Niesamowite emocje mieliśmy dzisiejszego wieczoru w Mediolanie. Inter przegrywał ze Sieną 2-3 jeszcze na 5 minut przed końcem. Ale wygrał 4-3, wygrał przegrany właściwie mecz. Takie zwycięstwa dowodzą, że to mistrzowska drużyna, potrafiąca wychodzić z poważnych opresji. Siena potwierdziła, że zasługuje na lepszy los, zagrała bardzo dobrze, potrafiła odgryźć się nerazzurri, gdy ci wyszli na prowadzenie 2-1, co psychologicznego punktu widzenia zasługuje na najwyższe uznanie. Ekipa Alberto Malesaniego, z taką grą, nie powinna spaść do Serie B.
Problemy kadrowe (także te, które wynikły w trakcie gry - uraz Stankovica) zmusiły Mourinho do wprowadzenia młodych graczy ofensywnych - Marko Arnautovica i Alena Stevanovica. Obaj pokazali kilka ciekawych zagrań, choc ciezko wymagac od nich cudów na tym etapie i w spotkaniu, które niespodziewanie przybrało dla Interu taki ciężar gatunkowy. Stevanovic był porównywany w Szwajcarii do Zidane'a, widać, że ma dobrą, szybką nogę, fajną technikę i przegląd pola. Goran Pandev natomiast jest jeszcze daleki od optymalnej dyspozycji. Ale to on zaliczył asystę przy zwycięskiej bramce Waltera Samuela.
Jose Mourinho przyznał po meczu, że Siena zasłużyła na remis i że jego podopieczni mieli sporo szczęścia. Goście pomstowali na pecha i krytykowali arbitra. Trzeba niestety przyznać, że pan Peruzzo niezbyt poradził sobie z swoim zadaniem, szczególnie w końcówce meczu podjął, wspólnie z asystentami, kilka dziwnych decyzji. Obok fatalnej murawy, był najgorszym elementem tego bardzo ciekawego widowiska.
Spektaklu nie obejrzeli natomiast kibice na Stadio Olimpico. Roma zdobyła gola już w 45 sekundzie (De Rossi). Wydawało się, że sytuacja jest pod kontrolą, ale 10 minut później za zagranie ręką poza polem karnym do szatni pobiegł Doni. Mimo to, giallorossi ani przez moment nie wypuścili meczu z ręki. To oni mieli więcej okazji, w tym karnego zmarnowanego przez Pizarro. Chievo to niezła drużyna, ale nie ma groźnych napastników - dziś dodatkowo brakowało jeszcze Pelissiera.
Co z tego, że werończykom zdarzało się zamknąć Romę w okolicach jej pola karnego, jeśli tak naprawdę jedynym pomysłem gości na strzelenie gola były wykonywane jakby od niechcenia wrzutki pola karne? Pewnie prezentowała się defensywa Romy (to ogromny postęp w porównaniu choćby z poprzednimi rozgrywkami), a cała drużyna zagrała z zębem i charakterem. Szczególnie dużą pracę wykonali wszędobylski De Rossi oraz Luca Toni. Ten drugi nie zdobył wprawdzie gola (miał okazję na samym początku), ale samotnie walczył z obrońcami Chievo, przytrzymywał piłkę, wymuszał faule, w tym tego, który zaowocował jedenastką. Zszedł z murawy żegnany burzą braw.
foto: gazzetta.it
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz