poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Po 2. kolejce


Nowy sezon, stare problemy. Gra Romy w obronie to jakiś dramat. Gracze Juve przejmowali piłkę, biegli nieatakowani w kierunku bramki rywala i trafiali. Zero asekuracji i odpowiedzialności. Tak padły wszystkie trzy gole (Roma-Juve 1-3). W poprzednim sezonie giallorossi stracili ponad 60 bramek w lidze. Teraz, w tym tempie, pobiją ten wynik. Juventus wygrał, ale szczerze mówiąc, dziś nie było to specjalnie trudne zadanie. Roma, jeśli nic się tam nie zmieni, może mieć problemy z zakwalifikowaniem się do pucharów. W klubie panuje bałagan finansowy i stan niepewności, gubi się Spalletti, gubią się piłkarze. Jeśli to miał być dla Starej Damy test, to tak nie było. Nie przeciwko tej Romie. Choć Diego potwierdził na pewno, że jest piłkarzem wielkiej klasy.

Bari-Bologna 0-0. Pod względem piłkarskim o tym spotkaniu nie można napisać nic ciekawego. Ciekawostką był stan murawy. Wyglądała ona jak pastwisko po ataku szarańczy. To żałosne, żeby w sierpniu boisko prezentowało się w ten sposób. Brzydkie stadiony, brzydkie murawy. Liga włoska na tle Premiership wygląda momentami naprawdę niepoważnie.

Lazio wygrało 2-1 na terenie Chievo broniąc się szczęśliwie w „10” (czerwona kartka za typową dla Cribariego nieodpowiedzialność). 2 gole zdobył Cruz, ten człowiek strzela chyba nawet jak śpi. Nie widać go na boisku i nagle „pyk”. Brawa dla Chievo bo znów zagrało dobry mecz. Co z tego jednak, skoro w kolumnie „punkty” nadal widnieje 0?

Zgodnie z oczekiwaniami wygrała Parma (2-1 z Catanią). Znów gola zdobył Alberto Paloschi (50% praw do jego karty ma Milan). To ciekawy zawodnik, ma nosa do goli niczym Pippo Inzaghi, ale jest bardziej dynamiczny.

MVP kolejki (obok Diego) zostaną chyba Fabio Quagliarella i Antonio Cassano. Ten pierwszy zdobył 2 gole w wygranym 3-1 meczu z Livorno, strzelił z połowy boiska w poprzeczkę i potwierdził, że jest wybornym napastnikiem. Cassano jak zwykle czarował niekonwencjonalnymi zagraniami i techniką. Do tego dołożył gola i asystę. Samp-Udinese 3-1. Brawo.

Atalanta przegrała kolejny mecz, którego przegrać nie musiała (0-1 z Genoą). Ekipa z Bergamo ma problemy ze zdobywaniem goli, choć okazje przecież stwarza. Czyżby znów potwierdziło się to co napisałem o trenerze Greguccim w zapowiedzi sezonu? Brawo dla gości. Grają co 3 dni, a mimo to wyniki są ok.

Fiorentina wygrała z Palermo 1-0. Miało być więcej bramek, był tylko jeden gol – znów zdobył go piekielnie zdolny Jovetić, rówieśnik Pato (obaj równie utalentowani). Czarnogórzec dojrzewa jako piłkarz, coraz rzadziej zdarzają mu się przestoje w grze. Palermo miało swoje szanse na wyrównanie, ale fioletowi potrafią utrzymywać wynik i kontrolować mecz. Znów zwraca uwagę stan murawy – więcej piasku niż trawy. W sierpniu?

Nie spodziewałem się sukcesu Sieny w Cagliari. Czyżby miał rację mówiąc mój znajomy, iż Cagliari jest kandydatem do spadku? Za wcześnie by wyrokować, ale to nie jest ten zespół co w poprzednim sezonie. Pamiętajmy jednak, że wówczas zaczęli od 5 porażek. Nad stanem boiska na Sardynii spuszczę zasłonę milczenia.

Po 2 kolejce na swoje miejsce – pozycję faworyta - wrócił Inter a wysokie aspiracje potwierdził Juventus. Z tyłu mocno trzymają się Lazio (ma sporo szczęścia), Genoa i Fiorentina. Miłą niespodzianką jest Sampdoria. Potwierdza się, że zespoły Luigi Del Neriego zawsze grają fajną piłkę. Problem w tym, że zbyt często rozdają punkty. I to może im przeszkodzić w dalszej części sezonu. Napoli też gra mile dla oka, ma mocny atak. Zobaczymy ile punktów będzie przywozić z wyjazdów. To będzie kluczowe, bo u siebie będą bardzo mocni

Roma jest jakby nieobecna duchem i ciałem, dla nich ta przerwa na mecze reprezentacji jest wybawieniem. Podobnie jak dla Milanu, który padł zmasakrowany na deski. Obie ekipy mają potencjał żeby się podnieść. Więcej szans na to daję rossoneri.

Z beniaminków najlepsze wrażenie robi Parma. Nie tylko kolekcjonuje punkty, ale i strzela gole, gra ofensywnie. Oby tak dalej. Ta mieszanka doświadczenia z młodością naprawdę może sprawić sporo niespodzianek. Dość wysoki poziom gry prezentuje też Bari.

Po 2 kolejkach wszelkie wnioski są jednak jeszcze spłycone, więcej i mądrzej o poszczególnych ekipach będzie można powiedzieć pewnie gdzieś w okolicach października. Dwie pierwsze serie podostrzyły na pewno nasze apetyty. Zapowiada się ciekawy sezon. Jak zwykle:)


foto: gazzetta.it

niedziela, 30 sierpnia 2009

Demolka



Ktoś spodziewał się takiego wyniku? Rozmiarów zwycięstwa Interu? Ja na pewno nie.

Paradoksalnie, przez pierwsze 20 minut byłem skłonny przyznać mały punkcik Leonardo, bo Milan grał całkiem, całkiem. Dość wysoko, przytomnie w obronie, piłka nieźle krążyła między zawodnikami. Stopniowo inicjatywę zaczął jednak przejmować Inter, aż w końcu przeprowadził najładniejszą akcję wieczoru zakończoną precyzyjnym uderzeniem Motty.

I tu skończył się Milan, rozpadł się niczym domek z kart pod wpływem podmuchu wiatru. Wszystkie kolejne wydarzenia były tylko logicznym następstwem w tym łańcuchu zdarzeń. Milan odkrywa się, dostaje kontrę nieudolnie przeciętą przez Gattuso. Karny i 2-0. Sfrustrowany Rino wylatuje z boiska, w szeregi rossoneri wkrada się jeszcze większy chaos i za chwilę mamy już 3-0. Nokaut po 45 minutach.

W futbolu nie można rzucić ręcznika, więc Milan musiał przemęczyć się jeszcze przez 45 minut, ale Inter dość wspaniałomyślnie zwolnił tempo gry i dobił rywala tylko jednym golem Stankovica. Nie mam wątpliwości, że nerazzurri byli w stanie jeszcze mocniej upokorzyć wczoraj rossoneri, wygrać wyżej niż 6-0 i zatrzeć klęskę z maja 2001 r.

Kilka obserwacji: na pewno zawiódł Gattuso, zawiódł jako kapitan i poddał w wątpliwość fakt, czy nadaje się do pełnienia tej funkcji (wiem, że jest "tylko" zastępcą Ambrosiniego, ale...). Kapitan nie osłabia zespołu w tak głupi sposób, a potem nie odstawia żałosnych scenek przy swojej ławce rezerwowych. To był gwóźdź do trumny Milanu.

Obrona rossoneri miała być ich silną strona, ale po wczorajszych derby trzeba postawić przy tym założeniu spory znak zapytania. Skoro najpewniej wyglądał tam Storari, nominalnie trzeci golkiper...

To dopiero druga kolejka, więc Milanu nie można przekreślać. Taka porażka może połozyć cały sezon pod względem mentalnym. Ale Milan to ograny zespół, teraz mają na szczęście dwa tygodnie odpoczynku od ligi. Rozjadą się po Europie i świecie i wrócą ze zresetowanymi głowami. Na to muszą liczyć ich kibice.

Inter natomiast wysłał czytelny sygnał do Juve: "Catch me if you can". Na pewno wielu kibicom Starej Damy, po pierwszej kolejce wieszczącym detronizację chłopców Mourinho, zrzedły wczoraj miny. Inter pokazał, że na swoim podwórku nie ma zamiaru oddawać palmy pierwszeństwa.

Nie zgadzam się jednak z entuzjastycznymi opiniami jakoby Inter nagle stał się faworytem nr 1 do wygrania Champions League. Ten wczorajszy mecz może być w tym kontekście mylący z jednego powodu: żaden klasowy zespół w Europie (niech to będzie np. Barca, Liverpool czy United) nie roztopi się po pierwszym straconym golu jak śnieg na wiosnę. Milan jest aktualnie, po tych wszystkich zmianach w druzynie, trochę zagubiony i zareagował w zły sposób. Inter jest w stanie dojść daleko w pucharach, ale wczorajszy mecz nie musi być wcale wyznacznikiem jakiejś nieziemskiej siły podopiecznych Jose Mourinho


Skrót (youtube)

foto: gazzetta.it

sobota, 29 sierpnia 2009

2 kolejka - ciekawie w Rzymie


Poza derby Mediolanu najciekawiej powinno być w Rzymie. Starcia Romy z Juve to też klasyk ligi włoskiej, choć ciężar gatukowy tych spotkań jest mniejszy niż choćby wtedy gdy obie ekipy rywalizowały o prymat w Italii w latach 80-tych XX. wieku czy na początku XXI. stulecia.

Dla bianconeri będzie to, o czym głośno mówią piłkarze, pierwszy, poważny test. Juve zrobiło w meczu z Chievo wrażenie ekipy spójnej, nieźle przechodzącej z obrony do ataku i odwrotnie. Roma postawi jednak o wiele większe wymagania niż zespół z Verony.

Giallorossi pokazuja w tym sezonie jeszcze bardziej bezkompromisowy futbol niż wcześniej - w ich pięciu oficjalnych meczach padło aż 31 bramek! Wraca po pauzie kartkowej Mexes - to duże wzmocnienie linii defensywnej. W formie strzeleckiej jest Totti. Stawiam na remis, bramkowy.

W innych parach spore problemy mam z pojedynkiem Bari z Bologną. Goście wydają się rozsądnie grającą ekipą - tak pokazali się w pierwszej kolejce. Bari jest na fali, entuzjazm wzbudził remis na San Siro. Ja jednak czuję, że większe otrzaskanie w bojach ekipy Bologni weźmie górę.

Lazio jedzie do Verony mocno osłabione, z rozbitą po wizycie w Elfsborgu linią obrony i wietrzę tam remis. Podobnie jak w pojedynku młodych, zdolnych trenerów, czyli meczu Cagliari-Siena (choć tu jednak minimalnie wyżej stawiam akcje gospodarzy).

Bardzo ciekawy pojedynek odbędzie się we Florencji. Viola awansowała po raz drugi z rzędu do Ligi Mistrzów, a Palermo tydzień temu w niezłym stylu pokonało Napoli. Zapowiada się fajny mecz, z dużą ilością sytuacji podbramkowych.

Atalanta w pierwszej kolejce zasłużyła na remis w stolicy, musi więc zdobyć choć oczko w starciu z Genoą. Na trzy punkty z kolei liczą w Neapolu. Partenopei dobrze zaprezentowali się w Palermo, ale wrócili do domu z pustymi rękoma. Teraz będzie inaczej.

