 listopada 2010

Dokąd dofrunie Lazio ?


"Mają mnóstwo szczęścia, nie grają nic rewelacyjnego. Jeśli nie wyprzedzimy ich w tabeli na koniec rozgrywek, oddam kibicom pieniądze za karnety".

"Grają catenaccio, mają farta. Do Świąt Bożego Narodzenia miniemy ich w tabeli".

Cytat nr 1 - Massimo Cellino, prezydent Cagliari. Cytat nr 2 - Maurizio Zamparini, właściciel Palermo.

O kim mowa? Kto jest rzekomo taki słaby? Lazio, zdecydowany lider Serie A.

Obaj panowie są zdecydowani w swoich sądach. Ale mylą się. Ich drużyny nie wyprzedzą rzymian w tabeli. Ani przed choinką, ani przed nastaniem wakacji. Mam w ogóle coraz większe przekonanie, że wyprzedzenie w tabeli Lazio to będzie naprawdę ciężkie zadanie dla prawie wszystkich drużyn.

Zespół Edoardo Reji nie wygra pewnie scudetto, być może spadnie z podium. Będę jednak bardzo zdziwiony, jeśli nie załapie się w czołowej czwórce. Przed sezonem typowałem biancocelesti na jedną z niespodzianek tego sezonu. Ale nawet ja nie sądziłem, że Lazio może być tak mocne.

Oglądając mecze z ich udziałem rzuca się w oczy spójność tej grupy ludzi. Zarówno taktyczna, jak i mentalna. Lazio gra chyba najlepiej poukładany futbol we Włoszech, nie rzuca na kolana fajerwerkami technicznymi, nie specjalizuje się w bieganiu bez sensu. Czasem po prostu mądrze stoi, a jeszcze częściej mądrze przesuwa się po murawie. Piłkarze walczą, z pokorą gryzą trawę i pomagają jeden drugiemu. Żadnych zbędnych ruchów, naiwnego entuzjazmu. Chłodna kalkulacja, rzetelna praca.

Ten sezon zapowiada się trochę dziwnie. Inter nie budzi jakoś takiego respektu jak w kilku poprzednich latach, Juventus nie ma składu na mistrza. Milan to ciągle chaotycznie zabałaganiony warsztat, który trzeba uporządkować. Nie tylko piłkarsko, ale i pod względem ludzkim. Kto wie, może taki stan rzeczy jest niepowtarzalną szansą dla ekip z drugiego planu?

Wielkie słowa uznania dla Edoardo Reji, który scalił szatnię, poustawiał drużynę taktycznie, mądrze rotuje systemami i personaliami. Równie duże brawa dla prezydenta Lotito i dyrektora sportowego Tare. Kiedy trzeba było, potrafili w ostatnich killkunastu miesiącach sypnąć groszem (Zarate, Floccari, Hernanes). Byli też w stanie wyszukać piłkarzy stosunkowo tanich, ale jakże kluczowych dla układanki Reji (Andre Dias, Biava, czy wcześniej Lichsteiner).

Patrząc na przykład na takiego Andre Diasa, człowiek zastanawia się, jak to możliwe, że taki facet tak długo siedział w Brazylii? Naprawdę - gość jest świetny. Twardy, nie do pobicia w powietrzu, kapitalnie grający wślizgiem. Jego interwencja na Maccarone we własnym polu karnym w końcówce niedzielnego meczu liczy się praktycznie jako zdobyty gol. Jak on mu wygarnął tę futbolówkę?

W niedzielę derby Rzymu. To będzie wielki egzamin dojrzałości dla Lazio. Sądzę, że go zdadzą. Roma gra przeciętnie, atuty piłkarskie będą po stronie biancocelesti. Roma musi rzucić na szalę całe swoje serce i charakter (a piłkarzy charakternych w składzie bez wątpienia posiada). Nie zagra zawieszony Totti i tu matematyka jest dla zespołu Ranierego łaskawa. Gdy Il Capitano pauzuje, jego koledzy częściej wygrywają z lokalnym rywalem.

