piątek, 17 grudnia 2010

E' finita



Chciałem poinformować wszystkich czytelników, że jestem zmuszony zakończyć blogowanie o włoskiej piłce. To dla mnie trudna decyzja, przez ostatnie kilkanaście miesięcy zżyłem się z tym miejscem i z osobami, które go odwiedzały i które tu dyskutowały.

Sprawy zawodowe i prywatne sprawiają jednak, że nie byłbym w stanie nadal utrzymać częstotliwości wpisów (która i tak w tym sezonie była gorsza, niż w poprzednim) oraz ich poziomu i obszerności. A na to nie mogę sobie pozwolić. Przyzwyczaiłem czytelników do pewnego standardu. I nie potrafiłbym zaoferować produktu blogopodobnego. Tak to widzę.

Dziękuję wszystkim za odwiedziny, komentarze i sugestie. Nie jest wykluczone, że za jakiś czas sytuacja zmieni się i wrócę do pisania o calcio. Może już w innym miejscu. O czym na pewno poinformuję.

Mattia

poniedziałek, 22 listopada 2010

Benitez na krawędzi dymisji, Bologna na skraju bankructwa


Kilka dni temu prosiłem czytelników o nie przekreślanie szans mistrzowskich Interu. Nadal uważam, że 9 punktów straty, jakie nerazzurri mają obecnie do Milanu, to nie jest przepaść nie do zakopania. Wygląda jednak na to, że wyjazdowa porażka z Chievo może okazać się kroplą, które przeleje czarę goryczy, jeśli chodzi o pozycję Rafy Beniteza. Tak jak dla Milanu Werona dwukrotnie okazywała się w historii "fatalna" (2 razy tracił tu scudetto), tak tym razem miasto Romeo i Julii może przyczynić się do dymisji trenera drugiego klubu z włoskiej stolicy mody i biznesu.

Pomijając serię urazów, której Lech Poznań nie doświadczył, ligowe poczynania Interu przypominają mi właśnie tegoroczny, słaby okres Kolejorza w Ekstraklasie. Wydaje mi się, że kłopot obu drużyn leży w głowach, choć przyczyny problemów mentalnych są tu oczywiście inne. Wspólne jest to, że o ile w poprzednim sezonie z ekip tych biła siła, pewność siebie, przekonanie o własnej wyższości nad rywalem, o tyle teraz miejsce to zajęły strach, niepewność, niedowierzanie, bezradność. Inter nie wygrał już od 4 kolejek. W dużej mierze dlatego, że rywale poczuli krew i wiedzą już, że przyciśnięty do muru mistrz Włoch krwawi doprawdy obficie i nie potrafi opędzić się od napastników.

Symbolem bezradności Interu jest uderzenie z byka, jakie wymierzył Samuel Eto'o obrońcy Chievo, Bostajnovi Cesarowi. Kameruńczyk został ewidentnie sprowokowany, ale reakcja była oczywiście niewspółmierna i w ten sposób Inter ma kolejny kłopot, bo jego najlepszy strzelec zostanie zawieszony na kilka kolejek (stawiam na 3). Szczęściem w nieszczęściu jest to, że Eto'o zagra w środę z Twente. Tylko wygrana uratuje Beniteza. Czy będzie to ostatni marsz w zaskakująco krótkiej mediolańskiej przygodzie Hiszpana? Spalletti, Capello, Zenga czy Trapattoni już ponoć spoglądają z zaciekawieniem na wyświetlacze swoich telefonów...

Dystans nad resztą stawki powiększył Milan
. Kilka krótkich refleksji. Po pierwsze, nadal owoce przynosi zmiana ustawienia na bardziej zrównoważone w środku pola 4-3-1-2. Niektórzy nie wierzyli, że Allegri będzie na tyle odważny, by zrobić ten krok:) I by potem pozostać przy tym postanowieniu. Cieszę się, że tak się stało. Po drugie, Fiorentina równie dobrze mogła ten mecz zremisować. Milan wygrał w bólach, ale właśnie takie zwycięstwa liczą się szczególnie mocno w ostatecznym rozrachunku. Po trzecie, Milan zaczyna przypominać Inter sprzed 2-3 sezonów. Staje się trochę Ibra-dipendente. Co jednak, gdy Szwed złapie kontuzję lub straci formę? Nikt nie jest przecież maszyną.

Podobał mi się Juventus w wygranym 2-0 meczu w Genui. Bardzo mądra, konsekwentna gra w obronie i dość spokojne budowanie ataków z wykorzystaniem w kluczowych momentach indywidualnych przewag na poszczególnych pozycjach. Tak było w przypadku gola Krasicia, który ośmieszył lewą flankę Genoi swoim solowym rajdem (tradycyjnie pomógł oczywiście Eduardo - kto sprowadził takiego jelenia???). Stara Dama przypomina mocno Sampdorię sprzed roku, czyli Del Neri coś już w Turynie zbudował. Juventus ma jednak lepszych piłkarzy niż Samp, więc może skończyć te rozgrywki wyżej, niż na 4. miejscu. Musi jednak chuchać i dmuchać na kruchego Aquilaniego, który wprowadził w środku pola duży spokój i dużą dawkę czystej, piłkarskiej klasy.

O równie wysokim miejscu marzy Roma, która jest w tym momencie w znakomitej formie, chyba najlepszej w całej lidze. Seria wygranych uspokoiła szatnię, a może to spokój w szatni pozwolił zanotować tak dobrą serię? Wartością dodaną jest w ostatnich tygodniach Menez, który kiwa wszystko, co mu się nawinie pod nogę. Popatrzmy na ławkę rezerwowych Romy z sobotniego popołudnia: Vucinić, Adriano, Julio Baptista, Mexes, Cicinho, Pizarro. Z De Rossim czy Riise poza meczową kadrą! To jest naprawdę siła, która może spokojnie wtrącić swoje trzy grosze w walkę o tytuł. Otwarcie mówi już o tym Ranieri. Czy w końcu uda się pozbyć mu łatki wiecznego przegranego?

Te cztery drużyny, plus Napoli (obudził się Hamsik?) i Lazio (remis w Parmie mimo ogromnej przewagi) tworzą szeroką czołówkę, która pewnie zakończy na pierwszych sześciu miejscach ten sezon. Palermo gra bardzo ładnie, ale jest tak chimeryczne, że nie potrafię jakoś im zaufać.

Nieciekawa jest sytuacja Bologni. Klub od kilku miesięcy nie wypłaca pensji piłkarzom. Sergio Porcedda, który przejął stery w lecie, okazał się człowiekiem absolutnie nieprzygotowanym finansowo na wyzwania, jakie niesie za sobą Serie A. Teraz sytuację ratować chce mniejszościowy udziałowiec, rodzina Menarini (zarządzali klubem przed Porceddą), którzy w projekt ratowania Bologni wciągnąć zamierzają właściciela koszykarskiego klubu Virtus, Claudio Sabatiniego. W całym tym zamieszaniu, nikogo nie dziwi chyba klęska drużyny w Neapolu.

Cytat tygodnia: "Skończyły się przywileje, które Inter dostał dzięki calciopoli. Teraz potrzeba kolejnego takiego wydarzenia, by znów zaczął wygrywać". Luciano Moggi o ostatnich porażkach Interu.

Gol kolejki:
Ibrakadarba
Menez
Ilicić

Piłkarz weekendu: Giampaolo Pazzini. Hat-trick w przedziwnym meczu Lecce-Samp (2:3). Goście prowadzili 2-0, ale drużyna gospodarzy odrobiła straty grając w dziesiątkę. O resztę zadbał już jednak Pazzo.

Boruc watch: Dobry mecz Artura. Większość mediów oceniła go na 6,5 (w skali 10-punktowej). Nie miał szans przy golu Ibry, ładnie obronił uderzenia Seedorfa czy Boatenga. Pewny.

wtorek, 16 listopada 2010

Komu spadek, komu?

Zlecenia z hukiem (bez huku też) do niższej klasy rozgrywkowej życzyć nikomu nie wypada. Dlatego też, mimo, że przed sezonem wróżyłem Bari pewną degradację, to po kilku kolejkach z radością skonstatowałem, iż pugliesi "dają radę", znów grają fajnie dla oka, a przy tym w miarę regularnie punktują. I znów zanosiło się na spokojny dla nich sezon. Tymczasem, po serii porażek, zespół Giampiero Ventury okupuje ostatnie miejsce w tabeli i wcale nie musi prędko zobaczyć światełka w tunelu.

Drużynę tą prześladuje pech, bo poza obniżką formy, spadła na nich prawdziwa kanonada plag egipskich (wyłączając szarańczę). Seryjnie marnują rzuty karne, pudłują w stuprocentowych sytuacjach bramkowych, łapią kontuzje, czerwone kartki, a rywalom regularnie wychodzą strzały życia, tak jak w niedzielę Candrevie z Parmy. Taki splot negatywnych wydarzeń często oznacza nieuchronny kataklizm na koniec sezonu. Najgorsze, co teraz mógłby zrobić prezydent Vincenzo Matarrese, to dymisja trenera Ventury. Mam nadzieję, że w Bari wytrzymają presję i nie stracą głowy, ani na boisku, ani poza nim. I że mądrze wzmocnią skład w zimie, szczególnie w defensywie, gdzie letnie ubytki dało się odczuć najmocniej.

Ciśnienia nie wytrzymał prezydent Cagliari, Massimo Cellino, który zwolnił dziś z pracy Pierpaolo Bisolego. Oficjalny komunikat klubu podkreśla, że Bisoli to świetny trener i człowiek, który zapłacił jednakże za brak wyników. Mam jednak wrażenie, że duży wpływ na tę decyzję miała też szatnia, z kapitanami, Daniele Contim i Alessandro Agostinim na czele. Oczywiście, łatwiej jest zmienić trenera niż piłkarzy, ale decyzja ta to pójście na łatwiznę i kolejny, szkodliwy przykład podkopywania pozycji i powagi szkoleniowców. Umowę podpisał już Roberto Donadoni, o którym ciężko tak naprawdę powiedzieć coś konkretnego. Poza tym, że był świetnym pomocnikiem. Nieźle szło mu do pewnego momentu w Livorno, ale już w reprezentacji Włoch i Napoli utopił się na zbyt głębokiej wodzie. Cagliari ma całkiem mocną kadrę, ale jeśli piłkarze nie zaczną walczyć i nie przestaną politykować, to na koniec sezonu dojść do sporego rozmiaru niespodzianki.

Niespodzianką będzie dla mnie, i przykro to napisać, utrzymanie sympatycznego beniaminka z Ceseny. Patrzę na tą drużynę i nie widzę w niej wielu atutów. Są w miarę (ale tylko w miarę!) solidni z tyłu, walczą, wyprowadzają dość groźne kontry. To trochę mało. Po dobrym początku przestali punktować, a wygrana z Lazio, po strzale życia Parolo w samej końcówce, tylko zaciemnia obraz. Koniki Morskie mają za mało jakości i chyba za mało doświadczenia. Na doświadczeniu i golach Marco Di Vaio jedzie za to jak na razie Bologna. Jest to chyba najbrzydziej grający zespół we Włoszech. Dni (a raczej tygodnie) Alberto Malesaniego są, moim zdaniem, policzone. Gdyby coś złego stało się z Di Vaio, to Bologna naprawdę ryzykuje wiele. Na tę chwilę moimi kandydatami do spadku są Cesena, Lecce i ktoś z trójki Bologna, Catania, Bari.

A awansu niezmiennie życzę Novarze, której mecze ogląda się z niekłamaną przyjemnością i zadowoleniem!

Nie skreślajcie Interu!