Catania ma problemy defensywne i to będzie chciała wykorzystać mocna z przodu Parma. Sporo ciekawych rzeczy powinno też dziać się w Genui. Zarówno Gigi Del Neri jak i Pasquale Marino stawiają na atak i możemy być świadkami ostrej wymiany ciosów.

Moje typy:

Milan-Inter x (2-2: oby było dużo goli!)
Roma-Juve x
Chievo-Lazio x
Atalanta-Genoa x
Napoli-Livorno 1
Parma-Catania 1
Samp-Udinese 1
Fiorentina-Palermo 1
Bari-Bologna 2
Cagliari-Siena x


foto: sport.sky.it

piątek, 28 sierpnia 2009

Przed derby Mediolanu

Wcześnie jak nigdy wcześniej. Już w 2 kolejce rozgrywek czekają nas emocje związane z derby Mediolanu. 270-ta rywalizacja Milanu z Interem już w sobotę, a ja chciałem przypomnieć 4 mecze derbowe, które najbardziej utkwiły mi w pamięci:

- 11.05.2001: Inter-Milan 0:6 (Commandini 2, Szewczenko 2, Giunti, Serginho). Totalna demolka, a o słabości ówczesnego Interu świadczy fakt, że gole zdobywali nawet tak przeciętni piłkarze jak Gianni Commandini czy Federico Giunti. Szokujące.

- 21.10.2001: Inter-Milan 2:4 (Ventola, Kallon – Szewczenko 2, Contra, Inzaghi). Inter, już pod wodzą Hectora Cupera, nieźle zaczął sezon, mimo problemów kadrowych (kontuzje m.in. Vieriego i Ronaldo). Nieźle zaczął też derby, do przerwy prowadził zasłużenie po golu Ventoli. W drugiej połowie mecz odmieniło wejście na prawe skrzydło Rumuna Contry. Fatih Terim mógł świętować swój pierwszy i ostatni dzień chwały w roli trenera Milanu.

- 21.02.2004: Milan-Inter 3:2 (Tomasson, Kaka, Seedorf - Stanković, C. Zanetti). Inter, walczący z Lazio i Parmą o 4 miejsce, znów dobrze gra w pierwszej połowie i prowadzi 2-0. Po zmianie stron Ancelotti (ponoć po telefonie od właściciela klubu) wprowadza drugiego napastnika, przechodzi na 4-4-2 i triumfuje. A „nadtrener” Berlusconi może wszem i wobec ogłosić, że to on ma rację co do taktyki drużyny.

- 28.10.2006: Milan-Inter 3:4 (Seedorf, Gilardino, Kaka – Crespo, Stankovic, Ibrahimovic, Materazzi). Jedyne w tym zestawieniu zwycięstwo nerazzurri, ale za to jakie! Inter był przez większą część meczu drużyną lepszą, ale w końcówce rozpaczliwie musiał bronić wyniku w „10”, a właściwie nawet w „9”, bo kontuzjowany Vieira tylko statystował na murawie. Tak podopieczni Roberto Manciniego rozpoczynali marsz po scudetto.

Jak będzie jutro? To dopiero 2 kolejka, więc ciężko silić się na mądrości. Nie ma co sugerować się słabą postawą Interu w meczu z Bari, ani niezłą Milanu w Sienie (pamiętajmy – to była tylko Siena). Derby zawsze rządzą się swoimi prawami, co znakomicie obrazuje od kilkunastu lat rywalizacja Lazio i Romy, gdzie teoretycznie słabszy często robi psikusa faworytowi.

Szanse 50/50, pachnie remisem, ale ja stawiam na rozstrzygnięcie. Kto wygra? Ten kto pierwszy strzeli gola. Czekam na pojedynek snajperów – liczę, że Milito i Eto’o oraz Pato i Ronaldinho pokażą sporo ciekawych zagrań. A losy meczu ważyć będą się pewnie, jak to z reguły bywa, w środku pola. Tam leży klucz. A w pierwszej kolejce większe zaufanie wzbudziła linia środkowa Milanu.


PS. Na koniec bonus – derby 3:4 oczami legendarnego duetu „komentatorów - nieprzyjaciół”, czyli Tiziano Crudeli (milanista na stadionie) vs. Elio Corno (interista wykonujący swój legendarny taniec w studio). Tak żyje się piłką we Włoszech.


foto: sport.it

wtorek, 25 sierpnia 2009

Perugia dei miracoli


Nie przegrać meczu w sezonie, a mimo to nie wygrać tytułu mistrzowskiego? Ciężko w to uwierzyć, ale stało się to udziałem jednej z włoskiej drużyn. I to nie w zamierzchłych czasach, gdy w bramkach nie było siatek a przepis o spalonym nie śnił się nawet najtęższym filozofom. „Dokonała” tego Perugia w sezonie 1978/79, zespół świetny, który zdobył sympatię kibiców w całej Italii swą bezkompromisową grą, prawdziwa „Perugia dei miracoli”.

Wyczyn grifoni – zakończenie sezonu bez porażki - powtórzył dopiero wielki Milan, już pod wodzą Fabio Capello, w sezonie 1991/1992. Rossoneri wygrali jednak ligę z przewagą 8 oczek nad Juve (pamiętajmy, że mówimy cały czas o systemie premiującym zwycięstwo 2 punktami).

Perugia cieszyła swoim futbolem niczym kilka lat wcześniej Ajax z Cruyffem w składzie. Trener grifoni, Ilario Castagner, właśnie z Amsterdamu zaczerpnął system gry jaki stosował. Można opisać go jako 1-1-3-2-3-1. W bramce pewniakiem był Nello Malizia, który kilka miesięcy temu pracował jeszcze jako trener bramkarzy w Atalancie Bergamo. Kluczową pozycję libero zajmował Pierlugi Frosio. Grał w stylu Beckenbauera, nie tylko „czyścił” przedpole własnej bramki, ale i świetnie wychodził z piłką do przodu, rozpoczynając wiele groźnych akcji ofensywnych. Po bokach obrony występowali: na prawej Michele Nappi, na lewej Antonio Ceccarini – ksywka „Tygrys” najlepiej obrazowała jego agresywny styl gry. Przed Frosio operował najczęściej Mauro Della Martira.

Parę podstawowych defensywnych pomocników tworzyli Cesare Butti, silny, bardzo solidny i wszechstronny gracz oraz Paolo Dal Fiume, często schodzący na prawą stronę. Jednym z jego znaków rozpoznawczych były obfite wąsy.

Kluczową rolę w układance Castagnera pełniła trójka ofensywnych pomocników: Salvatore Bagni, Gianfranco Casarsa i Franco Vannini. Ten pierwszy jest obecnie cenionym ekspertem Rai, ale najbardziej zapamiętany został chyba z tego co uczynił 25 października 1987 r., będąc już graczem Napoli. Tego dnia partenopei rozgrywali mecz na Stadio Olimpico z Romą. Bagni, po golu zdobytym przez Franciniego, pokazał w kierunku Curvy Sud tzw. gest Kozakiewicza. Mecz ten był końcem „zgody” między kibicami Napoli a Romy. Gest Bagniego na pewno w jakimś stopniu mógł się do tego przyczynić...W barwach Perugii Bagni wyróżniał się jednak głównie na boisku, imponując techniką użytkową.

Casarsa grał jako cofnięty napastnik, kapitalnie rozdzielał futbolówkę, grał dużo z klepki. Został też zapamiętany z tego, że wykonywał rzuty karne z miejsca, bez rozbiegu (podobnie jak później Demetrio Albertini z Milanu 1991/1992). Ciekawym piłkarzem był "Kondor" Vannini. Warunki fizyczne (189cm) pozwalały mu czasem przechodzić na pozycję środkowego napastnika, ale jeszcze lepiej czuł się on grając głębiej, rozgrywając piłkę i kreując okazje kolegom. 4 lutego 1979 r. Perugia grała u siebie z Interem. Mimo iż nerazzurri prowadzili już 2-0, to gospodarze uratowali remis. Vannini zdobył pierwszego gola (wyrównał w 90 minucie Ceccarini – jego jedyny gol w Serie A), ale doznał też kontuzji, która zakończyła jego karierę. Wielu ekspertów uważa, że brak "Kondora" w drugiej części sezonu odebrał Perugii scudetto...

Rolę środkowego napastnika pełnił w tej drużynie Walter Speggiorin, piłkarz dość szybki i skuteczny (najlepszy strzelec – 9 bramek). Zmiennikami podstawowej „11” byli m.in. Luciano Zecchini, Mario Goretti czy Marco Cacciatori.

Na 6 kolejek przed końcem Perugia miała szansę zrównać się punktami z Milanem. Grając u siebie, potrafiła jedynie zremisować 1-1. Trzeba zaznaczyć jednak, że grifoni grali bez Vanniniego, Frosio, a Bagni był wówczas bez formy (mówiło się o jego ognistym romansie z pewną równie ognistą mieszkanką miasta). Ostatecznie Perugia traciła na koniec sezonu 3 oczka do kierowanych przez Nilsa Liedholma (wygra później scudetto jako szkoleniowiec Romy) rossoneri.

Czegoś brakło „Perugii dei miracoli” do tego by wygrać tytuł. Być może szczęścia, być może umiejętności (aż 19 remisów w 30 meczach!?), być może zdrowia kluczowych zawodników (Vannini, Frosio), może obecności w składzie świetnego pomocnika, Renato Curiego, który zmarł w październiku 1977 r. podczas meczu z Juventusem na murawie stadionu, który dziś nosi jego imię.

Niewątpliwie jednak ta Perugia trenera Ilario Castagnera, grająca futbol totalny, weszła na trwałe do historii calcio. Postanowiłem więc przypomnieć te chwile chwały klubu, którego losy potoczyły się później nie do końca szczęśliwie i który występuje obecnie zaledwie w trzeciej lidze.


PS. Jest jedna osoba, która łączy Perugię z sezonu 1978/1979 i Milan z rozgrywek 1991/1992. To Silvano Ramaccioni, który w obu tych ekipach pełnił funkcję team managera (kierownika drużyny).


foto: umbrialeft.it

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Za nami 1 kolejka - cz. 2






W derby Królestwa Obojga Sycylii Palermo okazało się lepsze od Napoli. Wynik 2-1 równie dobrze mógł być odwrotny bo w pierwszej połowie to goście przeważali, aż trzykrotnie obijając przy tym obramowanie bramki Rubinho. Gola tymczasem zdobył Cavani po przedziwnym błędzie obrońcy gości. Po zmianie stron chwilowo wprawdzie wyrównał Hamsik (spóźniony, jak zwykle, Rubinho), ale chwilę potem karnego wykorzystał Miccoli wprawiając w ekstazę tłum na Stadio Barbera. Walter Zenga tonował trochę nastroje, tłumacząc po meczu, że jego hasło iż "Palermo stać na scudetto" było metaforyczne, a sukcesem będzie awans do europejskich pucharów.

Mecz Livorno z Cagliari raczej bez historii. 0-0 choć obie ekipy miały swoje szanse. Rozczarował Lucarelli, pierwsze skrzypce w drużynie gospodarzy grał aktywny ofensywny pomocnik Diamanti. Goście dość bojaźliwie, wyraźnie zadowalał ich remis, choć do przerwy Larrivey, a w końcówce Matri mogli przechylić szalę na korzyść zespołu z Sardynii.