Totalnie rozczarowuje mnie Milan. Mecze z Realem i Juve pokazały, że ta drużyna nie ma absolutnie podstaw, by myśleć o wygraniu czegokolwiek. Być może to zbyt mocna teza, ale tak to widzę. Szkoda mi trochę Massimiliano Allegriego. To naprawdę dobry trener. Praca w Milanie to jednak niewdzięczne zadanie. Jest tam właściciel, któremu wydaje się, że zna się na piłce jak nikt na świecie. Są wreszcie w szatni stare drzewa, które zapuściły korzenie tak mocno, że nie tylko nie da się ich przesadzić, ale i nawet posadzić na ławce nie sposób. Allegri stara się godzić swoje koncepcje z tymi uwarunkowaniami, ale nie potrafię się oprzeć wrażeniu, że nie udaje mu się myśleć suwerennie.

Gennaro Gattuso to fajny facet, 5-7 lat temu był nawet niezłym piłkarzem. Ale w tym momencie jest absolutnie NIE DO POKAZANIA w poważnym meczu. Andrea Pirlo fizycznie też już wygląda coraz gorzej i dopóki nie będzie miał u swego boku dwóch zasuwających jak motorki wyrobników kryjących mu plecy, to będzie tracił siły na obijanie się o rywali, zamiast na rozgrywanie piłki. Jednoczesna gra Pato, Robinho i Ibrahimoviciem to taktyczne samobójstwo, które musi się skończyć źle w starciu z nieźle zorganizowanym rywalem, jakim jest dla przykładu Stara Dama.

Widać tam rękę Luigi Del Neriego. Juventus zaprezentował się w sobotni wieczór jak prawdziwa drużyna. Mimo osłabień kadrowych wywiózł trzy punkty z San Siro w sposób zasłużony. Po pierwsze, bo bardziej tego chciał. Po drugie, bo miał jakiś pomysł na ten mecz. Del Neri potrafił skorygować ustawienie drużyny po kiepskich pierwszym kwadransie ("obniżenie" linii pomocy, która na początku była infiltrowana podaniami adresowanymi między nią a formację defensywą), potrafił też właściwie zareagować na problemy z urazami w trakcie gry (przejście na 4-3-1-2). Felipe Melo nakrył Pirlo czapką. Brazylijczyk zrobił gigantyczny skok jakościowy w porównaniu do poprzedniego sezonu. Kolejny punkt dla doświadczonego szkoleniowca.

Żeby nie było zbyt różowo - Juventus nie ma jeszcze drużyny na scudetto i to rozumie w Turynie chyba każdy. To jeszcze nie ten sezon. Stara Dama pewnie potraci jeszcze sporo punktów w taki sposób, jak tydzień temu z Bologną. Odbijając się od autobusu postawionego przez słabszego rywala. Na meczu z Juve każdy w lidze spina się szczególnie. To taka stara, świecka tradycja i zespół Del Neriego musi o tym pamiętać.

Bardzo negatywnie zaskoczył mnie Antonio Cassano. Spodziewałem się, że słynne cassanate to już przeszłość i więcej nie usłyszymy o awanturze z udziałem tego piłkarza. Tymczasem okazuje się, że mimo 28 lat na karku, żony w ciąży i świetnej formy sportowej, z Antonio nadal wyłazi czasem mały Antoś, tak dobrze znany fanom Romy czy Realu. Zbesztanie prezydenta swojego klubu, tak spokojnej osoby jak Riccardo Garrone, wejdzie pewnie do czołówki listy przewin Cassano. Sampdoria wyraziła już wolę rozwiązania kontraktu z krnąbrnym piłkarzem. Ten kaja się, gotów zrezygnować nawet z części zarobków, by tylko pozostać w Genui. Podejrzewam, że Fantantonio z Sampdorii jednak nie odejdzie. Gdzie będzie mu lepiej? I kiedy klub ten doczeka się większej gwiazdy? Pewnie nieprędko.

W Serie B rewelacyjnie poczyna sobie Novara, która nie tylko lideruje, ale i gra doskonały, ofensywny futbol. O duet strzelców Bertani-Gonzalez pyta już ponoć połowa Serie A. Patrzę na tę drużynę z sympatią, mam w Novarze znajomych, zresztą zapalonych fanów. Dostałem nawet od nich kilka prezentów związanych z tym klubem (książki, płyty). To chyba dobry czas, by zabrać się do lektury. Najwybitniejszym graczem Novary w jej ponad 100-letniej historii był wielki Silvio Piola. Wygląda na to, że jego następcy piszą kolejny, piękny rozdział tej opowieści. Powodzenia.

Edycja: Byłbym zapomniał. Gol kolejki. Sanchez czy Dias?



foto: interia.pl, calciopro.com