Gol Zlatana Ibrahimovicia rozstrzygnął Derby della Madonnina. Katapultował Milan do przodu i zepchnął Inter w otchłań kryzysu. Nie tylko punktowego, ale przede wszystkim w kierunku kryzysu złego samopoczucia, zdenerwowania, braku pewności siebie, a może i zniechęcenia.

Po wygranych derby rossoneri nie mogą już dłużej udawać, że nie są głównym faworytem do scudetto. Wygrana ta daje im sporą przewagę punktową, równie dużą psychologiczną i ogromny zastrzyk pewności siebie. Wygląda na to, że Allegri definitywnie zarzuca pomysł gry trzema napastnikami na rzecz wzmocnionego fizycznie środka pola. Ofiarą tej zmiany stał się w ostatnich meczach nawet Pirlo (nie mówiąc już o Ronaldinho). W derby włoski pomocnik pokazał jednak jak cennym może być piłkarzem, gdy wchodzi by uporządkować grę. Na pozycji trequartisty nieźle spisuje się Seedorf. Ofiarą tych przetasowań stanie się spektakl, beneficjentem konkrety. Na dłuższą metę, takie przewartościowanie priorytetów przynosi z reguły sukces.

Rozśmieszyła mnie trochę pomeczowa wypowiedź Rafy Beniteza, który z rozbrajającą szczerością przyznał, że pomysłem Interu na ten mecz było czekanie na ataki rywala i granie z kontry. Zdaniem Hiszpana, plan legł ten po 5 minutach gry. Wygląda więc na to, że nerazzurri nie mieli żadnej zapasowej koncepcji, co jest faktem po prostu przerażającym. Inter grał słabo, w sposób absolutnie przewidywalny, w jednym tempie. Nie potrafił praktycznie zagrozić bramce Abbiatiego.

Mecz ten każe po raz kolejny zadać pytania o formę fizyczną drużyny, która biega w jednym tempie i która traci kolejnych zawodników na skutek urazów mięśni (tym razem Obi i Milito), a także o jej nastawienie mentalne. Takie derby, w których trzeba gonić wynik, które mogą mocno skomplikować sytuację w tabeli, należy wydrzeć rywalowi z gardła, rzucić na szalę wszystko co się ma. Tego w niedzielny wieczór w Interze nie widziałem.

Triumfuje Max Allegri, grunt natomiast usuwa się spod nóg Rafy Beniteza. Nie sądzę, by Moratti wykonał jakiś nerwowy ruch, ale faktem jest, że drużyna gra słabo, ma najgorszy start w lidze od wielu sezonów (pisząc z pamięci, chyba od słynnych, "remisowych" rozgrywek 2004/2005). W zimie klub musi (!) dołożyć do składu 2-3 klasowych graczy. To zaniedbanie transferowe z lata odbija się teraz czkawką i jest jednym ze źródeł problemów Interu. Fakt ten, paradoksalnie, działa na korzyść Hiszpana. Jeśli wygra klubowe mistrzostwo świata i scudetto, to zapewni sobie dalszą pracę w Mediolanie. Jeśli nie, pewnie pożegnamy go już po roku bytności we Włoszech.

O aktualnym niezadowoleniu Morattiego świadczą jego krytyczne wypowiedzi na temat występów drużyny. Inter musi zacząć wygrywać by odgonić złe duchy i dogonić w tabeli lokalnego rywala. Moratti wierzy, że Benitez potrafi dać drużynie impuls, który zamieni ją w zwycięską maszynkę. Szkoleniowiec ten wychodził już z podobnych opresji w Valencii czy Liverpoolu, a lista sukcesów (Liga Mistrzów, Puchar UEFA, Puchar Anglii, mistrzostwo Hiszpanii) wystawia mu jak najlepsze świadectwo. Podobnie jak w sposób, w jaki eliminował z Ligi Mistrzów Real, Barcelonę czy Chelsea. Dlatego też nie skreślałbym tak szybko ani Interu, ani Beniteza. Prawdziwa walka o scudetto dopiero się rozpoczyna

czwartek, 11 listopada 2010

Koniec ery Gasperiniego


4 grudnia 1989 roku, zdaniem nazbyt chyba optymistycznej wówczas aktorki Joanny Szczepkowskiej, w Polsce skończył się komunizm. 8 listopada 2010 roku, zdaniem chyba wszystkich obserwatorów calcio, skończyła się pewna epoka w historii Genoi. Pracę stracił Gian Piero Gasperini.

Znaczenie tego faktu nie zamyka się w spostrzeżeniu, że Gasperini był, do poniedziałku, najdłużej pracującym w jednym klubie szkoleniowcem Serie A.

Trener ten zapisał się złotymi zgłoskami w historii jednego z najbardziej utytułowanych włoskich klubów.

Spójrzmy na liczby.

Po 12 latach przerwy przywrócił Genoi Serie A.

Po 17 latach przerwy wprowadził drużynę do Europy.

Wygrał po 7 latach przerwy derby. Ba, wygrał trzy pojedynki derbowe z rzędu. Pamiętajmy, jak wielkie emocje wywołują one w tym portowym mieście. Tylko derby Rzymu biją je w tej kategorii.

Gasperini to dość niezwykły jak na Włochy trener. Jego filozofia futbolu przypomina trochę tę, wyznawaną przez Zdenka Zemana. Ofensywna, oparta na atakowaniu trzema napastnikami, traktująca stracone bramki i ewentualne dziury w defensywie jako koszty uboczne gry "na tak". To ciekawe, bo Gasperini to produkt myśli szkoleniowej Juventusu, tradycyjnie bardziej nastawionej na rezultaty niż styl.

W Genui potrafił to wszystko połączyć i utrzymywać w taktycznych ryzach. Pod tym względem to czołówka szkoleniowców na Półwyspie.

Od początku tego sezonu widać było, że coś w tym wszystkim nie funkcjonuje. Genoa męczyła się na boisku, nie potrafiła zdominować rywala, rozerwać go szybkimi, oskrzydlającymi akcjami. Zmęczenie materiału? Trener nie miał już wpływu na drużynę? Formuła wyczerpała się?

Być może. Tak chyba uznał prezydent Enrico Preziosi. Kiedyś mówił, że Gasperini będzie jego Alexem Fergusonem. Nie starczyło mu cierpliwości, choć, jak na włoskie standardy, dał długo popracować szkoleniowcowi.

Przed sezonem pisałem, że dużym problemem tego klubu jest coroczna rotacja w kadrze. Preziosi sprzedaje kluczowych piłkarzy i ściąga na ich miejsce nowych. Raz, może dwa razy ten manewr nie rozłoży drużyny na łopatki. Ale na dłuższą metę to mało ambitne i destrukcyjne.

Tak było w Genoi. Ile razy Gasperiniemu udawało się fajnie poskładać zabawkę, tyle razy mu ją rozbierano i zmuszano do składania od nowa. Często z coraz gorszych i coraz bardziej przypadkowych elementów.

Decydujący głos w tych kwestiach miał chyba z reguły kontrowersyjny prezydent, więc przede wszystkim to on powinien uderzyć się w piersi.

4,5 roku pracy Gasperiniego w cieniu słynnej latarni morskiej to wspaniały okres dla Genoi. Kibice grifoni nadal nie mogą uwierzyć w to, że doszło do tej zmiany.

Nowym szkoleniowcem został mianowany Davide Ballardini. Wszyscy oceniają go przez pryzmat nieudanej przygody z Lazio. Warto jednak pamiętać, że gdy obejmował drużyny w trakcie sezonu (Cagliari, Palermo), to potrafił dać pozytywny impuls. Materiał ludzki ma do dyspozycji niezły, więc nie zdziwi mnie marsz rossoblu w górę tabeli.

Allegri wyciąga wnioski?


Dobry nastrój panuje ostatnio w Milanello. Milan nie przewodził ligowej tabeli na tym etapie rozgrywek od dwóch lat. Wygrał dwa ostatnie mecze ligowe (3-2 z Bari, 3-1 z Palermo). Konkurencja ligowa kuleje, szczególnie radośnie wita ta część miasta widok ranionego dość mocno Interu.

Powiedzmy sobie szczerze: Milan nie ma szans na wygranie Ligi Mistrzów. Rok temu pisałem tak o Interze, ale z perspektywy czasu zauważyć jednak trzeba, że ówczesny Inter miał dwie rzeczy, których obecny Milan nie posiada. Po pierwsze, charyzmatycznego trenera. Nic nie ujmuję tu Allegriemu, który jest materiałem na znakomitego szkoleniowca, ale jednak Mourinho był tym liderem, który pociągnął za sobą zespół w kierunku wyznaczonego celu.

Po drugie, Inter miał grupę piłkarzy niezwykle spójną, niezwykle silną fizycznie i psychicznie, w tej akurat dziedzinie najlepszą wówczas, obok Chelsea, w Europie. Milan ma w składzie dużo talentu, ale mniej jednak niż np. Barcelona czy Real. O walorach fizycznych drużyny pisałem już wielokrotnie. Każdy zresztą zna specyfikę wiekową kadry rossoneri.

Biorąc pod uwagę powyższe, Milan musi skupić się na walce o scudetto. Inter zdaje się być, z opisanych poniżej względów, słabszy niż w poprzednich sezonach. Zresztą pojedzie jeszcze na klubowe mistrzostwa świata, a i pewnie rzuci wiosną wszystkie siły na obronę tytułu klubowego mistrza Europy.

Nie mówię, że Milan ma Ligę Mistrzów odpuścić. Zabrania tego wspaniała pucharowa tradycja klubu, ale i ambicje fanów i właściciela.

Milan musi natomiast uzmysłowić sobie, że scudetto jest absolutnie celem numer 1. Bo jest celem realnym.

Poza Interem, który skład ma najsilniejszy, ale mocno przetrzebiony, z ekipą Allegriego kadrowo może równać się tylko Roma. Wydaje się, że giallorossi złapali rytm i mechanizmy w grze (jak co roku, w okolicy derby), ale na ich niekorzyść gra niepewna sytuacja organizacyjna klubu (ogromne poślizgi w wypłatach), mentalność "wiecznych przegranych" (z trenerem Ranierim włącznie) i proste połączenie matematyki z logiką, które mówi, że nie będą oni już w stanie powtórzyć fantastycznego ubiegłorocznego marszu.

Wszystko to gra natomiast na korzyść Milanu.

Musi on maksymalnie wykorzystać atuty jakie ma, a które w równającej w dół Serie A mogą mu pozwolić osiągnąć końcowy sukces.

Pisałem w ostatnich tygodniach, że nie wiem jaki jest pomysł Allegriego na grę Milanu. A nawet jeśli się domyślam, to pewne wewnątrzklubowe uwarunkowania mogą zakłócić proces allegrizowania drużyny.

Ostatnie 2-3 mecze zdają się zaprzeczać tej tezie.

Generalnie uważam (i w tym kierunku zmierza chyba trener), że rossoneri muszą wystawiać jak najbardziej fizyczny środek pomocy. Po powrocie do formy Flaminiego domagam się jego jak najczęstszych występów, podobnie jak maksymalnie wykorzystać trzeba Boatenga. Grę raz w tygodniu powinni też wytrzymać Ambrosini i Gattuso.

Tercet napastników jest możliwy do udźwignięcia tylko przez dynamiczną i twardą linię pomocy. Wymagania, wyrażane explicite bądź też podprogowo, przez premiera Berlusconiego to jedno. Racjonalne podejście to drugie.

W ostatnich meczach Allegri grał swoim ulubionym 4-3-1-2 z Seedorfem jako trequartistą. Holender ma kapitalne nogi, przegląd pola, ale fizycznie nie udźwignie gry przed linią obrony. Słusznie więc trener szuka mu miejsca bliżej pola karnego rywala.