Spokojnie z Chievo poradził sobie Juventus (1-0). Dośrodkowywał Diego a kapitalną główką popisał się Iaquinta. Napastnik ten wykorzystał lekki uraz Del Piero i wskoczył do pierwszego składu. Goście próbowali gonić wynik, ale niewiele byli w stanie zrobić. Również dlatego, że znakomicie dyrygował obroną bianconeri Fabio Cannavaro. Bardzo chwalony, szczególnie za pierwszą połowę, był też Diego. Ogólnie – optymizmu w szeregach Starej Damy ciąg dalszy. Swój zespół po meczu komplementował Ciro Ferrara. Chievo potwierdziło to, czym imponowało w końcówce poprzednich rozgrywek – dobrą organizację gry. Także oni mogą więc wyciągnąć z tego wieczoru na Stadio Olimpico dość optymistyczne wnioski.

Bliska sprawienie niespodzianki była Parma. Błąd chwalonego przeze mnie Marigi wykorzystał Di Natale i doprowadził do remisu. Udinese-Parma 2-2, a była to 89 minuta. Goście potwierdzili dość wysokie jak na beniaminka aspiracje. Parma zagrała w ustawieniu 4-3-3, a trójka szybkich napastników (Biabany-Paloschi-Lanzafame) przyprawiała o ból głowy obronę Udine. Marino rzucił w drugiej połowie na front to co miał najlepsze – Udinese kończyło mecz z czwórką napastników (w tym z szybkim Sanchezem, którym ponoć interesował się Sir Alex Ferguson), ale potrzebny był dopiero błąd Marigi (który i tak grał bardzo dobrze) by doprowadzić do wyrównania. Dużo optymizmu po tej kolejce również w szeregach Parmy!


foto: gazzetta.it

Za nami 1 kolejka - cz. 1










Niedzielne mecze Serie A przyniosły kibicom sporo emocji - wszystkie były wyrównane a ich losy ważyły się do ostatnich minut, a nawet sekund, gry.

Sporą niespodziankę mieliśmy na Giuseppe Meazza, gdzie Inter tylko zremisował z Bari 1-1. A mógł nawet przegrać gdyby piłkarze gości nie wystraszyli się możliwości pokonania mistrza Włoch na jego terenie. Na gola Eto’o z karnego (faul na Milito) odpowiedział na kwadrans przed końcem Kutuzov. Inter mógł zamknąć mecz przy swoim prowadzeniu, ale tego nie zrobił – tak nie może postępować klasowa ekipa. W samej końcówce meczu gracz gości Rivas w sytuacji sam na sam nieomal potknął się o własne nogi i zaprzepaścił szansę na 3 pkt. Magia San Siro w tym przypadku zadziałała. Inter zagrał słabo, po meczu niezadowolony był sam Mourinho. The Special One przyznał, że drużyna jest w fazie docierania się, gdyż nastąpiły zmiany kadrowe i taktyczne. Na dobrą grę Interu musimy więc jak widać poczekać. Jak długo? Czy się jej doczekamy?

Brawo dla ambitnych podopiecznych Ventury. Najlepszy na boisku był prawoskrzydłowy Edgar Alvarez. Piłkarz ten nie rzucił na kolana swoją grą w barwach Romy, potem nieźle prezentował się w Messinie. Trener Ventura prowadził go w Pisie i nalegał na jego transfer. Chyba było warto.

Lazio pokonało Atalantę 1-0 po golu niezawodnego Tommaso Rocchiego. Nie był to łatwy mecz dla rzymian i sprawiedliwszym rezultatem byłby chyba podział punktów. Szczególnie ostatnie 30 minut toczyło się pod dyktando gości. W Lazio kilkoma akcjami zaimponował Mauro Zarate, a aż nadto widoczny był brak reżysera gry, Cristiana Ledesmy (nadal skłóconego z prezydentem Lotito). Dwie znakomite szanse dla Atalanty zmarnował „nasz” Robert Acquafresca. Nerazzurri z Bergamo zasłużyli na pochwały, z taką grą będą jeszcze wygrywać mecze. I to z niezłymi przeciwnikami.

Najwięcej dramaturgii było chyba w spotkaniu Genoi z Romą. Tym razem obyło się bez błędów arbitra, a gospodarze wygrali 3-2 (Criscito, Zapater, Biava – Taddei, Totti). Gole padały po przerwie, a prowadzenie zmieniało się od stanu 1-0, poprzez 1-2, do 3-2 dla grifoni.

Wyróżnienie dla Alberto Zapatera. Ten defensywny pomocnik bardzo podobał mi się w barwach Realu Saragossa. Zastanawiałem się jak przyjmie się on w lidze włoskiej. I chyba mam już odpowiedź. A wisienką na torcie był kapitalny gol z rzutu wolnego.

Minus dla obrony gości. ZNOWU!!! W poprzednich rozgrywkach była to bodajże trzecia najgorsza obrona w lidze. 3 gole w Koszycach, teraz znów trójka. A nazwiska przecież niezłe, tym bardziej, że doszedł Burdisso z Interu. Trzeci gol dla Genoi padł po dobrze i pomysłowo rozegranym rzucie wolnym. Problem w tym, że podobnego gola rossoblu strzelili w czwartek Odense. Spalletti przyznał po meczu, że jego zespół był przygotowany na ten wariant rozegrania stałego fragmentu gry. Gdzie więc byli myślami jego defensorzy? I to w 83 minucie przy stanie 2-2...Nic, tylko zastrzelić.

Catania uległa Sampdorii 1-2. Dużo mówiło się o problemach w grze obronnej gospodarzy i w dużej mierze się to potwierdziło – Cassano miał zdecydowanie za dużo swobody i z łatwością ośmieszał defensorów Catanii. W takiej formie piłkarz ten po prostu nie może być pomijany przez Lippiego. Problem leży gdzie indziej, wychowanek Bari nie pasuje selekcjonerowi pod względem charakterologicznym. Na kolejne szanse zasłużył więc przynajmniej partner Cassano z ataku, Giampaolo Pazzini (już powoływany przez Lippiego).

Zła gra gospodarzy w obronie dała o sobie znać także w końcówce meczu – gracze Samp wręcz skakali im po głowach po stałych fragmentach gry (i to w doliczonym czasie!), aż w końcu piłkę do siatki skierował Gastaldello. Polak Błażej Augustyn dość niespodziewanie wyszedł w pierwszej jedenastce, ale swój występ zakończył w 77 minucie za sprawą faulu na Cassano i drugiej żółtej kartki.


foto: gazzetta.it

niedziela, 23 sierpnia 2009

Dobry początek Milanu

Jeśli Pato i Ronaldinho nadal będą grać TAK....

Milan zaczyna od zasłużonego zwycięstwa w Sienie (2-1). Rossoneri od początku do końca mieli kontrolę nad meczem, pewnie grała obrona (z Nestą na czele), a z przodu kapitalnie klepali sobie piłeczkę Pato i Ronaldinho. Nadzieje kibiców Milanu będą się chyba opierać na tym brazylijskim duecie.

Remis między Bologną i Fiorentiną wydaje się zasłużony - pierwsza połowa dla gospodarzy, w drugich 45 minutach dominowali fioletowi. Goście mogli byc lekko podmęczeni po meczu w Lizbonie. Dla podopiecznych Papadopulo to cenne oczko - remisy z takimi ekipami jak ta Prandellego będą ich przybliżac do celu, czyli utrzymania w Serie A.

piątek, 21 sierpnia 2009

Sprzedaż karnetów: szału nie ma


W pierwszej kolejce Serie A najciekawiej zapowiada się bez dwóch zdań starcie Genoi z Romą. W poprzednim sezonie grifoni wygrali 3-1, a rzymianie mieli ogromne pretensje o nieuznanego gola Panucciego na 2-2 (od 2:37 filmu). Słuszne pretensje.

Kalendarz Serie A znajdziecie klikając w link.

Ciekawe wyliczenia zamieściła La Gazzetta Dello Sport. Oto lista sprzedanych przez poszczególne kluby sezonowych karnetów (stan na 19.08):

1. Inter: 40000
2. Lazio: 23000
Roma: 23000
4. Milan: 22120
5. Genoa: 21500
6. Juvntus: 19500
7. Fiorentina: 19100
8. Sampdoria: 18500
9. Palermo: 15000
10. Udinese: 12508
11. Bologna: 11492
12. Parma: 10600
13. Catania: 9600
14. Napoli: 9000
15. Bari: 8600
16. Siena: 7618
17. Atalanta: 6800
18. Livorno: 6100
19. Chievo: 5932
20. Cagliari: 5000

Zwraca uwagę gigantyczny spadek sprzedaży w przypadku Milanu (rok temu w sumie 43000!). Inter minimalnie poprawia się w stosunku do poprzedniego roku (było 38940). Genoa także i jest blisko wyrównania historycznego rekordu z sezonu 1991/1992 (23125). Juventus wyprzedaje na karnety niemal cały stadion (88%). Poprawę notuje też Lazio, a spadki Fiorentina, Roma i Napoli. Przypomnieć jednak warto, że w wielu klubach kampania abonamentowa wciąż jeszcze trwa i nie są to ostateczne wyniki.


foto: ebay.it

Cel: utrzymanie. Cel: awans


Do omówienia pozostały ekipy, których głównym celem będzie uniknięcie degradacji i które każde miejsce powyżej 18-go uznają za swój sukces. Do drużyn tych zaliczyłem: Catanię, Bolognę, Chievo i trójkę beniaminków: Parmę, Livorno oraz Bari.

Od razu zaznaczę, że najlepiej z tej szóstki prezentuje się Parma, umieszczona w tej grupie w dużej mierze dlatego, że postawa każdego beniaminka zawsze jest sporą niewiadomą. A przecież Parma kadrowo prezentuje się nieźle. Do drużyny dołączyli tacy piłkarze jak weteran Panucci, niezły bramkarz Mirante, snajperzy Valery Bojinov (rozmieniający się na drobne talent), Jonathan Biabany i Davide Lanzafame, czy też bardzo dobry pomocnik Daniele Galloppa, którym po udanym pobycie w Sienie interesowały się ponoć Napoli i Roma. Zwracam uwagę na McDonalda Marigę, dla którego będzie to już trzeci sezon w Parmie. Pomocnik ten imponuje warunkami i siłą fizyczną (188cm/86kg), ale całkiem nieźle radzi też sobie z futbolówką przy nodze.

Trenerem Parmy jest Francesco Guidolin. W drugiej połowie lat 90-tych doprowadził on prowincjonalną Vicenzę (z Sartorem, Otero, Zaulim, Mainim i Ambrosettim w składzie) do zdobycia Pucaru Włoch i osiągnięcia półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów (minimalna porażka z Chelsea). Potem jego kariera układała się przedziwnie (m.in. kilkukrotnie był zwalniany i ponownie zatrudniany w Palermo przez prezydenta Zampariniego). Na pewno jednak jest to ceniony szkoleniowiec, który był w Serie B i nadal będzie „wartością dodaną” Parmy. Gialloblu, jeśli nie zaśpią na początku rozgrywek, powinni doszlusować do grupy środka tabeli.

Catanię utrzymał w lidze Walter Zenga, który umiał wycisnąć z przeciętnej kadrowo ekipy to co było w niej najlepsze. Z drużyny tej odeszło jednak kilka ważnych elementów (Bizzarri, Stovini, Paolucci, Stovini, Silvestri, Baiocco), a sprowadzono w większości graczy dość anonimowych lub przeciętnych (w tym naszego Błażeja Augustyna), Nikt tak do końca nie wie też na co stać nowego szkoleniowca – Gianlucę Atzoriego (był już kiedyś drugim trenerem Catanii, u boku Silvio Baldiniego). Pierwsze kolejki powinny trochę rozjaśnić obraz sytuacji, ale na tę chwilę trzeba w przypadku Catanii postawić spory znak zapytania.

Bologna ma za sobą burzliwe miesiące. Najpierw drużyna dopiero rzutem na taśmę zapewniła sobie pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, a w lecie całe miasto z zapartym tchem śledziło telenowelę związaną z zakupem klubu przez albańskiego przemysłowca, Rezarta Taci. Do transakcji nie doszło i sny o potędze trzeba odłożyć na nieokreśloną przyszłość. Zadaniem domowym dla trenera Giuseppe Papadopulo było takie przygotowanie drużyny, by ta utrzymała się w Serie A. Tylko tyle i aż tyle.

Mercato nie wyglądało źle. Odeszło kilku graczy, którym wygasły umowy (Volpi, Cesar, Belleri, Amoroso, Antonioli). Za większością nikt nie płakał (może trochę szkoda Volpiego), bo poziom sportowy drużyny na ich odejściu raczej nie ucierpi. Ściągnięto kilku niezłych piłkarzy, jak obrońcy Raggi i Portanova, pomocnicy Vigiani, Guana i Giacomo Tedesco, napastnik Zalayeta, czy bramkarz Viviano. Pamiętać trzeba, że rok temu utrzymanie dały w dużej mierze 24 gole Marco Di Vaio. Ciężko wierzyć w to, że rzymianin powtórzy tę skuteczność. Co wtedy?

Chievo to taka sympatyczna włoska ciekawostka. Klub z przedmieść Werony, którego wszyscy kibice zapełniliby w całości większość stadionów 1-ligowych w Polsce, przeszedł wieloletnią drogę od najniższych lig amatorskich aż do Serie A. Jest to unikatowy przypadek w całej historii włoskiego futbolu.

W tym roku może jednak nie być już tak sympatycznie. W sezonie 2008/2009 drużynę uratowało przejęcie jej przez trenera Domenico Di Carlo (tak, tego Di Carlo). Nie wierzę jednak aby działanie „efektu nowej miotły” przeniosło się na te rozgrywki. Tym bardziej, że skład nie został specjalnie wzmocniony (nota bene: wypożyczono z Milanu polskiego bramkarza, Michała Miśkiewicza). Jedynym piłkarzem wybijającym się wysoko ponad przeciętność jest napastnik Sergio Pellissier, którego chciałoby pozyskać wiele klubów Serie A. „Fruwające muły” z Chievo będą mieć sporo kłopotów by faktycznie wzbić się w powietrze.

Pozostali dwaj beniaminkowie, Bari i Livorno, stanowią, jak to zwykle bywa, sporą niewiadomą. Dużymi ubytkami u tych pierwszych są odejścia trenera Antonio Conte (oficjalnie: różnica zdań z zarządem w sprawie polityki transferowej) i skrzydłowego Stefano Gubertiego. Udało się pozyskać kilku ogranych ligowców, jak Langella czy Almiron, ale to może nie wystarczyć. Nowy trener, Giampiero Ventura, był chwalony za ofensywny styl gry Pisy, którą prowadził. Ciekawe jak poradzi sobie w Bari? Nutkę optymizmu w serca kibiców wlało zakupienie klubu przez amerykańskiego milionera z Teksasu, Tima Bartona (nie mylić ze znanym reżyserem:)!). Nadchodzą lepsze czasy?

Livorno wniesie do ligi upolitycznionych do granic dobrego smaku kibiców (na żadnym obiekcie we Włoszech nie ma podczas meczów tylu symboli politycznych co w Livorno) i najbrzydszy stadion w Serie A. Ciężko napisać coś dobrego o tym klubie, bo z reguły grał on w Serie A (poza jednym sezonem) rolę co najwyżej średniaka, do tego prezentującego dość siermiężny futbol. Siłą drużyny może być atak złożony z króla strzelców poprzednich rozgrywek Serie B, Francesco Tavano i powracającego z Parmy ulubieńca miejscowych tifosi, Cristiana Lucarellego. Czy to wystarczy do utrzymania?

W ten sposób doszliśmy do końca tej małej przedsezonowej wędrówki po klubach Serie A. Na pewno moje prognozy w jakimś stopniu rozminą się z rzeczywistością (jak zawsze). Ktoś zawiedzie (Milan?), ktoś z kolei może sprawić pozytywną niespodziankę (Parma?). Boisko pokaże. Ja ze swojej strony życzę wszystkim sympatykom Serie A wielu emocji w rozpoczynających się jutro rozgrywkach.

Już dziś natomiast na boiska wracają piłkarze Serie B. Faworytami biedniejącej pod względem finansowym i piłkarskim szybciej niż Serie A drugiej ligi włoskiej powinny być ekipy zdegradowane z elity: Torino, Reggina i Lecce. Granata, pod wodzą niezłego szkoleniowca Stefano Colantuono i pod okiem ambitnego (aczkolwiek nie znającego się zbytnio na piłce) prezydenta Urbano Cairo, są chyba faworytem nr 1, mając w składzie takie gwiazdy jak znakomity pomocnik Dzemaili, czy napastnicy Bianchi i Di Michele (wrócił z West Ham).

W Regginie rządzi już nowy trener, Walter Novellino, którego osobiście niezbyt cenię, ale który ma zaskakująco dobrą opinię we Włoszech. Skład ma jednak niezły (m.in. Volpi, Bonazzoli) a cel jest tylko jeden. Podobnie w przypadku Lecce, które już od dawna regularnie kursuje między Serie A a Serie B. Lekceważyć nie można też drużyn Empoli. Grosseto czy Brescii, choć ten ostatni klub przeżywa ostatnio dość burzliwy okres, znaczony ostrymi protestami przeciwko prezydentowi Corioniemu.

Serie B to liga drugiej kategorii, więc i ja będę poświęcał jej mniej miejsca. Postaram się jednak informować gdy tylko wydarzy się tam coś godnego uwagi.


obrazek: xp.blox.pl

czwartek, 20 sierpnia 2009

Spokojny środek tabeli?


Sampdoria, Atalanta, Cagliari i Siena to grupa drużyn, które powinny stanowić spokojny, niezagrożony degradacją, środek tabeli. Wydaje się, że żaden z tych zespołów nie powinien ani dołączyć do ekip walczących o awans do europejskich pucharów, ani spaść w towarzystwo tych zagrożonych relegacją.

Sampdoria Genua jest na pewno najsilniejszą drużyną z tej grupy i chyba jedyną, która przy bardzo szczęśliwym zbiegu okoliczności mogłaby powalczyć o miejsca 6-7. Moim zdaniem są to jednak za wysokie dla niej progi. Samp to typowy średniak, którego stać na pojedynczy wyskok, jak zeszłoroczny awans do finału Coppa Italia. Średniak mądrze zarządzany, ale bez przesadnych ambicji i możliwości.

Tegoroczne mercato było dość typowe – 3-4 zawodników mieszczących się w „18” meczowej odeszło i ta sama liczba trafiła na Stadio Marassi. Z tej pierwszej grupy wymienić należy obronców Campagnaro i Pieriego oraz pomocnika Delvecchio. Zakupy były robione pod kątem filozofii futbolu wyznawanej przez nowego trenera, Luigiego Del Neri. Sprowadzono więc głównie piłkarzy grających na bokach boiska – Zauriego z Lazio (ostatni sezon we Florencji), Manniniego z Napoli i Semiolego z Fiorentiny.

Del Neri to znany wyznawca atakowania flankami, co szczególnie dawało się we znaki rywalom gdy prowadził jeszcze Chievo. Jego poprzednik, Walter Mazzarri, stawiał na system 3-5-2, więc pewnie minie troszkę czasu zanim mechanizmy zaczną funkcjonować jak trzeba. Skład Samp to po prostu solidność okraszona dwoma piłkarzami nieprzeciętnymi – napastnikami Antonio Cassano i Giampaolo Pazzinim. To od ich formy i skuteczności będzie w dużej mierze zależeć to, czy blucerchiati zadowolą się w tym sezonie jedynie ligową przeciętnością.

Również Atalanta Bergamo powinna być typowym zespołem środka tabeli. Dobrą pracę Del Neriego będzie kontynuować Angelo Gregucci, o którym mówi się, że to dobry fachowiec, tylko jakoś bez wyników. Teraz będzie mógł pokazać, iż jest to krzywdząca opinia.

Z zespołu odeszło dwóch kluczowych graczy – rozgrywający Cigarini i snajper Floccari. Szybko postarano się o godnych następców. Będą to kolega Andrzeja Niedzielana z czasów NEC Nijmegen, Edgar Barreto i niedoszły reprezentant Polski Robert Acquafresca. Postarano się też o niezłych zmienników – defensora Bianco z Cagliari, pomocnika Casertę z Lecce i silnego jak tur snajpera Tiribocchiego z tego samego klubu.

A i tak pewnie najwięcej zależeć będzie znów od formy Cristiano Doniego. Gdy on gra dobrze, Atalanta wygrywa. W innym wypadku zaczynają się kłopoty. Podwieszony za jedynym napastnikiem Doni to piłkarz, jak na Bergamo, wielkiego formatu (uczestnik Mundialu 2002). Może i biega niewiele, ale potrafi jednym podaniem otworzyć drogę do bramki rywala i ma niesamowitego nosa do goli, dysponującym przy tym dobrym uderzeniem z obu nóg.

Atalanta spędzi więc pewnie kolejny sezon w połowie stawki, bez większych trosk i nadziei. Każdy inny scenariusz będzie raczej sporą niespodzianką.

Cagliari było jedną z rewelacji poprzednich rozgrywek, długo walczyło nawet o awans do Ligi Europejskiej. Ostatecznie skończyło się na 9 miejscu, co i tak było świetnym rezultatem. Po 5 kolejkach zespół nie miał na koncie ani jednego oczka, ale prezydent Cellini zachował zimną krew (co zdarza mu się rzadko) i pozostawił na stanowisku trenera Massimiliano Allegriego. Opłacało się.

To właśnie Allegri był chyba największą trenerską sensacją poprzednich rozgrywek. Skromny, zawsze z szacunkiem mówiący o rywalu, jest dokładnym przeciwieństwem Jose Mourinho. Potrafi on jednak, w przeciwieństwie do Portugalczyka, wycisnąć 100% ze swojego zespołu, demonstrując przy tym przyjemny dla oka futbol. W poprzednich rozgrywkach Cagliari wygrało m.in. 3-2 w Turynie z Juve, 4-1 w Rzymie z Lazio i zremisowało 1-1 na San Siro z Interem, będąc w tym spotkaniu blisko odniesienia zwycięstwa.

W zespole nie zaszły poważniejsze zmiany. Wiadomo było, że Robert Acquafresca prędzej czy później opuści Sardynię, więc władze klubu gotowe były na taki scenariusz i ściągnęły króla strzelców ligi portugalskiej, Brazylijczyka Nene z Nacionalu Madera. W miejsce solidnego pomocnika Finiego przyszedł równie solidny Simone Barone, mistrz świata AD 2006. Pozostali w drużynie świetny bramkarz Marchetti, filtrujący środka pola Conti, lokalna kopia Gattuso, czyli Biondini, czy też bardzo zdolny stoper Canini.

Kibice mają nadzieję na kolejny spokojny sezon, okraszony ładną grą. Allegri i jego zawodnicy są w stanie im to zagwarantować. Nikt przecież nie liczy na powtórkę z sezonu 1969/1970 gdy Cagliari zdobyło scudetto, a Luigi Riva (289 meczów i 156 goli w Serie A w barwach klubu) został królem strzelców.

Wiele osób dziwić może umieszczenie przeze mnie Sieny w gronie „spokojnych” drużyn. Wydaje się bowiem na pierwszy rzut oka, że nabytki (Parravicini, Paolucci, Fini, Genevier, Ekdal, Terzi) nie zrównoważyły strat (Galloppa, Kharja, Frick, Zuniga, Portanova).

Podobnie jak w przypadku Cagliari, pokładam wiarę w osobie szkoleniowca. Marco Giampaolo to trener trochę podobny do Allegriego. Młody, skromny, mający swoją wizję futbolu. Jego drużyny prezentują z reguły jakiś pomysł na grę i osiągają niezłe rezultaty. Szkoleniowiec ten umie też zbudować właściwą atmosferę w zespole, ma dobre relacje z piłkarzami.

Jeśli do pozyskanych piłkarzy dołożymy będących w kadrze: niezłego bramkarza Curciego, walczaka Vergassolę, nieźle rozdzielającego piłki Codreę i napastników Maccarone czy Ghezzala to uzyskamy całkiem ciekawą mieszanką. W ciepłym klimacie Toskanii i pod ręką Giampaolo, ekipa ta powinna, tak jak w poprzednich rozgrywkach, w miarę spokojnie utrzymać się w Serie A.


foto: ciekawemiejsca.org

środa, 19 sierpnia 2009

Z ambicjami na Europę


Napoli, Palermo, Udinese. Wspólnym mianownikiem łączącym te trzy ekipy jest to, że pod względem piłkarskim są bez dwóch zdań w stanie zająć 6-7 miejsce, które powinno gwarantować udział w przyszłorocznej edycji Ligi Europejskiej. Przypomnę, że w grupie też już wcześniej umieściłem rzymskie Lazio.

Wydaje się, że z trójki tej najbardziej świetlana przyszłość (sięgając dalej niż tylko ten sezon) czeka Napoli. Miasto, żyjące jeszcze sukcesami ekipy z Maradoną (!), Giordano, Alemao czy Ciro Ferrarą w składzie, doczekało się wreszcie ambitnego projektu mogącego przywrócić klubowi miejsce w europejskiej elicie. Traumatyczne doświadczenie Serie C zaczyna odchodzić w niepamięć odkąd klub przejął Aurelio de Laurentiis, znany producent filmowy. Stawia on sprawę jasno: „Napoli będzie grać w Lidze Mistrzów, ale dojdziemy do tego małymi krokami”.

Ważnym krokiem miał być poprzedni sezon, który Napoli rozpoczęło znakomicie, utrzymując się dość długo w czubie tabeli. Potem przyszedł kryzys (jedną z przyczyn mogło być zmęczenie Pucharem Intertoto), zwolnienie trenera Edoardo Reji i angaż dla byłego commissario tecnico reprezentacji narodowej, Roberto Donadoniego. Ciężko powiedzieć co tak naprawdę reprezentuje on jako szkoleniowiec. Dobrze, ale tylko do pewnego momentu, szło mu w Livorno. Przygoda z reprezentacją nie rzuciła na kolana, choć zespół odpadł przecież dopiero karnymi z późniejszymi mistrzami Europy Hiszpanami. Inna sprawa, że przez 120 minut kopał piłki po autach.

Celem wydaje się być awans do Ligi Europejskiej. I jest to realne. Drużyna jest mocna kadrowo. Z klubu chcieli odejść niesamowicie uzdolniony napastnik Lavezzi i kreatywny, świetnie bijący stałe fragmenty gry rozgrywający Gargano. Ale zostali. Słowak Hamsik włącza się w akcje ofensywne z drugiej linii i jest w tym skuteczny niczym Lampard czy Gerrard (zachowując odpowiednie proporcje). Blasi wykonuje czarną robotę w środku pola, a czarnoskóry defensor Santacroce (uwaga, talent!) imponuje skutecznymi wślizgami i dobrym przygotowaniem fizycznym.

Napoli nie próżnowało jeśli chodzi o mercato. Quagliarella to skuteczny snajper, o czym przekonano się w Poznaniu. Ściągnięto Morgana de Sanctisa, czyli w końcu liczyć będzie można na golkipera, który będzie robił coś więcej niż tylko wyciągał piłkę z siatki. Campagnaro to twardy półprawy defensor (idealny do gry trójką z tyłu). Luca Cigarini porównywany jest (jeszcze na wyrost) do Pirlo. Trzeba przyznać jednak, że ma prawie równie precyzyjną nogę. Hoffer to ponoć zdolny napastnik, a Zuniga był w barwach Sieny jednym z odkryć poprzednich rozgrywek i na pewno zagwarantuje (razem z Christianem Maggio), że na flankach będzie palić się trawa.

Skład jest, znak zapytania postawić należy przy grze obronnej zespołu (choć sparingi wskazują na poprawę) i upartym ogrywaniu schematu 3-5-2 preferowanego przez poprzedniego trenera (za co był krytykowany). Jeśli w Neapolu trzymać będą nerwy na wodzy, a Donadoni wreszcie przekona do siebie krytyków skuteczną grą swojej ekipy, to kibice na Sao Paolo przeżyją wiele magicznych wieczorów, choć jeszcze nie na miarę szaleństwa z przełomu lat 80. i 90.

Znakiem firmowym Palermo, odkąd przejął je „znany i lubiany” w Italii Maurizio Zamparini są częste zmiany trenerów. Doprawdy trudno przypomnieć sobie sezon, w którym ten nerwowy najwyraźniej człowiek nie pogonił kogoś z ławki rezerwowych. Rok temu po pierwszej kolejce kopniaka dostał Stefano Colantuono, a warto dodać przecież, że Zampariniemu, jeszcze jako prezydentowi Venezii, zdarzyło się podziękować za współpracę takim tuzom trenerki jak Luciano Spalletti czy Cesare Prandelli.

W tym sezonie może być więc ciekawie, a nawet ciekawiej. Oto bowiem Zamparini zatrudnił na stanowisku trenera bezkompromisowego Waltera Zengę, faceta, który rzadko gryzie się w język i nikomu się w pas nie kłania. Zenga w poprzednich rozgrywkach spokojnie utrzymał w lidze Catanię i zrobił w niezłym stylu ogrywając przy okazji na wyjeździe Palermo i to aż 4-0!. Wydawało się, że trafi do Lazio, ale niespodziewanie „zdradził” Catanię na rzecz innego klubu z Sycylii.

Były bramkarz Interu przejmuje nieźle poukładany przez Davide Ballardiniego zespół, który pod koniec sezonu natracił głupio trochę punktów i nie wyprzedził ostatecznie Romy. Trzon został utrzymany, choć konia z rzędem temu, kto zrozumie wymianę bramkarzy Amelia-Rubinho (wspominałem o tym w notce poświęconej Genoi). Zwracam uwagę na środkowego obrońcę, Duńczyka Simona Kjaera (rocznik 1989), który w poprzednim sezonie zaimponował równą formą oraz urugwajskiego napastnika Edinsona Cavaniego, który miał być (zdaniem polskich mediów) słabszy od Radka Matusiaka (przychodzili w tym samym czasie), ale niestety życie pokazało co innego.

Z innych graczy wyróżniłbym bramkostrzelnych ofensywnych pomocników Fabio Simplicio i Marka Bresciano, solidnych defensorów Bovo (dysponuje silnym strzałem) i Balzarettiego (żelazne płuca), czy też typowego incontristę (defensywnego pomocnika) Antonio Nocerino. W niektórych meczach przyda się na pewno Fabio Liverani, zawodnik mało biegający (albo nie biegający prawie w ogóle), ale potrafiący świetnie regulować tempo gry. Jakości grze dodać mają pozyskani tego lata argentyńscy gracze środka pola Nicolas Bertolo z Banfield oraz Javier Pastore z Huracanu. Póki jednak nie zobaczę ich na włoskich boiskach, nie podejmę się ich oceny. Dziwna momentami liga argentyńska czy filmiki z youtube to za mało. Wygląda jednak na to, że linia pomocy będzie silną bronią rosanero.

Palermo ma troszkę słabszy skład (na papierze!) i o wiele bardziej nerwowego prezydenta niż Napoli. Zenga jest jednak, moim zdaniem, lepszym i bardziej charyzmatycznym szkoleniowcem niż Donadoni. Obie ekipy powinny walczyć o 6-7 miejsce. Konkurencja jest jednak spora i będzie bardzo ciężko o to osiągnięcie.

Udinese umieściłem w tej grupie może zbyt pochopnie i pewnie troszkę z sympatii. Sympatii dla klubu grającego fajną, ofensywną piłkę i promującego od lat wielu młodych, świetnych piłkarzy.

Na Stadio Friuli nigdy nie było nerwowych ruchów, klub jest rozsądnie prowadzony przez rodzinę Pozzo, rzadko mają miejsce duże ruchy kadrowe. W lecie tego roku szeregi zebrette opuścił czołowy napastnik Fabio Quagliarella (Napoli), a z graczy drugiego planu pomocnik Tissone i defensor Sala. Do Udine przybyli zawodnicy jeszcze dość anonimowi, ale pewnie jedynie tymczasowo. Są to np. Alemao z Santosu, Gomez z Albacete, Cuadrado z Medellin, Romo z Guanare czy Caruso z Godoy Cruz. Zespół wzmocnił też włoski internacjonał Bernardo Corradi.

Udana końcówka poprzedniego sezonu zadała kłam twierdzeniu, że ekipy prowadzone przez cenionego we Włoszech Pasquale Marino (wcześniej Catania) słabną na wiosnę. W tym roku też może być nieźle, bo w kadrze są przecież tacy piłkarze jak solidny golkiper Samir Handanovic, lewonożny rozgrywający Geatano d’Agostino (stałe fragmenty gry!), znakomity środkowy pomocnik Gokhan Inler (jak dla mnie już gotowy na wielki klub), stoper Zapata (połączenie siły fizycznej i umiejętności defensywnych) czy błyskotliwi napastnicy – Antonio Di Natale, Antonio Floro Flores i Simone Pepe. A to przecież nie wszystko.

W Udine znów pewnie będzie ciekawie – bezkompromisowy futbol (3-4-3, 4-3-3, momentami atak na całego!), dużo pięknych zwycięstw i głupich, acz spektakularnych porażek. Kibice będą się dobrze bawić, prezydent będzie cieszył się z promowania kolejnych talentów, a drużyna grać będzie w górnej połówce tabeli. Na awans do pucharów może to nie wystarczyć, ale sympatyczny zespół z regionu Friuli jak zwykle zasługuje na to by pisać o nim głównie ciepło.


logo: 90minut.pl

Wspinaczka Fiorentiny i Genoi


Fiorentina i Genoa mają przed sobą sezon, w którym będą chciały wykonać kolejny krok do przodu w ligowej hierarchii, choć niekoniecznie głośno o tym mówią. Wydaje się jednak, że siła kadrowa obu drużyn i futbol jaki prezentują uprawniają do postawienia dość odważnych tez.