Niezależnie od ustawienia w kolejnych meczach (4-3-1-2, 4-3-3) silna fizycznie i dużo biegająca linia środkowa będzie kluczem. Zarówno jeśli chodzi o podpórkę dla formacji ataku, jak i spełnianie funkcji filtra dla nie zawsze stającej na wysokości zadania defensywy.

Allegri musi teraz wytrzymać napięcie. Dopóki będzie wygrywać, wszystko będzie ok. Przy pierwszych niepowodzeniach zaczną się narzekania, żądania zmasowanej ofensywy (tak, jakby liczba napastników decydowała o ilości zdobytych bramek), zmian kadrowych i taktycznych. Od chłodnej głowy młodego szkoleniowca zależeć będzie, czy Milan do samego końca powalczy o 18. w swojej historii scudetto.

Cierpienia Interu


Ciężkie nogi, zmęczona głowa, kruche mięśnie i kości. Brak radości z gry, niezadowalające wyniki. Kilka miesięcy po wygraniu historycznego Triplete Inter znajduje się w diametralnie innym nastroju i położeniu. Drużynie tej nie idzie, męczy się na boisku, nie ma szczęścia. Nie ma też czasu na zresetowanie głów, a to byłoby w ich przypadku konieczne. Tymczasem mecz goni mecz. Serie A, Liga Mistrzów, a wkrótce klubowe mistrzostwa świata. Jak poskładać to do kupy?

Problemy Interu to pokłosie między innymi kłopotów kadrowych. Zawodnicy są zmęczeni, łatwo łapią urazy. Wesley Sneijder, który zemdlał w przerwie meczu z Brescią, jest tragicznym symbolem wykończenia piłkarzy, których zdrowie naruszyła pogoń za Ligą Mistrzów i scudetto, a ostatecznie załamały je mistrzostwa świata. Fatalną kontuzję Waltera Samuela można tłumaczyć pechem, ale zastanawia jednocześnie ogromna ilość urazów mięśniowych. To tylko wycieńczenie długim, zwycięskim sezonem, okraszonym jeszcze mundialem? Czy może jednak jakieś błędy w przygotowaniu? Może organizmy zawodników źle zareagowały na zmianę systemu pracy. Benitez lubi na przykład, w przeciwieństwie do Mourinho, zaordynować piłkarzom wizyty na siłowni z niemałym naciskiem na poprawianie siły statycznej. Może ma to jakiś związek z liczbą kontuzji?

Może wyczerpane ciała piłkarzy odmawiają więc posłuszeństwa właśnie ze względu na zmianę rytuału treningowego? Na pewno jednak kluczową rolę odgrywa tu ogólne zmęczenie psychofizyczne. Osiągnięcia Interu w poprzednim sezonie były niezwykłe. Triumfował na trzech frontach grając praktycznie 16-17 piłkarzami. Prędzej czy później to musiało wyjść bokiem. I o ile pytanie o to, czy odejście charyzmatycznego Mourinho nie pozostawiło pustki w sercach piłkarzy osieroconych przez wodza jest być może zasadne, o tyle nie wierzę jednak, że The Special One byłby w stanie nadal tak wiele wyciskać z tej drużyny także jesienią 2010 roku. Portugalczyk odszedł do Madrytu w najlepszym dla siebie momencie. Tak, jak kiedyś z Porto.

Rafael Benitez, którego uważam za wysokiej klasy fachowca, pracuje uczciwie nad łataniem tych wszystkich dziur. Inter stara się grać w piłkę, widać jednak, że nogi nie nadążają za sercem. Większość piłkarzy jest "pod formą", gra gorzej niż w poprzednich rozgrywkach. Może za wyjątkiem Eto'o. Jak na dłoni widać też, jak kiepsko wykorzystano letnie mercato. Świeżą krew trzeba wpuścić do drużyny zawsze, także do tej mistrzowskiej. Tymczasem nie zapełniono nawet luki po odejściu świetnego jokera, jakim był Balotelli. Wyzwolenie motywacji w grupie ludzi, która wygrała wszystko, to zadanie doprawdy karkołomne. Szczególnie, gdy grupa ta pozostała nietknięta i sprawia wrażenie dość hermetycznej.

Konieczne jest naprawienie tych wszystkich błędów w zimie. Rafa zapowiedział już, że obiecano mu wzmocnienie kadry. Co jednak zrobić, by nie ponieść do tego czasu zbyt dużych strat? Inter męczy się w Serie A, strzela mało bramek, zaskakująco słabo punktuje. Męczy się też w Lidze Mistrzów. Żal było patrzeć, jak po nerazzurri przebiegł się dość przeciętny zespół, jakim jest Tottehnam. Czas ucieka, a pole manewru jest niespodziewanie małe. Przy rytmie grania co trzy dni ciężko popracować nad formą fizyczną piłkarzy. Pozostaje trening mentalny. Ale czy Benitez będzie potrafił otworzyć tych chłopaków?

czwartek, 4 listopada 2010

Włoski tydzień

Włoski tydzień. Będzie pasta, wino, śpiew i kobiety. Będzie też calcio, przede wszystkim. Wracam za tydzień, postaram się wtedy skomentować weekendowe wydarzenia w naszej ulubionej lidze. A presto!

poniedziałek, 1 listopada 2010

Dokąd dofrunie Lazio ?


"Mają mnóstwo szczęścia, nie grają nic rewelacyjnego. Jeśli nie wyprzedzimy ich w tabeli na koniec rozgrywek, oddam kibicom pieniądze za karnety".

"Grają catenaccio, mają farta. Do Świąt Bożego Narodzenia miniemy ich w tabeli".

Cytat nr 1 - Massimo Cellino, prezydent Cagliari. Cytat nr 2 - Maurizio Zamparini, właściciel Palermo.

O kim mowa? Kto jest rzekomo taki słaby? Lazio, zdecydowany lider Serie A.

Obaj panowie są zdecydowani w swoich sądach. Ale mylą się. Ich drużyny nie wyprzedzą rzymian w tabeli. Ani przed choinką, ani przed nastaniem wakacji. Mam w ogóle coraz większe przekonanie, że wyprzedzenie w tabeli Lazio to będzie naprawdę ciężkie zadanie dla prawie wszystkich drużyn.

Zespół Edoardo Reji nie wygra pewnie scudetto, być może spadnie z podium. Będę jednak bardzo zdziwiony, jeśli nie załapie się w czołowej czwórce. Przed sezonem typowałem biancocelesti na jedną z niespodzianek tego sezonu. Ale nawet ja nie sądziłem, że Lazio może być tak mocne.

Oglądając mecze z ich udziałem rzuca się w oczy spójność tej grupy ludzi. Zarówno taktyczna, jak i mentalna. Lazio gra chyba najlepiej poukładany futbol we Włoszech, nie rzuca na kolana fajerwerkami technicznymi, nie specjalizuje się w bieganiu bez sensu. Czasem po prostu mądrze stoi, a jeszcze częściej mądrze przesuwa się po murawie. Piłkarze walczą, z pokorą gryzą trawę i pomagają jeden drugiemu. Żadnych zbędnych ruchów, naiwnego entuzjazmu. Chłodna kalkulacja, rzetelna praca.

Ten sezon zapowiada się trochę dziwnie. Inter nie budzi jakoś takiego respektu jak w kilku poprzednich latach, Juventus nie ma składu na mistrza. Milan to ciągle chaotycznie zabałaganiony warsztat, który trzeba uporządkować. Nie tylko piłkarsko, ale i pod względem ludzkim. Kto wie, może taki stan rzeczy jest niepowtarzalną szansą dla ekip z drugiego planu?

Wielkie słowa uznania dla Edoardo Reji, który scalił szatnię, poustawiał drużynę taktycznie, mądrze rotuje systemami i personaliami. Równie duże brawa dla prezydenta Lotito i dyrektora sportowego Tare. Kiedy trzeba było, potrafili w ostatnich killkunastu miesiącach sypnąć groszem (Zarate, Floccari, Hernanes). Byli też w stanie wyszukać piłkarzy stosunkowo tanich, ale jakże kluczowych dla układanki Reji (Andre Dias, Biava, czy wcześniej Lichsteiner).

Patrząc na przykład na takiego Andre Diasa, człowiek zastanawia się, jak to możliwe, że taki facet tak długo siedział w Brazylii? Naprawdę - gość jest świetny. Twardy, nie do pobicia w powietrzu, kapitalnie grający wślizgiem. Jego interwencja na Maccarone we własnym polu karnym w końcówce niedzielnego meczu liczy się praktycznie jako zdobyty gol. Jak on mu wygarnął tę futbolówkę?

W niedzielę derby Rzymu. To będzie wielki egzamin dojrzałości dla Lazio. Sądzę, że go zdadzą. Roma gra przeciętnie, atuty piłkarskie będą po stronie biancocelesti. Roma musi rzucić na szalę całe swoje serce i charakter (a piłkarzy charakternych w składzie bez wątpienia posiada). Nie zagra zawieszony Totti i tu matematyka jest dla zespołu Ranierego łaskawa. Gdy Il Capitano pauzuje, jego koledzy częściej wygrywają z lokalnym rywalem.

Totalnie rozczarowuje mnie Milan. Mecze z Realem i Juve pokazały, że ta drużyna nie ma absolutnie podstaw, by myśleć o wygraniu czegokolwiek. Być może to zbyt mocna teza, ale tak to widzę. Szkoda mi trochę Massimiliano Allegriego. To naprawdę dobry trener. Praca w Milanie to jednak niewdzięczne zadanie. Jest tam właściciel, któremu wydaje się, że zna się na piłce jak nikt na świecie. Są wreszcie w szatni stare drzewa, które zapuściły korzenie tak mocno, że nie tylko nie da się ich przesadzić, ale i nawet posadzić na ławce nie sposób. Allegri stara się godzić swoje koncepcje z tymi uwarunkowaniami, ale nie potrafię się oprzeć wrażeniu, że nie udaje mu się myśleć suwerennie.

Gennaro Gattuso to fajny facet, 5-7 lat temu był nawet niezłym piłkarzem. Ale w tym momencie jest absolutnie NIE DO POKAZANIA w poważnym meczu. Andrea Pirlo fizycznie też już wygląda coraz gorzej i dopóki nie będzie miał u swego boku dwóch zasuwających jak motorki wyrobników kryjących mu plecy, to będzie tracił siły na obijanie się o rywali, zamiast na rozgrywanie piłki. Jednoczesna gra Pato, Robinho i Ibrahimoviciem to taktyczne samobójstwo, które musi się skończyć źle w starciu z nieźle zorganizowanym rywalem, jakim jest dla przykładu Stara Dama.

Widać tam rękę Luigi Del Neriego. Juventus zaprezentował się w sobotni wieczór jak prawdziwa drużyna. Mimo osłabień kadrowych wywiózł trzy punkty z San Siro w sposób zasłużony. Po pierwsze, bo bardziej tego chciał. Po drugie, bo miał jakiś pomysł na ten mecz. Del Neri potrafił skorygować ustawienie drużyny po kiepskich pierwszym kwadransie ("obniżenie" linii pomocy, która na początku była infiltrowana podaniami adresowanymi między nią a formację defensywą), potrafił też właściwie zareagować na problemy z urazami w trakcie gry (przejście na 4-3-1-2). Felipe Melo nakrył Pirlo czapką. Brazylijczyk zrobił gigantyczny skok jakościowy w porównaniu do poprzedniego sezonu. Kolejny punkt dla doświadczonego szkoleniowca.

Żeby nie było zbyt różowo - Juventus nie ma jeszcze drużyny na scudetto i to rozumie w Turynie chyba każdy. To jeszcze nie ten sezon. Stara Dama pewnie potraci jeszcze sporo punktów w taki sposób, jak tydzień temu z Bologną. Odbijając się od autobusu postawionego przez słabszego rywala. Na meczu z Juve każdy w lidze spina się szczególnie. To taka stara, świecka tradycja i zespół Del Neriego musi o tym pamiętać.

Bardzo negatywnie zaskoczył mnie Antonio Cassano. Spodziewałem się, że słynne cassanate to już przeszłość i więcej nie usłyszymy o awanturze z udziałem tego piłkarza. Tymczasem okazuje się, że mimo 28 lat na karku, żony w ciąży i świetnej formy sportowej, z Antonio nadal wyłazi czasem mały Antoś, tak dobrze znany fanom Romy czy Realu. Zbesztanie prezydenta swojego klubu, tak spokojnej osoby jak Riccardo Garrone, wejdzie pewnie do czołówki listy przewin Cassano. Sampdoria wyraziła już wolę rozwiązania kontraktu z krnąbrnym piłkarzem. Ten kaja się, gotów zrezygnować nawet z części zarobków, by tylko pozostać w Genui. Podejrzewam, że Fantantonio z Sampdorii jednak nie odejdzie. Gdzie będzie mu lepiej? I kiedy klub ten doczeka się większej gwiazdy? Pewnie nieprędko.

W Serie B rewelacyjnie poczyna sobie Novara, która nie tylko lideruje, ale i gra doskonały, ofensywny futbol. O duet strzelców Bertani-Gonzalez pyta już ponoć połowa Serie A. Patrzę na tę drużynę z sympatią, mam w Novarze znajomych, zresztą zapalonych fanów. Dostałem nawet od nich kilka prezentów związanych z tym klubem (książki, płyty). To chyba dobry czas, by zabrać się do lektury. Najwybitniejszym graczem Novary w jej ponad 100-letniej historii był wielki Silvio Piola. Wygląda na to, że jego następcy piszą kolejny, piękny rozdział tej opowieści. Powodzenia.

Edycja: Byłbym zapomniał. Gol kolejki. Sanchez czy Dias?



foto: interia.pl, calciopro.com

wtorek, 26 października 2010

Przeprowadzka


Nie blogowa, taka w prawdziwym świecie. Wrócę do blogowania gdy już ogarnę się na nowej lokalizacji;)

poniedziałek, 18 października 2010

Palermo jest piękne! Del Piero niczym Boniperti


7. kolejka Serie A przebiegła raczej bez zaskoczeń. Mam zresztą wrażenie, że powoli mamy do czynienia z kształtowaniem się tabeli w taki sposób, jaki będzie obowiązujący przez dłuższy czas. Wielka trójka z Północy, Inter, Milan oraz Juventus wygodnie sadowią się w czołówce, otoczeni przez prezentujące na początku rozgrywek dobrą formę Lazio, Palermo i Napoli. Gdy do grupy tej dojdzie jeszcze Roma (a tak chyba się stanie), to po odpowiednich w niej przetasowaniach utworzy się peleton, który rozegra między sobą walką o zaszczyty. Z wielką trójką jako głównymi faworytami do wygrania scudetto.

Dwie drużyny, które najbardziej zaimponowały w tej serii spotkań to Palermo i Juventus. Rosanero grają w tym momencie najefektowniejszy futbol we Włoszech, najłatwiej i najładniej kreują sobie sytuacje bramkowe. I strzelają najpiękniejsze gole. Javier Pastore zaczyna przerastać tę drużynę, sądzę, że to jego ostatnie miesiące na gorącej, sycylijskiej ziemi. O Iliciciu już pisałem, dziś chciałbym zwrócić uwagę na grę tercetu środkowych pomocników Bacinović-Nocerino-Migliaccio. Uzupełniają się bardzo dobrze, pilnują, by ofensywny tercet mógł spokojnie rozwijać skrzydła. Nocerino jest zresztą chyba w życiowej formie i mocno aspiruje do gry w reprezentacji Włoch.

Luigi Del Neri powoli modeluje Juventus na swoją modłę. Rozbicie Lecce to niekoniecznie wielki wyczyn, co pokazał w pierwszej kolejce Milan, ale i tak ręce same składały się do oklasków po dynamicznych, oskrzydlających akcjach Starej Damy. Krasić kapitalnie wprowadził się do ligi, ale ja chcę podkreślić bardzo dobrą grę Felipe Melo, który zdobywał się nawet na rzadkie u niego długie, krzyżowe przerzuty. Przywrócenie Brazylijczyka "do życia" to wielki sukces szkoleniowca (fajna fotka). Innym bohaterem popołudnia był Alessandro Del Piero. 178 gol. w Serie A oznacza wyrównanie dorobku legendy Juventusu, Giampiero Bonipertiego (444 mecze ligowe w latach 1946-1961). Complimenti!

Gol Alexa

Kolejny raz cyniczną twarz pokazało Lazio, które zagrało tak, jak trzeba grać przeciw Bari Ventury. Zablokować im boki, nie dać rozwinąć skrzydeł. Wyczekać, a potem zabrać piłkę. Rzymianie przyczaili się cierpliwie na swoją szansę, a jak już przycisnęli, to szybko zdobyli dwie bramki po składnych akcjach. Kilku graczy biancocelesti jest w wielkiej formie, ale nawet jeśli dyspozycja psychofizyczna ekipy Reji się obniży, to jakość piłkarska tej drużyny jest na tyle wysoka, że 4. miejsce zaczyna nabierać całkiem realnych kształtów. W górę idą też akcje Lazio na giełdzie. Dziś osiągnęły rekordowy w całej historii poziom 0.90 euro.

Milan zrobił swoje, aczkolwiek drużyna ta jest jeszcze daleka od stopnia przewidywalności i powtarzalności, które oczekiwałbym od niej. Są momenty przestojów, jest całkiem sporo słabych punktów, którzy lepsi rywale bezlitośnie wykorzystają. Wrażenie robi na pewno współpraca Pato z Ibrahimoviciem i pojedyncze sztuczki Ronaldinho. Wątpliwości budzi, jak dla mnie, linia pomocy, nadal zbyt statyczna. No i boki obrony. Teraz przed Milanem wielki egzamin na Santiago Bernabeu. Obawiam się, że powtórzenie wyniku sprzed roku (3-2) będzie niemożliwe.

Numer Ronaldinho

Powoli loty obniżać zaczynają beniaminkowie, co zaskakujące specjalnie nie jest, natomiast załamująca jest postawa Fiorentiny, na grę której nie da się patrzeć. Nie ma tam żadnego pomysłu, akcje ofensywne kończą się po kilku podaniach, mnożą się błędy w obronie. Sinisa Mihajlović zaczyna ryzykować posadą. Gdzie podziała się Fiorentina z poprzednich sezonów? Czyżby umarła wraz z odejściem Cesare Prandellego? Zastanawia też postawa Parmy. Nie da się wszystkiego tłumaczyć błędami sędziowskimi, kontuzjami i pechem, a takie głosy słyszę z Ennio Tardini. W Parmie po cichu marzono o pucharach, wygląda na to, że rzeczywistość może okazać się o wiele bardziej przyziemna.

Gol kolejki. Zdecydowanie Pastore, ale pięknie też Ilicić. Tak jak pisałem, Palermo jest piękne!

Top 5


foto: corrieredellosport.it

wtorek, 12 października 2010

Nowy dom Starej Damy. Juve daje przykład !


Sporo narzekam ostatnio na to "nasze" calcio. Na kulejący poziom ligi, na postawę włoskich drużyn w pucharach, na stadiony. Szczególnie martwi mnie to ostatnie. Wielokrotnie dawałem temu wyraz Włoskie obiekty pustoszeją. Są przestarzałe, mało funkcjonalne, brzydkie. Pisałem o tym choćby TU. Co gorsza, niewiele zmienia się w tej kwestii, a wszelkie hucznie prezentowane projekty grzęzną potem gdzieś między gabinetami prezesów klubów, biurkami biurokratów, a gabinetami politycznymi polityków. Tym bardziej warto opisać to, co dzieje się w Turynie. A dzieje się sporo. I to sporo dobrego.

Na początek mała uwaga. Północ Włoch jest o wiele bardziej zbliżona mentalnie i w konsekwencji gospodarczo do Austrii czy Niemiec, niż do środkowej i południowej części Półwyspu Apenińskiego. Przedsiębiorczość mieszkańców tej części kraju, lepsza infrastruktura, mniejsze wpływy mafii, większy kapitał. To wszystko przekłada się na rozwój ekonomiczny, na lepszą i szybszą realizację wszelakich projektów. A także na dominację klubów północy we włoskim futbolu.

Juventus to bezdyskusyjnie pionier calcio. Klub, który ma zdecydowanie najwięcej fanów w Italii i jest, obok Milanu, chyba najlepiej rozpoznawaną na świecie piłkarską marką made in Italy. Bianconeri będą też teraz pierwszą drużyną, która wkrótce wybiegnie na nowoczesny, funkcjonalny, bardzo ładny futbolowy obiekt. Jesienią 2011 roku otwarty zostanie nowy stadion, zbudowany w miejsce dawnego Delle Alpi.

Stary obiekt, postawiony na Il Mondiale 1990 od samego początku był jakiś przeklęty. Koszty utrzymania okazały się gigantyczne, zdecydowanie wyższe od przewidywań. Problemy z podłożem powodowały, że murawa szybko zmieniała się w błotnistą maź. Co więcej, katastrofą można określić widoczność z trybun. Odległość od murawy wynosiła od 28 do nawet 70 metrów. Problemem była bieżnia lekkoatletyczna. Nigdy jej nie używano, a położono jedynie po to by... budowę mógł dofinansować Włoski Komitet Olimpijski. Typowe italian job.

Pójście po rozum do głowy trochę trwało, choć, jak na włoskie standardy (ale pamiętajmy, że to jednak Północ!), działania podjęto dość szybko. W 2003 roku Juventus odkupił od miasta tereny, na których znajdowało się Stadio Delle Alpi. Sześć lat później zrównano go z ziemią. Szybko przystąpiono do robót, które, z niewielkimi opóźnieniami, toczą się cały czas.

Tak to cudeńko ma wyglądać

A tak wygląda już teraz

I jeszcze trochę fotek:
Na zewnątrz
Wewnątrz
Powierzchnie handlowe

Koszt obiektu oscylować ma w granicach 105 milionów euro. Juventus będzie pierwszym klubem-właścicielem stadionu we Włoszech (pomijam casus Reggiany). Juventus Arena, bo taką roboczą nazwę nosi jak na razie, będzie nowoczesna, pozbawiona barier architektonicznych, maksymalnie przyjazna środowisku. A przede wszystkim - przyjazna ludziom!

41 tysięcy widzów będzie mogło skorzystać nie tylko z szerokiego zaplecza gastronomicznego, ale i odwiedzić klubowe muzeum, zrobić zakupy w centrum handlowym (ciekawostka: E.Leclerc-Conad wygrało przetarg na powierzchnię handlową dla marketu spożywczego). Stadion ma żyć nie tylko w dniu meczu, ale przez cały tydzień, cały miesiąc, cały rok. Tak jak w Anglii, tak jak w poważnych, zachodnich krajach. Tak, jak powinno to wyglądać.

Warunki oglądania meczów zapowiadają się komfortowo, pierwszy rząd trybun będzie oddalony od murawy jedynie o 7,5 metra, co jest właściwie minimalną odległością dopuszczalną przez UEFA. Widoczność ma być zresztą bardzo dobra praktycznie z każdego miejsca, a najlepiej i najprzyjemniej będzie z pewnością śledzić przebieg gry ze skyboxów, a także z najbardziej luksusowych miejsc Premium Club, w tym superprestiżowego Club Gianni e Umberto Agnelli.

Ciekawie zapowiada się wygląd zewnętrzny, 40 tysięcy lśniących aluminiowych paneli ma dawać efekt powiewającej chorągwi. Dach, wyprofilowany w sposób właściwy skrzydłom samolotów, lekki i bardzo nośny, pokryty będzie specjalną membraną zapewniającą odpowiednią przepuszczalność światła słonecznego i wspomagającą właściwą widoczność boiska, zarówno w dzień, jak i w nocy.

Sukces ten, a należy to na pewno uznać za wielki sukces, sprawia, że Juventus zdobędzie strategiczną przewagę nad konkurentami w lidze włoskiej. Pozostałe kluby są daleko w lesie w temacie budowy nowych obiektów. Mam właściwie wrażenie, że wszyscy przedstawiają projekty jedynie na zasadzie "bo tak wypada", a są de facto zadowoleni z aktualnego stanu rzeczy. Jedynym prezydentem, który wykazuje większą inicjatywę w tej kwestii wydaje się być Claudio Lotito z Lazio. Ale i on trafił w stolicy na ciężki do rozbicia mur.

Nowa przewaga Juve będzie miała podłoże przede wszystkim ekonomiczne. Klub będzie mógł pozyskiwać o wiele więcej środków z dnia meczu (pamiątki, gastronomia, bilety). Strumień pieniędzy płynąć będzie do kas także w pozostałe dni, właśnie dzięki dużemu sklepowi klubowemu, muzeum, czy przede wszystkim galerii handlowej. 75 milionów euro w ciągu 12 lat przyniesie prawdopodobnie sprzedaż nazwy obiektu, o co zadba znana także w Polsce agencja Sportfive. Taka dywersyfikacja dochodów to będzie nowość we włoskich warunkach. Nowość pożądana.

Własny stadion to też jeszcze większa identyfikacja fanów z tym miejscem, uznawanym za "dom" drużyny, którą ma się w sercu. Element, którego nie można przecenić, choćby w kwestii utrzymania porządku i czystości przez odwiedzających obiekt. Bardzo ważna jest tu też kwestia bezpieczeństwa kibiców. Nowoczesna struktura podniesie ją bez dwóch zdań. zachęci to do odwiedzania obiektu całe rodziny. Sposobu w jaki przekłada się to finansowo na teraźniejszość i przyszłość klubu nie muszę chyba tłumaczyć.

Juventus, jako pierwszy włoski klub piłkarski, wchodzi w nowy etap rozwoju. Nie oznacza to oczywiście, że Stara Dama zacznie nagle taśmowo wygrywać rozgrywki Serie A. Nie da się jednak ukryć, że teraz to klub z Turynu staje się organizacyjnym punktem odniesienia dla reszty ligi. Mam nadzieję, że ta reszta ligi pójdzie za tym przykładem, że zrealizowanie swojego projektu przez Juve będzie dla nich dodatkowym bodźcem. Mocno kibicuję tym inicjatywom. Kilkakrotnie pisałem, że nowe obiekty, będące własnością klubów są konieczne, by nie tracić dystansu w stosunku choćby do Bundesligi. Po to, by calcio zaczęło wracać na swoje miejsce i przestało kojarzyć się z obskurnymi, pustawymi trybunami,

Uśmiecham się w duchu, gdy pomyślę, że to, co u nas w Polsce staje się czymś normalnym, we Włoszech jest celebrowane jako wielkie wydarzenie. Znak czasów?



foto: nuovostadiodellajuventus.iobloggo.com, ilcalcio.net

czwartek, 7 października 2010

Blaski i cienie pierwszej części sezonu


Bezbramkowe Derby d'Italia zakończyły szóstą kolejkę Serie A. Wbrew temu, co twierdzą włoskie media, był to mecz przeciętny, momentami nudny. Trochę walki, dużo taktyki, niezła postawa formacji defensywnych. To są elementy doceniane przez koneserów futbolu. Ale przeciętny kibic chce widzieć kreowanie gry ofensywnej i gole. Wszyscy narzekamy na słabnącą międzynarodową pozycję calcio i takie średnie widowiska, grane na typowe włoskie 0-0, zwolenników Serie A nie przysparzają.

Sam mecz był trochę zbyt grzeczny, jak na starcie Interu z Juventusem. Brakowało agresji, jakiegoś ognia na murawie. Spodziewałem się, po przedmeczowych wypowiedziach prezydentów Morattiego i Agnellego, że w piłkarzach zagrają emocje. Trochę szkoda, że tak się nie stało. Mam wrażenie, że obie ekipy były w miarę zadowolone z remisu. Dla Juve to potwierdzenie krzywej wznoszącej, na jakiej się chyba znajdują. Dla Interu spokojne zakończenie pierwszej części sezonu, w oczekiwaniu na powrót do formy Milito, Sneijdera czy Pandeva. Sam kapitalny Eto'o nie wystarczy.

Druga w tym sezonie przerwa reprezentacyjna to dobry czas na pierwsze podsumowanie. Oczywiście cząstkowe, gdyż ciężko wyciągać jakieś daleko idące wnioski po 1/5 kalendarza. Ale było kilka rzeczy, które zaskoczyły mnie pozytywnie, kilka natomiast mnie rozczarowało. Myślę, że warto o tym wspomnieć.

Z pewnością największymi wygranymi początku rozgrywek są piłkarze i fani Lazio. Orlica Olimpia to wspaniały symbol, który na pewno wywołuje we wszystkich laziali piękne emocje. Ale to nie Olimpia biega po boisku. Trzeba oddać co cesarskie prezydentowi Lotito i dyrektorowi sportowemu Tare. To oni mądrze wzmocnili zespół, to oni utrzymali jego trzon z wiosny, gdy obecne Lazio nabierało już kształtów. Transfer Hernanesa to majstersztyk! Mądrze poukładał to Edoardo Reja, który, na tę chwilę, prowadzi wszystko dość wprawną ręką. Siła rzymian to środek pomocy i dopóki tam nie będą nękały drużyny problemy zdrowotne, to biancocelesti mogą śmiało myśleć nawet o grze o 4. miejsce.

Wydaje się też, że, poza Lazio (przypomnijmy - rok temu długo broniło się przed spadkiem), tylko Napoli może namieszać w ustabilizowanej, zdawało się, czołówce. Zespół Mazzarriego ciągnie na razie tercet Cavani-Hamsik-Lavezzi. Ta trójka rozumie się kapitalnie, tak naprawdę nie potrzebuje partnerów z drużyny, by stwarzać okazje i strzelać gole. Hamsik to piłkarz, który poradzi sobie w każdym klubie Europy, Matador Cavani już wkrótce będzie lepszy od innego piłkarza noszącego niegdyś ten przydomek, Marcelo Salasa. Lavezzi to wprawdzie jeździec bez głowy, ale za to bardzo szybki. A ostatnio jakoś częściej biega z podniesionym wzrokiem. Partenopei jeszcze "czekają" na dojście do formy kilku graczy (Sosa, Maggio). Mazzarri to płaczek, ale wiedzę taktyczną ma na wysokim poziomie. Napoli odpuści pewnie Europa League, ale dzięki temu ma szansę na walkę o 4. miejsce.

Inter to gwarancja - oni nadal są najmocniejsi. Jeśli nie wygrają scudetto, to będę zaskoczony. Jedynym realnym konkurentem wydaje się Milan. W ostatnich 2-3 tygodniach Max Allegri wprowadził trochę korekt w ustawieniu, cofnął trochę linie środkową, zaczął próbować Ronaldinho w środku. Milan robi teraz wrażenie bardziej przewidywalnego i regularnego niż na samym początku sezonu. Traci mniej goli, ma większą kontrolę nad grą. Jeśli jednak ma radzić sobie z dynamicznymi i dużo biegającymi oponentami, to więcej muszą grać Boateng i Flamini. Wisienką na torcie jest Ibra. Takiego gracza, środkowego napastnika mogącego samemu wygrać mecz, brakowało w Milanello od czasu zamorskiej przeprowadzki Andrija Szewczenki.

Juventus to ciągle chimera. Takie mecze jak z Lechem i Palermo nie mogą się zdarzać klasowej drużynie. Ale starcia z Udinese, Cagliari i Interem pokazały dwa fajne oblicza Starej Damy. Drużynę groźną w ofensywie, grającą z rozmachem z jednej strony, ale i ekipę poukładaną, rzetelną z drugiej. Fani Juve powinni trzymać kciuki za zdrowie Aquilaniego. Pisałem niedawno, że w Turynie przydałby się piłkarz o charakterystyce Almirona z Bari. Aquilani to jedyny pomocnik, mogący wziąć na siebie grę, regulować jej tempo. W dobrej formie jest Melo (nareszcie zaczyna grać jak robił to we Florencji). Dzięki temu, dość niespodziewanie, Juventus może w sprzyjających okolicznościach liczyć na całkiem ciekawą linię pomocy. A z tyłu Chiellini oraz Bonucci tworzą przecież reprezentacyjny duet. Czekamy też na powrót Buffona. Pamiętajmy jednak, że zespoły Del Neriego zawsze mają momenty amnezji, w których tracą to, co wcześniej wypracowały. Jeśli bianconeri wyrugują ten mankament, to mogą wskoczyć na podium.

Podoba mi się Palermo, które prezentuje bardzo fajną piłkę. Podejrzewam, że do zona Champions nie dolecą, ale Liga Europejska jest w ich zasięgu. Doceniam to, że grają do przodu i że znów wprowadzili do ligi kilku ciekawych chłopaków, o czym dalej. Równy poziom utrzymuje Chievo. Pioli okazuje się być godnym następcą Di Carlo. Ta drużyna kolejny raz robi swoje, po cichu i z pokorą. Jak zwykle fajnie gra Genoa, doceniam ich wygraną nad Bari w 6. kolejce, odniesioną po grze w "10" przez całą drugą połowę. Widać jednak, że ta ekipa ma problem ze zmetabolizowaniem kadrowych zmian i wahania formy mogą być ich znakiem firmowym. Przyznam również, że nie doceniałem Bari, które wygląda równie dobrze, co w poprzednim sezonie. Atakuje szeroko i szybko, cieszy się futbolem, nie popada w konwenanse. Ventura to czołówka szkoleniowców na Półwyspie, przypomnijmy, ze poprzednio równie dobrą robotę wykonywał w Pisie.

Największą porażką jest jak na razie postawa Romy. W drużynie tej nie funkcjonuje praktycznie nic. Gra jest daleka od tego, co widzieliśmy w poprzednim sezonie, cechy wolicjonalne są na proporcjonalnie niższym poziomie. Harmonia w szatni też jest przeszłością, o czym świadczą wypowiedzi Tottiego czy Borriello. W klubie trwa wielkie oczekiwanie na nowego inwestora, ale ja nie spodziewam się szybkiego rozwiązania tej sprawy. Na tę chwilę nastroje w obu częściach Wiecznego Miasta są diametralnie różne, objawia to się nawet we frekwencji na meczach. Dawno na spotkania Romy nie przychodziło tak mało fanów.

Z beniaminków najwięcej zaufania wzbudza we mnie Brescia, która jako jedyna potrafi narzucić rywalom swój styl gry. Z takim trio z przodu jak Eder-Diamanti-Caraccciolo ciężko będzie spaść z ligi. Cesena zaczęła świetnie, ale coś się ostatnio u nich zacięło. To całkiem fajna ekipa, która próbuje grać w piłkę, natomiast obawiam się o to, czy nie mają w składzie zbyt mało jakości. Nie przekonuje mnie Lecce, choć też punktuje. W ich grze nie widzę jednak głębszej myśli przewodniej. Dużo walczą, mają kilku ogranych piłkarzy, ale w ostatecznym rozrachunku czeka ich pewnie ostra walka do samego końca rozgrywek.

Poniżej oczekiwań prezentują się też Udinese i Parma. Ale tym pierwszym w kilku meczach ewidentnie brakło szczęścia i sądzę, że będą teraz powoli wspinać się w klasyfikacji. Forma Parmy zbyt mocno zależy od dyspozycji i zdrowia Giovinco. A Formica Atomica mięśnie i kości ma kruche. Marino musi więc rozłożyć odpowiedzialność na większą liczbę piłkarzy. Sampdorii 2-3 oczka zabrała gra w pucharach. Catania i Bologna prezentują się solidnie, najbliższe 8-10 kolejek pokaże czy uciekną tak wysoko, że unikną walki o utrzymanie. Ta chyba nie ominie Cagliari. Źle tam się dzieje, chwieje się pozycja trenera Bisolego, który odsunął ostatnio od składu kapitanów Contiego i Agostiniego. Ponoć w gotowości znajduje się już Davide Ballardini, który szkolił kiedyś piłkarzy z Sardynii.

Nic dobrego nie można powiedzieć o Fiorentinie. Jak na dłoni widać wszystkie błędy popełnione w lecie. W drużynie jest dwóch klasowych bramkarzy i tylko jeden dobry napastnik. Ściągnięto podatnego na urazy D'Agostino, który dubluje pozycję Montolivo. Ciężar gry opiera się na niedoświadczonych Ljajiciu i Cercim. Prezentują się oni nieźle, ale nie są w stanie, co oczywiste, pociągnąć za sobą całej drużyny. Do tego piłkarze biegają jednostajnie, ciężko. Gdzieś wyparował ten magiczny klimat. Bracia Della Valle chyba już stracili zapał, kibice popadają w obojętność i w coraz mniejszej liczbie pojawiają się na Artemio Franchi. Potrzeba impulsu. Czy będzie nim powrót Mutu po dyskwalifikacji?

Indywidualnie muszę wyróżnić piłkarzy, którzy są u "nas" nowi. Hernanesa mocno wyprzedzała jego renoma i przychodził do Lazio jako zbawca (o adekwatnym przydomku - O Profeta). Brazylijczyk potwierdza świetne referencje. Drybluje, strzela, asystuje. Każdy dotyk futbolówki znamionuje u niego wysoką klasę. Świetny transfer. Równie wysoko oceniam Milosa Krasicia. Z rezerwą podchodziłem do tego piłkarza, ale chyba będę musiał uderzyć się w pierś. Serb zdobył już trzy gole, zaliczył tyle samo asyst. Zasuwa po skrzydle niczym samochodzik. A fani w Turynie znów mogą śpiewać pieśni o blondwłosym pomocniku ze wschodniej Europy.

Na wyższy poziom wspięli się tacy piłkarze jak Cavani, Pastore czy Eto'o. Urugwajczyk kosztował Napoli 17 milinów euro (wypożyczenie plus cena wykupu) ale spłaca się wyśmienicie. Trafia w lidze i pucharach. Są to gole naprawdę fajne, od mocnych główek, przez sytuacyjne dotknięcia piłki, po kapitalne, mierzone, techniczne strzały, jak ten przeciwko Cesenie w 5. kolejce. Pastore to piłkarz na miarę Barcelony i Realu, nie zdziwię się jeśli wkrótce trafi do Hiszpanii. Technika, wizja gry, drybling, skuteczność pod bramką rywala. Jeśli chodzi o ofensywę, to El Flaco jest piłkarzem praktycznie kompletnym. Eto'o skorzystał ze słabszej dyspozycji Milito i tego, że u Beniteza ma mniej zadań defensywnych niż u Mourinho. Jest w świetnej formie, rozrywa rywali dynamiką, znów pojawiła się ta pazerność na gole. Tak jak było to w czasach, gdy rozkochiwał w sobie Camp Nou. Ibrahimović wrócił do formy prezentowanej w Juventusie i Interze. Szwed to wielka wartość dodana i nadzieja rossoneri na skuteczną walkę o tytuł.

Pochwalić chciałem też kilka mniej znanych nazwisk. Perparim Hetemaj to prawdziwy motor napędowy Brescii. Pomocnik ten imponuje wytrzymałością i ciągiem na bramkę rywala. Żelazne płuca to też zaleta Radji Nainggolana z Cagliari. Równie ciekawym pomocnikiem jest Kevin Constant z Chievo, obdarzony niezłym uderzeniem z dystansu i dobrą techniką użytkową. Szybkie postępy robi kolega klubowy Nainggolana, Michele Agazzi. Bramkarz ten skorzystał z zamieszania wokół Federico Marchettiego. Skrzydłowy Emanuele Giaccherini z Ceseny wniósł do ligi szybkość i brak kompleksów wobec znanych rywali. Podobnie jak jego kolega klubowy, Yuto Nagatomo.

Mercato to też często dzieło przypadku. Josip Ilicić i Armin Bacinović korzystnie zaprezentowali się w barwach Mariboru w pucharowym dwumeczu z Palermo. To wystarczyło, by przekonać do sobie klub z Sycylii. Ilicić to, jak na razie, największa niespodzianka tego sezonu. Ofensywny pomocnik, imponuje nie tylko wzrostem (190 cm), ale i wyszkoleniem technicznym, strzałem i dobrym dryblingiem. Bardzo duży talent. Ciszej jest o Bacinoviciu, ale Słoweniec spodobał mi się w meczu z Fiorentina, Widać, że ma chłodną głowę, potrafi obchodzić się z futbolówką i dobrze ją rozgrywać. Powoli przekonuje mnie też do siebie Ezequiel El Chiquito Munoz. Chłopak jest jeszcze trochę nieokrzesany, ale świetnie gra w powietrzu i nieźle wyprzedza rywali. To naprawdę może być klasowy defensor. Nie zanosiło się na to, ale Palermo chyba znów rozbiło bank w tym okienku transferowym.

Za wcześnie jest, by wylewać na kogokolwiek słowa ostrej krytyki. Tym piłkarzom, którzy, jak na razie, grają grubo poniżej oczekiwań, daję jeszcze czas. Napiszę jednak o dwóch rzeczach, które mnie wkurzają. Pierwszą jest to, że kibice nadal nie garną się do wizyt na stadionach. Minister Maroni dołożył do tego wszystkiego jeszcze kartę kibica, która dodatkowo zniechęciła część fanów do odwiedzania obiektów. Drugim irytującym faktem jest tradycyjnie przeciętna postawa włoskich drużyn w Lidze Europejskiej. Chodzi nie tylko o wystawianie kadłubowych formacji, ale i niewłaściwie podejście mentalne. A przecież takie dziadostwo osłabia calcio w dwojaki sposób. Osłabia jego wizerunek. Ale i osłabia pozycję Serie A w rankingu UEFA, przez co straci ona na rzecz Bundesligi jedno miejsce w Lidze Mistrzów.

PS. Aha, no i najlepsze gole 6. kolejki (LINK). Pirlo czy Ilicić?


foto: corrieredellosport.it, goal.com, guardian.co.uk, eurosport.yahoo.com

poniedziałek, 27 września 2010

Okulary Mazzarriego czyli wieści z Półwyspu


W 5. kolejce Serie A największym rozczarowaniem była dla mnie postawa Interu w meczu z Romą. Nerazzurri zagrali zupełnie tak, jakby nie zależało im na wywiezieniu z Rzymu kompletu oczek. A przecież Roma, po fatalnym początku sezonu, zdawała się być rywalem łatwym do trafienia, bokserem słaniającym się na nogach, którego szybką kombinacją ciosów można definitywnie wysłać do narożnika.

Inter tymczasem przyczynił się być może do zmartwychwstania Romy, trochę tak jak Lech w piątkowym meczu z Legią. Widać było, że przewaga kultury piłkarskiej jest po stronie gości. Ale giallorossi nadrabiali to ambicją. W drugiej połowie tylko oni zainteresowani byli atakowaniem braki rywala, bo Inter stał podparty pod boki i czekał na koniec meczu. To zadowolenie z bezbramkowego wyniku tylko stymulował defensywnymi zmianami Benitez. Takie kunktatorstwo zasługiwało na karę i ta kara nadeszła w doliczonym czasie gry za sprawą świetnej centry De Rossiego i jeszcze lepszej główki Vucinića.

Nie sądzę, aby ten bezbarwny występ zakłócił w jakiś wyraźny sposób kampanię Interu. Jestem natomiast ciekawy co dalej z Romą. Czy ta wygrana odblokuje im głowy? Bo właśnie psychika zdawała mi się być ich głównym problemem w pierwszych tygodniach sezonu. Ranieri zdjął słabo grającego Tottiego i trafił z tą zmianą w "dziesiątkę". Kapitan Romy, najwyraźniej obrażony, udał się od razu do szatni. Po meczu zmuszony był przez sytuację (jego zmiennik strzelił przecież zwycięską bramkę) do bagatelizowania całej sprawy, ale zdaje się, że zimna wojna między szkoleniowcem a symbolem klubu trwa w najlepsze.

Ciekawostka. W sobotnim hicie chyba po raz pierwszy mieliśmy okazję zobaczyć lewych obrońców obu drużyn grających w kaskach ochronnych na głowie. Zarówno Chivu (często osamotniony w pojedynkach z Menezem), jak i Riise byli czołowymi postaciami swoich ekip.

Do Interu doszlusowało w tabeli Lazio po wygranej 1-0 w Weronie. Jak na razie potwierdza się to, co pisałem przed sezonem - biancocelesti mają silną linię pomocy i szeroką ławkę. Na ich liście strzelców w tym sezonie zapisało się już siedmiu graczy - najwięcej w lidze. W niedzielę do tego grona dołączył odradzający się chyba Mauro Zarate, obok Matuzalema najlepszy gracz na boisku. Chievo rozczarowało, ani razu nie zagroziło bramce Muslery, w niczym nie potwierdziło dobrej opinii, na jaką zapracowało w pierwszych kolejkach.

Ogólnie ciężko oprzeć się wrażeniu, że liga wyrównała się jeszcze mocniej. Różnice w tabeli są minimalne. Nigdy jeszcze, od czasu wprowadzenia 3 punktów za wygraną, lider nie miał po 5. kolejkach tak mizernego dorobku jak teraz Inter i Lazio (10 oczek). Inny rekord śrubuje Parma. Podyktowano przeciwko niej już 5 rzutów karnych! Jak na razie zamiast rewelacji sezonu, crociati stają się swoistym pośmiewiskiem ligi.

Wielką formę potwierdził w niedzielny wieczór Milos Krasić. Pamiętam początki Pavla Nedveda w Turynie. Początki trudne, ubogie w gole, ubogie w asysty i niezapomniane występy. Krasić przyszedł z diametralnie innej ligi, innego środowiska. I jak na razie prezentuje się rewelacyjnie, imponuje szybkością i przebojowością. W meczu z Cagliari pokazał też, że nieobce mu są umiejętności snajperskie. Serb zasłużył na tytuł człowieka kolejki i jednego z MVP pierwszej części sezonu. Równie wysoko ocenić należy Edinsona Cavaniego, który strzela piękne gole i szybko spłaca swój milionowy transfer z Palermo do Napoli.