Czy Fiorentina ma się bić o mistrza? Takie sygnały z Toskanii raczej do nas nie docierają. Bracia Della Valle, przedsiębiorcy działający głównie w branży obuwniczej, przejęli Violę gdy ta (chwilowo też jako Florentia Viola) ponownie wspinała się po szczeblach włoskiego futbolu co było koniecznym następstwem bankructwa. Od tego momentu bracia stosują raczej zasadę jedzenia małą łyżeczką i stopniowo, aczkolwiek mądrze, budują fioletową potęgę. Dwa ostatnie sezony przyniosły 4 miejsce w lidze. Nie wierzę, że w głowach działaczy, trenera Prandellego i kibiców nie kołacze myśl o wspięciu się minimum o jeden poziom wyżej.

Głównymi wykonawcami projektu braci Della Valle są dyrektor sportowy Pantaleo Corvino i szkoleniowiec Cesare Prandelli. Corvino powoli budował swoją pozycję we włoskim futbolu, zaczynając od niższych lig (w Casarano odkrył talent Fabrizio Miccolego), a następnie pracując w Lecce. To tam jowialny menedżer sprowadził m.in. Mirko Vucinica, Valerego Bojinova, Ernesto Chevantona czy Cristiana Ledesmę. We Florencji, gdzie działa od 2005 r., dobra passa go nie opuszcza. To dzięki niemu świat poznał dobrze takie talenty jak Felipe Melo, Zdravko Kuzmanovic, Stevan Jovetic. Znany odkrywca młodych gwiazd potrafi też odważnie zrewaloryzować piłkarzy na zakręcie kariery, jak Gilardino czy Mutu.

Cesare Prandelli to bez wątpienia jeden z najlepszych włoskich trenerów. Notował znakomite wyniki w Veronie i Parmie. Z pracy w Romie zrezygnował po kilku tygodniach z powodów pozasportowych. We Florencji dano mu czas i dużo swobody na budowanie drużyny, a on to wykorzystał. Viola gra ładny, ofensywny futbol, a szkoleniowiec odważnie wprowadza do składu młodych chłopaków. W poprzednich sezonach Prandelii stawiał raczej na ustawienie 4-3-3, w tym roku może zacząć skłaniać się ku diamentowi. Jedno jest pewne – zespół grał będzie techniczną piłkę i imponować będzie wybieganiem i częstymi zmianami pozycji na boisku.

Fiorentina ma wszystko by powalczyć o poprawienie swojej pozycji. Oddanych kibiców, mądrych właścicieli, świetnego trenera i dużo talentu w składzie. Szarżujący po skrzydłach Vargas, Santana, Semioli i Marchionni, kapitalny Mutu, skuteczny Gilardino, grający z fantazją pomocnicy Jovetić i Montolivo, silny Kuzmanović. O grę ofensywną można być spokojnym. Trochę gorzej wyglądają tyły. Bramkarz Frey to klasa światowa, ale już obrona nie stanowi monolitu. Wątpię aby przyjście chimerycznego Nataliego rozwiązało sprawę, a Comotto, Dainelli czy Gamberini to nic więcej niż poziom ligowy (choć ten ostatni jest kadrowiczem). Viola jest więc być może kadrowo troszkę z tyłu, za Interem, Juve i Milanem. Ale przy sprzyjających jej wiatrach jest w stanie jednak wyprzedzić jednego z tych rywali. W pucharach, bogatsza o zeszłoroczne doświadczenie, zawalczy o wyjście z grupy w Lidze Mistrzów.

Właściciel Genoi, Enrico Preziosi, to działacz tyleż skuteczny ile kontrowersyjny. Potrafił, po wielu perturbacjach wyprowadzić Genoę z niebytu (Serie B, a nawet Serie C) do najwyższej klasy rozgrywkowej, ale w swojej bogatej przygodzie ze sportem (Saranno, Como) co najmniej kilkakrotnie wszedł w konflikt z prawem (nie tylko sportowym). Winy zostały ostatnio jakby zapomniane, pewnie dlatego, że jego aktualny klub radzi sobie po prostu świetnie.

Genoa, najstarszy włoski klub piłkarski, nareszcie wyszedł z cienia lokalnego rywala, Sampdorii. Długo walczył w sezonie 2008/09 o 4 lokatę, ostatecznie zajmując piątą pozycję. Nic to. Genoa zebrała sporo braw i zdobyła sporo sympatii bo grała niezłą, dość bezkompromisową piłkę. Duża w tym zasługa trenera Gian Piero Gasperiniego, który w przyszłości powinien zasiąść na ławce trenerskiej któregoś z wielkich tego calcio. Drużyna nie tylko potrafiła ładnie budować swój atak, ale i zgrabnie przejść do defensywny, często zmieniając w trakcie meczu (i z meczu na mecz) ustawienie z 4-3-3 na 3-4-3 i vice versa.

Zawodników, którzy odeszli w lecie, udało się szybko zastąpić. W miejsce Ferrariego, Milito i Motty nad Morze Liguryjskie zawitali m.in. lewy/środkowy obrońca Emiliano Moretti, kreatywny Housseine Kharja, waleczny Alberto Zapater i w końcu świetni napastnicy - Sergio Floccari, Hernan Crespo i Rodrigo Palacio. Własnością klubu stał się też Robert Acquafresca, który został jednak wypożyczony do Bergamo. Prawdziwym majstersztykiem jak dla mnie była wymiana bramkarzy – do Palermo powędrował mający notoryczne kłopoty z chwytaniem futbolówki Rubinho, a pod skrzydła Gasperiniego przyfrunął Marco Amelia, jeden z najtęższych fachowców w lidze.

Ze „starych” zawodników wzmocnionej i trochę przemodelowanej Genoi wyróżnić wypada defensorów Criscito i Papastathopoulosa, niezmordowanego prawego pomocnika Rossiego, utalentowanego napastnika Palladino czy solidnego środkowego pomocnika Jurica.

Genoa po raz drugi w swej długiej historii wystąpi w europejskich pucharach. Pierwsza przygoda trwała długo i zakończyła się na półfinale Pucharu UEFA w 1992 roku (i pamiętnej wygranej na Anfield Road). Teraz po cichu myśli się o powtórce, losowanie udało się rossoblu wybornie, gdyż nie będąc rozstawionymi, trafili w Lidze Europejskiej na duńskie Odense. W Serie A celem minimum jest powtórka minionych rozgrywek – awans do europejskich pucharów. Nikt w klubie nie obraziłby się, gdyby tym razem była to Liga Mistrzów.


foto: gazzetta.it

wtorek, 18 sierpnia 2009

Rzymskie manewry


Kibice Serie A odliczają już godziny do inauguracji rozgrywek – ruszamy w najbliższy weekend. Czasu mało, a pracy dużo. Chcę opisać jak najwięcej ekip jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, stąd intensywność postów. Nadszedł czas na wycieczkę do stolicy Italii.

Choć Roma i Lazio poprzedni sezon ligowy kończyły mocno rozczarowane, to stan frustracji w części Caput Mundi kibicującej giallorossi był bliski zenitu. Powód? Kiepska postawa w lidze (miała być walka o scudetto, było 6 miejsce), niesnaski wewnątrz klubu (czego dowodem choćby nagonka na lekarza klubowego Brozziego i jego dymisja), wreszcie fatalna sytuacja ekonomiczna Romy. Brak awansu do rozgrywek Champions League tylko ją pogłębił. Stało się jasnym, że sen o wielkości klubu trzeba będzie odłożyć, przynajmniej na jakiś czas, do lamusa.

Światełkiem (a może nawet wielkim reflektorem) w tunelu miało być przejęcie Romy przez grupę inwestycyjną pod patronatem agenta piłkarskiego Vincenzo Fioranellego. Z transakcji wyszły nici, a Fioranelli musi teraz tłumaczyć się przed prokuraturą czy aby cała sprawa nie była jedynie podpuchą, mającą na celu grę na zwyżkę cen akcji klubu. Summa sumarum, wygląda na to, że był to równie podejrzany deal jak zeszłoroczne rzekome przejmowanie Romy przez George’a Sorosa czy próba kupienia Lazio przez byłego piłkarza biancocelesti, Giorgio Chinaglię, za pieniądze camorry. U sterów Romy pozostaje więc Rosella Sensi, której kibice giallorossi mają już dość, oskarżając ją m.in. o blokowanie rozwoju klubu i brak wizji.

Roma musiała łatać budżet sprzedając piłkarzy. Na razie stanęło na jednym, Alberto Aquilanim. Ciężko zrozumieć jak Benitez zamienić mógł świetnego Xabiego Alonso na wiecznie kontuzjowanego wychowanka Romy. Klub ze stolicy zrobił niezły interes, kasując ponad 20 mln euro za kontuzjogennego piłkarza, na którego pozycji grają też przecież De Rossi, Pizarro, Brighi czy ewentualnie Perrotta. Sam Aquilani wrzucił na koniec kamyczek do klubowego ogródka mówiąc, że jego ostatni uraz był nieprofesjonalnie leczony przez lekarzy Romy. Czy to koniec pożegnań z Rzymem? Wykluczyć tego nie można, kilka klubów widziałoby u siebie Mexesa, Baptistę czy Vucinica. Choć pewnie do tego nie dojdzie.

Mimo bałaganu w klubie, Roma piłkarsko wygląda nieźle. Trzon zespołu został zachowany. Poprzedni sezon giallorossi zaczęli źle, ale środek rozgrywek mieli świetny. Dopiero końcówka wyeliminowała ich z walki o CL. Jeśli Roma będzie grała tak jak w środkowej części poprzedniego sezonu, to walka o pierwszą czwórkę jest realna.

Kibice modlą się o zdrowie Tottiego, ale wydaje się, że znaczniej ważniejszym piłkarzem dla systemu gry preferowanego przez Luciano Spallettiego jest Daniele De Rossi, prawdopodobny przyszły kapitan drużyny. Trener najczęściej stosuje ustawienie 4-2-3-1 gdzie De Rossi odpowiada razem z Davidem Pizarro za porządkowanie gry w strefie środkowej i trzymanie w ryzach tamtego właśnie obszaru boiska. Totti gra wysuniętego napastnika, za jego plecami operuje najczęściej Perrotta. W sparingach nieźle spisywał się tam również Francuz Menez.

Niewykluczone, że Spal będzie próbować też gry w schemacie 4-4-2. W obu tych ustawieniach sprawdzić się powinien nowy nabytek, Stefano Guberti. Ten dynamiczny skrzydłowy przypomina mi trochę młodego Gianlucę Zambrottę, podobnie jak on może szarżować na obu flankach, a niewykluczone, że kiedyś cofnięty zostanie do defensywy. Guberti, tak jak Zambrotta, ostatni krok do dużej piłki zrobił w barwach Bari. Przypadek?

Jeśli obrona Romy, złożona przecież z niezłych piłkarzy (Mexes, Juan, Motta, Riise), będzie bardziej szczelna, giallorossi stać na walkę o 4 miejsce. O scudetto Roma może zapomnieć, drużyna pewnie znów będzie chwalona za ładną grę i odniesie kilka spektakularnych zwycięstw, ale przepaść między nią a Wielką Trójką z północy jest w tym momencie nie do zasypania.

Słaba postawa Lazio w lidze (10 miejsce mimo świetnego początku) zrekompensowana została triumfem w Coppa Italia. Nowy sezon biancocelesti rozpoczęli od wygrania Superpucharu Włoch. Kontrowersyjny, lubujący się w mało lotnych łacińskich sloganach, prezydent Claudio Lotito może chodzić nadęty niczym paw i ogłaszać zwycięstwo swojej autorskiej i ponoć nowatorskiej wizji futbolu.

Faktycznie, Lazio to w tym momencie klub wypłacalny, stabilny, rozpoczynający prawdopodobnie wkrótce budowę nowego stadionu. Pomysł Lotito, swoista mieszanka moralizatorstwa, utylitaryzmu, pozytywizmu i mistycyzmu, wydaje się przynosić efekty, choć z pozoru wydawało się być to wszystko szalonym i nierealnym.

Nowy trener, Davide Ballardini, spełnia parametry idealnego pracownika wyznaczone przez nielubianego przez sporą część kibiców prezydenta. Praktykujący katolik, tytan pracy (zamieszkał wraz ze swoim sztabem w ośrodku treningowym Formello!), a przede wszystkim skromny i dobry fachowiec. Lazio doceniło dobre wyniki prowadzonych przez niego Cagliari i Palermo. Czy jednak Ballardini nie ma gorszej drużyny niż poprzednik, Delio Rossi?

Poza kadrą znajdują się przecież Lorenzo de Silvestri, Goran Pandev i Cristian Ledesma. Ta trójka zgłosiła chęć odejścia z klubu, a wobec braku konkretnych ofert postanowiono „odizolować” ich od drużyny. Jedynie w przypadku Ledesmy istnieje szansa powrotu do składu. Choćby z tego względu, że rzymianie nie znaleźli godnego następcy na pozycji rozgrywającego, bo osoby „wiecznego talentu” Roberto Baronio (kiedyś napiszę o nim notkę) nie można raczej traktować poważnie.

Odszedł też solidny stoper David Rozehnal. Lazio zasilili dobrze wszystkim znany Julio Ricardo Cruz, Eliseu z Malagi (skrzydłowy obdarzony ułańską fantazją niczym Kamil Kosowski) i bramkarz Albano Bizzarri, który będzie zmiennikiem piekielnie zdolnego Urugwajczyka Muslery.

Najważniejszymi ruchami było jednak wykupienie wypożyczonych dotąd piłkarzy, Mauro Zarate i Francelino Matuzalema. Tego drugiego kibice znają choćby z dobrych występów w Szachtarze Donieck. Jest to wszechstronny, lewonożny środkowy pomocnik, potrafiący dobrze podać, ale i skutecznie odebrać futbolówkę rywalowi. Zarate natomiast to największa gwiazda ekipy i ulubieniec fanów. Nadal zachodzę w głowę jak potęgi europejskie mogły przegapić tego piłkarza (grał przez pół roku w Katarze!)? Świetna technika, dynamika, fantazja, uderzenie z obu nóg. Śmiem twierdzić, że nie jest to gorszy futbolista od np. Aguero. Lotito, w celu wykupienia Argentyńczyka, musiał sięgnąć głębiej do kieszeni (a tak naprawdę do zasobów kredytowych banków). Ale ponad 20 mln euro (i to w gotówce!) to niewygórowana cena za tak świetnego napastnika.

Zarate, Cruz, kapitan Rocchi, Foggia (zwinny skrzydłowy), Matuzalem, Eliseu, Ledesma (jeśli wróci), Lichsteiner (ksywka „Forrest Gump” – może biegać i biegać...), Kolarov (bije wolne prawie jak Mihajlović), Diakite (nowy Thuram?), Muslera. Lazio ma niezłą kadrę i dobrego trenera. Dojść ma jeszcze jeden środkowy obrońca (mówi się m.in. o Caninim z Cagliari, Gallasie i Coloccinim). Stać ich na walkę o 6 miejsce, gwarantujące start w Lidze Europejskiej. W rozgrywkach europejskich cel minimum to przejście szwedzkiego Elfsborgu i awans do fazy grupowej. Założę się jednak, że ambicje Lotito sięgają znacznie wyżej.


foto: merlin.pl

Niemcy u bram


Dziś do boju o Ligę Mistrzów rusza Fiorentina (wyjazd do Lizbony na mecz ze Sportingiem). W czwartek swoje przygody z Ligą Europejską rozpoczynają Lazio (z Elfsborgiem) i Genoa (Odense), a kontynuuje ją Roma (wyjazd do Koszyc).

To będzie ważny sezon dla sytuacji włoskich klubów w rankingu krajowym UEFA. Aktualnie przewaga nad Niemcami jest nieomal iluzoryczna (49,410 do 46,374). Jeśli włoskie zespoły znów zawiodą na całej linii, a nasi zachodni sąsiedzi będą mieli niezły rok, Italia spadnie w zestawieniu za Niemcy.

To oznaczałoby, że w sezonie 2011/2012 Serie A wystawiałaby w europejskich pucharach już tylko 6 ekip, z czego zaledwie 3 w Lidze Mistrzów. Byłaby to dla czołowych włoskich klubów mała tragedia. Jak nigdy więc analizowany będzie teraz na Półwyspie Apenińskim ranking UEFA. A Inter, Juventus, Milan, Fiorentina, Lazio, Genoa i Roma grać będą nie tylko dla siebie.


logo: 90minut.pl

Juventus - czy to ten sezon?


Optymizm. Tym jednym słowem można chyba najlepiej podsumować nastrój jaki panuje w drużynie Juventusu oraz w jej bliższym i dalszym otoczeniu. Najbliższy sezon ma definitywnie odgonić złe duchy przeszłości (calciopoli i Serie B) i zakończyć okres katharsis jakie przeszli wszyscy kibice Starej Damy. Co skłania juventini do takich postaw?

Po pierwsze: nowy trener. Ciro Ferrara to kolejny przykład mody na zatrudnianie byłych piłkarzy bez większego doświadczenia zawodowego. Skoro przyniosło efekt w Barcelonie, to dlaczego nie może sprawdzić się u nas, pomyślano? Pierwszą próbę ognia były defensor Juve i Napoli już przeszedł. Objął pod koniec poprzednich rozgrywek rozbity zespół i sprawnie poskładał go na ostatnie tygodnie sezonu. Dlatego też dostał kolejną szansę. Tym razem zadanie przed jakim stanął będzie jednak niewspółmiernie trudniejsze.

Na razie jednak mówić można o pewnego rodzaju sielance. Ferrary nie mogą nachwalić się ani jego przełożeni ani jego podopieczni. Ciro podoba się im zarówno jako człowiek jak i jako szkoleniowiec. W zespole panuje ponoć dobra atmosfera, a praca wykonana w okresie przygotowawczym określona została jako wzorowa. Piłkarze w swoich wypowiedziach nie pozostawiają wątpliwości: celem Juve jest zdetronizowanie Interu i jest to ich zdaniem zupełnie realne.

Drugim powodem do optymizmu, uprawniającym do zapowiedzi walki o scudetto, jest gra w meczach sparingowych. Choć zdarzały się wpadki (jak choćby 1-4 z Villareal), to jednak bianconeri generalnie chwaleni są za sposób gry. Obserwatorzy podkreślają spoistość drużyny, postęp w grze obronnej i dość sprawne konstruowanie fazy ataku. Dobrze wprowadzili się do drużyny nowi piłkarze, o których za chwilę. Wisienką na torcie był triumf w Trofeo TIM dzięki pokonaniu Interu (w karnych) oraz Milanu.

Last but not least: optymizm jest uzasadniony, gdyż Juventus ma po prostu bardzo silny skład, na pewno najlepszy od czasu powrotu w szeregi pierwszoligowców. Jedynym dotkliwym ubytkiem jest odejście Nedveda, który mimo 37 lat na karku nadal imponował żywotnością, pracowitością i mocnym uderzeniem z dystansu. Poza nim pozostali w Turynie wszyscy kluczowi piłkarze, nawet lis pola karnego Trezeguet, którego umieszczano na liście tych, którzy odejść mieli na pewno.

No i nowe nabytki. Juventus przeprowadził jedną z najmądrzejszych kampanii transferowych w całej lidze, dodając do składu sporą dawkę piłkarskiej solidności ale i czystego talentu. Do Piemontu wrócił mistrz świata Cannavaro, defensor o uznanej klasie, który z pewnością będzie (razem z Buffonem) liderować w formacji defensywnej turyńczyków. Fabio pomoże tej ekipie nie tylko pod względem piłkarskim, ale i mentalnym. I nie zmieni tego nawet dość chłodne przyjęcie go przez kibiców.

Felipe Melo to jedno z odkryć poprzedniego sezonu ligowego. Przychodząc do Fiorentiny był dla włoskich kibiców piłkarzem dość anonimowym. Po roku jego usługi chciało zapewnić sobie pół futbolowej Europy, z Arsenem Wengerem na czele. Operatywność działaczy z Corso Galileo Ferraris (tam mieści się siedziba klubu) jest więc tym bardziej godna podkreślenia. Felipe Melo łączy w sobie brazylijski talent z włoską solidnością. Ten silny, twardo grający, ale i nieźle operujący futbolówką piłkarz ma zapewnić spokój i kontrolę w środku pola. Po to by brylować mógł najbardziej utalentowany ze sprowadzonych latem zawodników.

Mowa oczywiście o Diego. Każdy, kto widział go w akcji, przyzna, iż jest to znakomity ofensywny pomocnik, dużo widzący na boisku, dysponujący kapitalnym ostatnim podaniem i piorunującym uderzeniem z dystansu. Diego i Del Piero to obdarzony największą fantazją duet w Serie A. Ich wspólna gra, jeśli wszystko wypali i jeśli Diego dobrze zaaklimatyzuje się w chłodnym przecież jak na Włochy Turynie, może cieszyć oko najbardziej nawet wybrednych koneserów futbolu. Także tych, którzy uważają, że włoska liga to kopanie się po czole i nudne catenaccio.

Cannavaro, Melo i Diego dołączają więc do i tak bardzo mocnego składu Juve. Znajdziemy w nim przecież takie nazwiska jak Buffon, Chiellini, Camoranesi, Giovinco (wielki talent), Sissoko, Marchisio (świetny środkowy pomocnik, już kadrowicz), Trezeguet, Del Piero czy Amauri (oby był zdrowy!). Na podstawie meczów sparingowych założyć należy, że, przynajmniej początkowo, Ferrara postawi na schemat 4-3-1-2 lub 4-2-3-1 (choć schematy przecież nie grają i są dość umowne). W obu kluczową rolę spełniać ma Diego.

Optymizm panuje więc w biało-czarnej części Turynu. Stan ten ma to do siebie, że nigdy nie trwa wiecznie. Problemy mogą pojawić się z pierwszymi niepowodzeniami i wtedy okaże się, czy Ciro Ferrara jest już gotowy na tak wielkie wyzwanie, jak prowadzenie mającej najwięcej kibiców na Półwyspie Apenińskim drużyny. Na tę chwilę jednak wydaje się, że to właśnie Stara Dama będzie najpoważniejszym antagonistą Interu w walce o tytuł mistrzowski. Tego zdania jest też selekcjoner Marcello Lippi, który stawia na końcowy triumf Juventusu.


foto: sportlive.it

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Co z tym Milanem?


Carlo Ancelotti zapisał na ławce trenerskiej Milanu piękną kartę. Dwa wygrane Puchary Mistrzów, jeden triumf ligowy, wiele niezapomnianych spotkań i etykietka najładniej grającej w piłkę włoskiej ekipy. To dużo. Ancelotti spędził w czerwono-czarnej części Mediolanu 8 lat. Wraz z jego odejściem do Chelsea skończyła się w Milanie pewna epoka. Teraz czas zacząć zapisywanie nowych kart historii.