Swoją wojnę z sędziami kontynuuje Walter Mazzarri, wyrzucony na trybuny w Cesenie. Tym razem jednak to partenopei powinni podziękować arbitrowi - kluczowy gol na 2-1 padł z "jedenastki" podyktowanej za faul na Zunidze (bardzo dobry występ Kolumbijczyka). Faul był, ale przed polem karnym. Mazzarriemu ostatnio zaczynają powoli chyba przepalać się styki. Już na trybunach do przetarcia swoich okularów użył szalika Napoli, pożyczonego od zdezorientowanego kibica. A w pomeczowym studiu Sky okazało się, że szkoleniowiec ten.. przeoczył czwartego gola swojej drużyny i był przekonany, że mecz zakończył się rezultatem 3-1. Niewystarczająco mocno przetarł szkiełka?

Zaskakuje mnie Bari. Gra fajny futbol, równie dobry jak rok temu. Muszę uderzyć się w piersi, gdyż nie wierzyłem w taki scenariusz. Oczywiście, to dopiero początek rozgrywek, ale wiele wskazuje na to, że to może być znów przyjemny sezon dla drużyny Ventury. Kapitalnie w centrum boiska spisuje się Almiron. Piłkarza o takiej charakterystyce brakuje w linii środkowej Juventusu. Bari ostatni raz tak mocno rozpoczęło sezon 60 lat temu. Na forach internetowych trwa już pompowanie balonika pod nazwą "europejskie puchary". Na wyrost, to może być szkodliwe.

Gol kolejki. Tym razem 5 propozycji - zobaczcie poniższy filmik. Ja odpaliłbym strzały Giacomazziego i Krasića (bez rewelacji) i dodał TEGO gola. Numer 1 - zdecydowanie Cavani.

Gole kolejki



foto: corrieredellosport.it

czwartek, 23 września 2010

Dumny lot orła a wilczyca w kryzysie


Podsumowanie 4. kolejki Serie A zacznę od rzeczy przyjemnej. Mecz Lazio-Milan zapowiadałem jako hit i hitem się on okazał. Dobre tempo, niezłe przygotowanie fizyczne obu ekip, dobre ustawienie taktyczne (szczególnie rzymian), świetne popisy gwiazd (Hernanes ! Ibra!). Ostatnie 10 minut, już po golu Floccarego, to była obustronna chęć wygranej, bez kunktatorstwa, cios za cios. To naprawdę nie tak częsty obrazek na włoskich murawach, gdzie chłodna kalkulacja często bierze górę nad porywami serca. Do tego wszystkiego swoją cegiełkę dołożyli kibice, którzy stworzyli na Olimpico naprawdę fajną atmosferę. Brawo. Mecz kolejki!

Orła cień. Jak dotąd, orzeł, symbol Lazio, pojawiał się na Stadio Olimpico tylko w pieśniach fanów biancocelesti i ich sercach. Wczoraj, po raz pierwszy zaprezentowała się kibicom nowa, żywa maskotka. Samica o nieznanym jeszcze imieniu (wybiorą je kibice) zamieszkała ze swoim trenerem w ośrodku Formello i będzie wzbijać się w niebo ponad stadionem przed każdym domowym meczem Lazio. Rzymski klub podjął tę inicjatywę we współpracy z Benficą Lizbona, kultywującą tę tradycję od dłuższego czasu - oba kluby mają to dumne stworzenie w swoim herbie. Biało-błękitny orzeł ma 7 lat, waży 12 kilogramów, a jej rozpiętość skrzydeł przekracza 2,5 metra.

Zobacz jej lot

Super Frey. Wahałem się, czy bohaterem kolejki uznać Sergio Pellissiera, autora dwóch bramek w meczu Napoli-Chievo (1-3), czy postawić jednak na bramkarza Fiorentiny, Sebastiena Freya. Zdecydowałem się na tego drugiego. Już dawno żaden bramkarz nie zanotował tak olśniewającego występu w meczu ligowym. Frey dokonywał cudów, odbijał praktycznie wszystko, co leciało w kierunku jego bramki. Tylko postawie swojego golkipera Fiorentina zawdzięcza remis wywieziony z terenu Genoi (1-1). Viola prezentują się na razie fatalnie, biegają powoli i na ogół bez sensu. A przy takiej formie Francuza, Artur Boruc jeszcze długo nie powącha ligowej murawy. Wysokie noty także dla całej ekipy Palermo za efektowną wygraną w Turynie. Javier Pastore superstar.

Studio Sky. Cała ligowa środa była na antenie Sky mieszaniną nudy, lania wody i hipokryzji. Alessandro Costacurta, dobry obrońca, ale jako ekspert - dramat. Tyle banałów i oczywistości dawno nie wylało się na mnie z telewizora. Massimo Mauro - niezły piłkarz ligowy, ale jako ekspert - kiepsko. Frazesy, do tego cyniczny uśmieszek i drobne złośliwości. No i odwieczny hit, dziennikarz Mario Sconcerti, który nie wiedzieć czemu uzurpuje sobie prawo do pouczania i prowokowania wszystkich. Rafę Beniteza, którego kilka tygodni temu w tym samym studiu uważano za dyletanta niegodnego prowadzenia Interu, wczoraj całowano po stopach, wmawiając mu, że jego Inter gra kosmiczny futbol. Claudio Ranierego, do niedawna całowanego w programach Sky po stopach, Sconcerti i Mauro wręcz zmasakrowali złośliwymi pytaniami i prowokacjami. A to tylko dwa pierwsze przykłady z brzegu. We włoskim futbolu jest stanowczo za dużo złych emocji, a Sky, zamiast analizować i łączyć (jak nieźle robi to w Polsce Canal +) tylko jątrzy, kopie po kostkach przegranych i liże d..ę tym, którzy są akurat na fali. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Włoskie media sportowe to naprawdę p...ony poziom dna.

Sacco di Roma. Złość Ranierego nie wzięła się zresztą znikąd. Tak jak w 1527 roku wojska cesarza Karola V zdobyły i totalnie złupiły Rzym, tak wczoraj Romę złupił sędzia Romeo. Ciężko zrozumieć, jak można było nie zauważyć ewidentnego zagrania ręką Hetemaja we własnym polu karnym. Jeszcze trudniej pojąć, jak sędzia mógł, chyba po sugestii liniowego Ayroldiego, podyktować karnego dla Brescii za czysty wślizg Mexesa, wykonany metr przed linią własnej szesnastki. Te błędy wypaczyły wynik meczu. Złość Romy uzasadniona, ale sposób jej okazania raczej nie. Mexes wyleciał z boiska, a schodząc z niego chciał dokonać linczu na otaczającej go rzeczywistości, Perrotta przyłożył z pięści... drzwiom do sędziowskiej szatni (tak łatwiej, przecież drzwi nie oddadzą ciosu), a Gian Paolo Montali wdarł się do owej szatni jeszcze w przerwie meczu i wygrażał sędziowskiej trójcy. W obozie giallorossi nerwowo, jeśli w sobotę ogra ich Inter, to rany trzeba będzie leczyć dość długo. XVI-wieczne Sacco di Roma oznaczało koniec epoki Odrodzenia. Czy tym razem to Roma się odrodzi?

Płaczek Mazzarri
. Walter Mazzarri to, jak dla mnie, jeden z najbardziej irytujących trenerów w lidze. Ciężko mi przypomnieć sobie przegrany przez niego w "normalny" sposób mecz. Ten człowiek należy do kategorii płaczków, którzy zbyt często winą za swoje niepowodzenia obarczają arbitrów. Wczoraj w co drugim pomeczowym zdaniu trener Napoli przypominał o "ewidentnym zagraniu ręką" po którym padł drugi gol dla przyjezdnych. Zagranie wcale nie było ewidentne, prawdopodobnie w ogóle go nie było. A gadanie o tym w kółko to trochę żenada. Mazzarri tak samo zachowywał się pracując jeszcze w Reggio di Calabria czy Genui. Lata lecą a śpiewka się nie zmienia. Guidolin, Spalletti, Mazzarri, Novellino. To moja osobista "czołówka" trenerów-płaczków. Panowie, baczcie na przysłowie o belce we własnym oku!

Nieśmiałe powiewy młodości. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Kilka też nie. Ale mając w pamięci włoskie podejście do wprowadzania do ligi młodych piłkarzy, cieszą mnie występy i postępy kilku nastolatków. Obrońca Lazio, Luis Cavanda, fajnie zadebiutował już w meczu z Sampdorią, a wczoraj znakomicie radził sobie w pojedynkach z Ronaldinho. Skrzydłowy Daniele Ragatzu (Cagliari) pierwsze kroki na boiskach Serie A stawiał już w dwóch poprzednich sezonach, ale w tym wyrasta na czołową postać swojego zespołu. Zwracam tez uwagę na środkowego pomocnika Sampdorii, Pedro Obianga, który sylwetką i stylem gry przypomina mi młodego Patricka Vieirę.

Gol kolejki.
Znów obyło się, niestety, bez wielkich bramek. Stawiam na Pellissiera - świetny wolej. Ale akcja Hernanesa też niczego sobie. A Wasz typ?

Pellissier (od: 0:45)
Bovo
Floccari



foto: lalaziosiamonoi.it

poniedziałek, 20 września 2010

Pierdoły Zampariniego i mdłe antipasto


Sytuacja w tabeli po trzeciej kolejce Serie A to dość spore zaskoczenie. To oczywiście dopiero początek sezonu, ale ciężko przejść do porządku dziennego nad postawą kilku drużyn. Zacząć warto od Romy. To giallorossi najbardziej zawiedli sympatyków calcio w europejskich pucharach. Porażkę 0-2 w Monachium można jeszcze znieść (w końcu Bayern to wicemistrz Europy), ale styl jaki zaprezentowała drużyna ze stolicy w Bawarii był żałosny. 90 minut spędzone w okopach na własnej połowie, piłka wybijana głównie na uwolnienie. Tragedia. Wściekł się na to wszystko Francesco Totti , mówiąc po meczu, że granie takiego catenaccio to skandal.

Dawno nie widziałem Claudio Ranierego tak zdenerwowanego, jak na sobotniej konferencji prasowej. Wydaje się, że coraz większy dystans dzieli kapitana Romy od swojego trenera. Intelektualnie bije on oczywiście Tottiego na głowę. Znając jednak rzymskie klimaty, sądzę, że fani giallorossi i media staną w tym sporze, jeśli jeszcze bardziej się on zaostrzy, po stronie piłkarza, biorąc wszystkie jego słowa za pewnik. Szansą dla Ranierego jest zgięcie karku przed Tottim i jego pomysłem na drużynę. Pytanie: czy do tego dojdzie? Albo szkoleniowiec zachowa swoją niezależność, albo Il capitano, z pomocą swoich zauszników na trybunach i w mediach zwolni go. Mocne słowa? Czas pokaże, czy mam rację.

Na razie giallorossi w zastanawiający sposób tracą seryjnie gole w drugich połowach spotkań (Inter, Cagliari, Bayern, Bologna). Nie wiem czy problemem jest kondycja, czy głowa, pewnie jedno i drugie, ale aktualna Roma jest bardzo dalekim krewnym samej siebie z poprzedniego sezonu. Wtedy też początek był zły, ale zmiana trenera tchnęła w ekipę nowego ducha.

Zawodzi też Fiorentina, choć po nijakim mercato i zamianie Prandellego na Mihajlovića spodziewałem się problemów (do tego doszły kontuzje). Lazio wygrało we Florencji w pełni zasłużenie, nastroje w biało-błękitnej części Rzymu są więc zgoła odmienne. Ekipa Edoardo Reji gra niezły futbol i na poważnie zgłasza pucharowe aspiracje. Siłą tej drużyny jest linia pomocy. Ledesma, Matuzalem, Mauri i Hernanes potrafią świetnie utrzymywać się przy piłce i kreować partnerom okazje bramkowe. W sobotę miałem momentami wrażenie, że do Florencji przyjechała jakaś drużyna z Hiszpanii. Może poza ostatnim kwadransem, gdy Lazio opadło z sił i dało się zamknąć na swojej połowie. W środę do Rzymu zawita Milan i już teraz mogę obiecać spore emocje i niezłe wrażenia estetyczne.