Na zmiany zanosiło się zresztą od jakiegoś czasu. Dwa sezony temu Milan nie zakwalifikował się nawet do Ligi Mistrzów. Rok temu miał spacerkiem wygrać Puchar UEFA, tymczasem odpadł z niego w fatalnym stylu po dwumeczu z Werderem. W Serie A rossoneri obejrzeli z oddali plecy Interu, a na finiszu rozgrywek dali się wyprzedzić również Juventusowi. Rzutem na taśmę udało uratować się 3 miejsce i uniknąć konieczności gry w eliminacjach Champions League (co przy aktualnej dyspozycji zespołu mogłoby skończyć się tragicznie).

Jeszcze wyraźniej „zmianę warty” podkreślają dwa inne wydarzenia: zakończenie bogatej piłkarskiej kariery przez symbol Milanu, Paolo Maldiniego i transfer Kaki do Realu Madryt. Maldini, mimo iż w ostatnich latach nękany urazami i pozbawiony dawnej dynamiki, symbolizował wszystko co najlepsze w Milanie: elegancję, charakter zwycięzcy i bogatą listę triumfów. Kaka, gracz wybitny i pod względem piłkarskim lider drużyny, zapragnął nowych wyzwań i przeniósł się do innej galactici. Jego transfer był zresztą konieczny, co potwierdził Silvio Berlusconi, by zapiąć budżet. Milan dość mocno został trafiony osławionym kryzysem gospodarczym.

Kto zastąpi nieobecnych? „Moda na Guardiolę” nie ominęła Milanello i oto stery drużyny oddano w ręce Brazylijczyka Leonardo. Były piłkarz rossoneri (zresztą świetny) całkiem dobrze czuł się w roli działacza i nie do końca chyba przeczuwał co się święci. W przeciwieństwie do Pepa, Leonardo nie jest gruntownie (pod względem teoretycznym) przygotowany do zawodu, choć boiskowej praktyki odmówić mu nie można.

Maldiniego i Kakę zastąpić mają „nowi-starzy” de facto piłkarze. Alessandro Nesta figuruje w kadrze Milanu od 2002 roku, ale ostatnich kilkanaście miesięcy spędził na leczeniu przewlekłej kontuzji. W tym sensie jego powrót traktować należy jako realne wzmocnienie drużyny. Nesta, gdy jest zdrowy, ciągle prezentuje najwyższą klasę (zwaną u nas international level) i gwarantuje solidne „trzymanie” linii obrony. Przecież nikt nie wykonuje tak eleganckich i skutecznych wślizgów jak wychowanek Lazio. Gdyby ze zdrowiem Nesty było coś nie tak, w odwodzie (z nowych piłkarzy) pozostają silny, świetnie grający głową Oguchi Onyewu i zakupiony już w styczniu Brazylijczyk Thiago Silva.

Drugim piłkarzem z „odzysku” jest (ma być?) Ronaldinho. W poprzednim sezonie Dinho mocno rozczarował, tracąc energię na błyszczących parkietach mediolańskich dyskotek. I choć niedawno znów widziano go tańczącego nad ranem sambę, to zarówno Silvio Berlusconi jak i Leonardo są pewni, że będzie to jego sezon. Ma on być kluczową postacią Milanu i wspierać duet napastników Pato-Huntelaar. W Milanie liczą, iż Holender ściągnięty z Realu pójdzie raczej drogą van Bastena niż Kluiverta i będzie skutecznie dziurawił siatki rywali.

I lepiej by tak było. Wyniki sparingów są zatrważające, bo rossoneri seryjnie kolekcjonują porażki. Leonardo próbuje różnych ustawień - zaczynał od 4-3-3 a aktualnie chyba skłania się ku tradycyjnemu ostatnio dla Milanu 4-3-1-2 czy też 4-1-2-1-2 (tak grywali za Ancelottiego, alternatywą było wówczas 4-3-2-1 czyli „choinka”). Takie są też sugestie „nadtrenera” Berlusconiego, który stwierdził ostatnio, iż wystawianie Ronaldinho w pomocy to marnowanie prądu, gdyż „w okolicach szesnastki rywala jest on najgroźniejszy”. Dowodzi to dwóch rzeczy: 1) Berlusconi nadal uważa, że zna się najlepiej na piłce (nic nowego), 2) w Milanie naprawdę wierzę, że Brazylijczyk może dać coś jeszcze tej drużynie.

Ważnym testem miał być dzisiejszy mecz o Trofeum Berlusconiemu przeciwko Juve. Od razu posypuję głową popiołem – widziałem tylko pierwszą połowę. Ale to co zobaczyłem każe zaniechać przedwczesnego skreślania drużyny Leonardo. Ronaldinho miał sporo chęci do gry, Pato potwierdził, że jest świetny. Na tym można już coś budować. Milanowi chciało się dziś wieczorem grać, a gdy to się dzieje to często rywale bywają bezradni. Czy tak będzie w tym sezonie?

Możliwe. W końcu w Milanie została większość „starej gwardii”: solidny stoper Kaładze, dobrzy boczni obrońcy Zambrotta i Jankulovski (choć Milan szuka kogoś na lewą flankę), znakomity rozgrywający Pirlo, wszechstronny Seedorf, waleczni Ambrosini i Gattuso czy też urodzony na linii ostatniego obrońcy Pippo Inzaghi. To wszystko są ludzie przyzwyczajeni do zwycięstw. Jeśli Leonardo złapie z nimi dobry kontakt (w co wierzę) i pozwoli im grać w piłkę (czemu miałoby być inaczej) to Milan będzie groźny dla najlepszych. Zarówno w Italii, jak i w Europie. Rossoneri zawsze przecież liczyli się w rozgrywkach Champions League, nawet gdy w Serie A wypadali poniżej oczekiwań.


foto: goal.com

Inter - czas na Europę?


Wielkimi krokami zbliża się sezon 2009/2010. Dlatego też pierwsze wpisy na moim blogu traktować będą o sytuacji w poszczególnych klubach u progu nowych rozgrywek. Będę starał się by opisy te były dość zwięzłe, a jednocześnie treściwe. Zaczynam, rzecz jasna, od obrońcy tytułu mistrzowskiego - Interu Mediolan.

Pierwszy rok pracy Jose Mourinho w Mediolanie nie powalił nikogo na kolana. Wygranie scudetto, przy kadrze jaką dysponuje Inter i przy słabości rywali, było właściwie oczywistością. Dużo do życzenia pozostawiał styl gry. Jeszcze większym rozczarowaniem było odpadnięcie w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Manchesterem United. Mourinho przybywał przecież na Półwysep Apeniński jako ten, który w pucharach zawsze dochodzi daleko (a nawet je wygrywa) i który przełamać miał europejską niemoc Interu. Nie udało się, Czerwone Diabły były zespołem bezdyskusyjnie lepszym, lepiej zorganizowanym, po prostu grającym lepiej w piłkę.

Cała ta gra w piłkę w wykonaniu nerazzurri była w poprzednim sezonie dość nijaka. Wspomniałem o stylu, a właściwie jego braku. Faktycznie, na grę Interu patrzyło się dość nieprzyjemnie. OK, jest to drużyna wybiegana, dobrze poukładana (docenić należy wkład poprzednika Mou, Roberto Manciniego) ale polotu nie ma za grosz. Głównym konceptem ekipy z Meazza było (co przyznawali nawet kibice Interu) podanie piłki do Ibrahimovica i czekanie co wymyśli szwedzki napastnik. Teraz Ibry już w Mediolanie nie ma. Jak wpłynie to na grę Interu?

Mourinho jest zadowolony z letniej kampanii transferowej. Portugalczyk specjalnie nie płacze (przynajmniej oficjalnie) za swoją gwiazdą, która wybrała ofertę z Barcelony. Ibra minął się na lotnisku Malpensa z Samuelem Eto’o, piłkarzem tyleż wybitnym co kapryśnym. Mourinho jest pewny, że Kameruńczyk godnie zastąpi Ibrahimovica. Do stolicy Lombardii przybyli też tego kalibru futboliści co znakomity i bardzo niedoceniany Diego Milito (napastnik nieomal kompletny), stoper Lucio (Mou powtarza, że tego typu obrońcy poszukiwał), czy świetny środkowy pomocnik (z tych co i przetną i rozegrają i strzelą gola) Thiago Motta.

Mourinho poszukuje jeszcze ofensywnego pomocnika (trequartisty). Nie udało się z Hlebem, więc Massimo Moratti zarzucił sieci m.in. na wypychanych siłą z Madrytu Wesleya Sneijdera i Rafaela van der Vaarta. W tym kontekście pada też nazwisko Baptisty z Romy. Nawet jednak bez tego transferu (jest przecież Stanković) siła szerokiej przecież kadry Interu jest, na włoskie warunki, niebywała. To co w poprzednim sezonie wystarczało na Serie A nie przetrwało zderzenia z Europą. Teraz ma być inaczej i nerazzurri mają święcić triumfy na wszystkich polach.

Jak to na razie wygląda w praktyce? Do meczów sparingowych wielkiej uwagi przywiązywać nie należy, choć niektóre spotkania wyglądały obiecująco (np. 2-0 z Milanem, gdzie Inter dominował). Pierwszym papierkiem lakmusowym miał być pojedynek o Superpuchar Włoch z Lazio. Test na pierwszy rzut oka został oblany (porażka 1-2), ale wynik jest tu mylący. Inter był zespołem lepszym, a ambitni Rzymianie mieli w tym spotkaniu sporo szczęścia, w które wliczyć należy gola zdobytego...twarzą przez Matuzalema i znakomitą (znów!) postawę Muslery w bramce.

Inter był drużyną bardziej wybieganą (co na kilka tygodni przed ligą nie oznacza zupełnie nic) i potrafił totalnie zdominować rywala w środku pola (co jest już optymistyczne). Ciekawie wyglądała gra napastników – duet Milito-Eto’o pokazał, że chce i potrafi grać ze sobą. Kameruńczyk grał nie jak on sam w barwach Barcy, lecz niczym Ibra w Interze. Czyli zaczynał wiele akcji daleko od bramki rywala, klepał piłkę z kolegami, był aktywny we wszystkich strefach boiska, nie tylko w okolicy szesnastki. A przecież na ławce czeka na swoją szansę niepokorny Mario Balotelli, talent czystej wody.

Inter, jak już wspomniałem, tradycyjnie gniótł przeciwnika w strefie środkowej. Atletyczny kwartet Motta-Cambiasso-Muntari-Stanković potrafi zabiegać większość oponentów, czy jednak nie brakuje tu trochę czystej piłkarskiej jakości? W każdym razie gra linii pomocy wyglądała ciekawiej niż to drzewiej bywało, choć ustawienie było podobne (czyli romb ze Stankovicem na jego czubku). Obrona sprawiała dość pewne wrażenie (szkoda, że brakło miejsca dla piekielnie zdolnego Santona), a Lucio będzie potężną siłą przy stałych fragmentach gry. O klasie golkipera Julio Cesara nie trzeba nikogo przekonywać.

Prognoza? Inter jest oczywiście zdecydowanym faworytem do scudetto. Na tą chwilę wydaje się, że po piętach deptać może mu jedynie mocno i mądrze wzmocniony Juventus. Milan jest sporą niewiadomą ( o czym w kolejnych artykułach), Roma jest raczej na fali opadającej, a Fiorentina, choć znów zakręci się koło pierwszej czwórki, na mistrza nie ma szans (to jeszcze nie ta półka). A co w Lidze Mistrzów? Jest to niewiadoma. Czy Mourinho znalazł wreszcie czarno-niebieski klucz do wygrywania w Europie? Czy tak wymodelował zespół, że ten nie tylko pokaże dobry futbol, ale i uwierzy, że jest w stanie podołać zadaniu pod względem mentalnym?


foto: telegraph.co.uk