Dziwną drużyną jest Palermo, które świetnie tworzy grę ofensywną, ale w obronie kaleczy momentami jak beniaminek Lega Pro. Odejście Kjaera stworzyło wyrwę na przedpolu bramki Sirigu, a dużą naiwnością było sądzenie, że Glik i Munoz szybko ją załatają. Nadal zachwycam się grą Pastore i Hernandeza (wyróżniać zaczyna się też Josip Ilićić), ale dopóki Delio Rossi nie poskłada tyłów (w Lazio i Atalancie pokazał, że potrafi), to popisy Latynosów nie będą dawały drużynie punktów. Dobry zespół buduje się od obrony! Wie to każdy rozsądny trener. W polskiej ekstraklasie jednego szkoleniowca poniosła fantazja i w wywiadach zaprzeczał tej regule. Zapowiadał budowanie od ataku. Na razie przegrał pierwszych sześć spotkań ligowych.

Wracając do Palermo - Delio Rossiemu na pewno nie służy też czytanie pierdół, jakie opowiada w mediach Maurizio Zamparini. Naprawdę, mam czasami wrażenie, że dla takich dyletantów jak on, czy nasz Józef Wojciechowski powinno się stworzyć odrębną ligę. Zarówno futbolową jak i intelektualną. Chodzi mi o wypowiedzi prezydenta Palermo na temat rzekomych błędów szkoleniowca. O to, że skrytykował sędziów po porażce z Interem pretensji większych mieć nie można, bo gospodarzom faktycznie należał się chyba jeden rzut karny. Zamparini oczywiście musiał przy okazji "pojechać po bandzie" i porównać aktualny Inter do Juve z czasów Moggiego, zapowiadając, że szykuje się nam kolejne calciopoli.

Sprowadzanie wygranej nerazzurri do błędów arbitra Romeo to jednak upraszczanie sprawy. Podopieczni Rafy Beniteza stworzyli wspólnie z gospodarzami świetne widowisko (mecz kolejki). Wyszli z niego zwycięsko, bo byli skuteczniejsi. Milito wprawdzie pudłował na potęgę, ale znów formą strzelecką błysnął Samuel Eto'o (piłkarz kolejki). Benitez przesunął Kameruńczyka trochę bliżej bramki rywali i widać tego efekty. Piłkarz ten znów "poczuł krew", znów jest killerem pola karnego. Inter zagrał swój najlepszy mecz w sezonie, potwierdził, że jest drużyną zbilansowaną i odpowiedzialną.

Nie do końca można to jeszcze powiedzieć o Milanie. Nadal jestem bardzo ciekawy, jak Allegri poradzi sobie z tak dużym potencjałem w ofensywie, gdy ma ona za plecami tak statyczną pomoc. Moim zdaniem koniecznie jak najwięcej grać musi Kevin Prince Boateng, który swoją dynamiką, atakowaniem przestrzeni łączy poszczególne linie. Milan musi grać bardziej jako drużyna, przesuwać się formacjami. Na razie tego nie robi. Czy kiedyś zacznie? W pierwszej połowie meczu z Catanią broniło praktycznie tylko sześciu graczy z pola, czterech stało z przodu podpartych za boki i przyglądających się sytuacji. Taktyczny koszmar.

Poznańskie koszmary odpędził natomiast Juventus (drużyna kolejki). 4-0 w Udine to chyba jednak niespodzianka. Gole padały po świetnych akcjach, były bardzo efektowne. Stara Dama zdominowała rywala, rozbiła go szybkością akcji i ruchami oskrzydlającymi. Świetnie grał Milos Krasić, który coraz mocniej punktuje u fanów bianconeri. Cieszy mnie to bardzo. Serie A potrzebuje nowych gwiazd!

Cesena i Brescia to jak na razie beniaminkowie niepokorni, mocno rozpychający się łokciami. Lecce już od początku ustawia się w pozycji pokornego baranka, znającego swoje miejsce w szeregu. Koniki Morskie z Ceseny miały grać w tym sezonie piłkę bardzo otwartą, ale jak na razie hołdują raczej myśli poprzedniego szkoleniowca, Pierpaolo Bisolego. Twarda, konsekwentna obrona, szybkie kontry. Giaccherini, Schellotto, Nagatomo to nowe, ciekawe nazwiska w Serie A. Diamantiego czy Caracciolo z Brescii znaliśmy lepiej. Co nie znaczy, że nie zaskakują pozytywnie.

Lunchtime game, czyli niedzielne spotkanie rozgrywane o 12:30, tym razem było dość niestrawne. 0-0 pomiędzy Bari i Cagliari to było doprawdy mdłe antipasto i obawiam się, że dopóki tak mocno będzie o tej porze dnia przygrzewać słoneczko, to często będziemy świadkami takich spalonych kotletów. Włosi lubią w tych godzinach odpoczywać.

I na koniec trzy propozycje na gola kolejki. Ciężki wybór. Stawiam na gola Marchisio.

Capuano
Quagliarella + Marchisio



foto: corrieredellosport.it

piątek, 17 września 2010

Niesamowity remis Lecha w Turynie


Niech to zdjęcie będzie najlepszym podsumowaniem tego meczu. Jestem po prostu dumny. Nigdy nie śmiałem nawet marzyć, że doczekam takiej chwili. Futbol to naprawdę piękna sprawa.


foto: gazeta.pl

poniedziałek, 13 września 2010

Klęski faworytów, wysoki lot maluczkich. 2. kolejka Serie A

Zapraszam na podsumowanie drugiej serii spotkań Serie A, tym razem w konwencji topów i flopów. Miłej lektury.

Oczarowanie kolejki. Duża liczba strzelonych bramek (38 w 10 meczach), duża liczba bardzo ciekawych, otwartych spotkań. Przez cały weekend miałem wrażenie, że oglądam nie Serie A, ale, nie przymierzając, radosną i beztroską piłkę rodem z Ameryki Południowej. Oczywiście, troszkę koloryzuję, ale jestem bardzo zadowolony z tak obfitych strzeleckich łowów. Oby tak było częściej. Jak widać, piłkarzy grających we włoskich drużynach na takie fajerwerki stać.

Rozczarowanie kolejki. Bez dwóch zdań, postawa głównych, przynajmniej na papierze, rywali Interu. Roma skompromitowała się w Cagliari, mało brakło by giallorossi powtórzyli niechlubny wynik z Manchesteru. Milan ośmieszył się jeszcze bardziej. Sądził, że wygra w Cesenie na stojąco. Takie podejście nie ma nic wspólnego ze sportem, ten mecz to po prostu hańba i niczego nie zmieni pomeczowe psioczenie na pracę arbitra ze strony premiera Berlusconiego ("Trafiamy na sędziów z lewicy"). Generalnie nie była to kolejka faworytów, poległy też przecież Genoa, Palermo i Fiorentina. A liderem Chievo!

Drużyna kolejki. Analogicznie - Cagliari i Cesena zasłużyły na najwięcej braw. Tym pierwszym już przed sezonem przypięto ławkę drużyny defensywnej. Sugerowano się chyba dotychczasową pracą trenera Pierpaolo Bisolego. Tymczasem sardyńczycy pokazali, że konstruują fajne akcje i że gdy złapią rywala za gardło, to chcą go dobić. Cesena zagrała tak jak na Olimpico z Romą - bardzo konsekwentnie w obronie i bardzo szybko, odważnie, gdy wychodziła do kontr. Ten styl znamy jeszcze z poprzedniego sezonu, gdy prowadził ich właśnie Bisoli.

Piłkarz kolejki. Z kilku pretendentów, stawiam na tego najmniej znanego. Emanuele Giaccherini do Serie A trafić miał już rok temu. Znalazł się tu dopiero teraz, razem z Ceseną. Zagrał świetny mecz na Stadio Olimpico. Na jeszcze wyższy poziom wspiął się w starciu z Milanem. Szybkość, drybling, nieprzewidywalność. Okazał się prawdziwym utrapieniem powolnej obrony rossoneri (Sokratis in primis) i symbolem upokorzenia zbyt dumnej drużyny Allegriego. Szkoda, że do najwyższej klasy rozgrywkowej trafił dopiero w wieku 25 lat. Kolejny kamyczek do ogródka włoskich trenerów, działaczy i ich podejścia pod hasłem: "młody jest, ma czas". Skąd to znamy?

Antybohater kolejki. A nawet dwóch. Nicolas Burdisso dosłownie rozerwał we własnym polu karnym kolano Daniele Contiego. Pomocnikowi gospodarzy założono aż 30 szwów, a pierwszą reakcją Argentyńczyka po swoim zagraniu była próba zaatakowania zwijającego się z bólu rywala z powodu rzekomej symulacji. Nieprawdopodobne wręcz boiskowe prostactwo! Mam nadzieję, że władze ligi dadzą obrońcy Romy dłuższy czas na przemyślenie swojego stylu gry. Druga wyjątkowa niezguła w tej serii spotkań to defensor Parmy, Massimo Paci, który sprokurował aż dwa rzuty karne przeciwko swojej drużynie i walnie przyczynił się do jej porażki 1-2 w Catanii.

Gol kolejki. Szału nie było. Jak zwykle trzy propozycje. Mój faworyt: bez dwóch zdań - Tommaso Rocchi z Lazio.

Rocchi
Marcolini
Pastore

Polak kolejki. Z braku innych kandydatów, wyróżniam pół-Polaka Roberta Aquafrescę, który strzelił ładnego gola Romie. Sytuacja Kamila Glika i Artura Boruca jest, delikatnie mówiąc, średnia. O ile tego pierwszego pocieszać mogą błędy Argentyńczyka Munoza, o tyle Boruc szanse na wygryzienie Freya ma niewielkie. Zostaje Puchar Włoch. A potem transfer w zimie?

Strajk kolejki. Strajku w ten weekend nie zanotowano, ale grozi nim w 5. kolejce Stowarzyszenie Pilkarzy Włoskich (AIC). O co poszło? Polecam artykuł Rafała Steca, ciężko dodać tu coś więcej. Można jedynie godzinami rozważać, czy zarabiający tak wielkie sumy sportowcy mają moralne prawo strajkować. Z drugiej strony zapytać warto, czym kierują się działacze podpisując z nimi tak lukratywne kontrakty i nie biorąc pod uwagę wszelkich możliwych dróg rozwinięcia się kariery piłkarza w danym klubie. Podejrzewam zresztą, że do strajku nie dojdzie. Sygnały przejaśnienia horyzontu mieliśmy już dziś, po spotkaniu przedstawicieli AIC i Lega Calcio.

Wywiad kolejki. "Tak dawno Was już nie słyszałem, ale bardzo Was kocham". To miał być zwykły pomeczowy wywiad z najlepszym piłkarzem na murawie. Przerodził się tymczasem w coś głębszego. Bramkarz Brescii, Matteo Sereni, pozdrowił za pośrednictwem telewizji dwójkę swoich dzieci. Jak sam mówi, jego ex-żona (nota bene, równocześnie jego ex-menedżer) utrudnia mu kontakt z pociechami. Trudna historia i trudny temat, ale dzięki tej wypowiedzi piłkarza od wczoraj trwa w Italii dyskusja na temat praw rodzicielskich ojców. Społeczna funkcja futbolu?


foto: interia.pl